| | FAQ | Szukaj | Użytkownicy | Rangi | Rejestracja | Profil | Wiadomości | Zaloguj
Linki | Ekipa | Regulamin | Galeria | Artykuły | Katalog monet | Moje załączniki

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu Idź do strony 1, 2  Następny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Artur P.
Chorąży

Chorąży




Posty: 150
Pochwał: 2
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Zbrodnie NSZ-NZW

Może wkładam kij w mrowisko, ale co tam...

Przy okazji rozważań na temat działalności podziemia narodowego po 1944/1945 r. nie należy zapominać o czarnych kartach działalności niektórych oddziałów partyzanckich. Nie chodzi mi bynajmniej o pojedyncze grabieże/mordy/likwidacje, lecz o zaplanowane z góry "czystki" (chyba to słowo będzie odpowiednie). Co sądzicie o dwóch przykładach działań NSZ/NZW?

6 czerwca 1945 r. Zgrupowanie PAS NSZ Okręgu Lublin, realizując wytyczne d-twa okręgu, wymordowało ok. 200 mieszkańców Wierzchowin (pow. Krasnystaw), głównie (choć nie tylko) narodowości ukraińskiej, w tym wiele kobiet i dzieci.
Zimą 1946 r. oddziały PAS NZW Okręgu Białystok spacyfikowały kilka białoruskich wsi. W rezultacie zginęło ok. 50 osób. Dodatkowo szef PAS Okręgu kpt. Romuald Rajs "Bury" wydał rozkaz wymordowania 28 furmanów białoruskich.

Jak myślicie - dlaczego podziemie narodowe decydowało się na tak drastyczne akcje, w których cierpiała tylko ludność cywilna? Dlaczego akurat największe mordy popełniono na przedstawicielach mniejszości białoruskiej i ukraińskiej?

Sro 06 Wrz, 2006 12:58

Powrót do góry
Piotrk1
Kapitan

Kapitan




Posty: 1328
Pochwał: 2
Skąd: Śląsk
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Często dochodziło do nich z uwagi na nieporozumienia z przeszłości.
Warto by wiedzieć kto danym oddziałem dowodził, skąd pochodził on jego żołnierze. jakie stosunki łączyły ich z osobami innych narodowości itp. Tu chyba można znaleźć niejednokrotnie przyczyny. Skąd wzięła się nienawiść.

Sro 06 Wrz, 2006 13:05

Powrót do góry
maxikasek
Moderator
Generał broni

Generał broni





Posty: 10865
Pochwał: 36
Skąd: obecnie Szczecin
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

http://www.ipn.gov.pl/a_300605_komunikat_bury.html tu IPN opisuje rezultaty śledztwa przeciw "Buremu". Czytając to odnoszę wrażenie że to były czystki etniczne- podobne jakie robiło UPA. Zresztą był kiedyś program, gdzie wypowiadali się byli żołnierze V Brygady AK o "Burym". Kiedy miał nad sobą bat (Łupaszka) to był świetny żołnierz. Kiedy został sam "Bogiem i władcą" stał się zwykłym watażką.
_________________
Prawo Balaniego:
Jak długo trwa minuta, zależy od tego, po której stronie drzwi toalety się znajdujesz.

http://www.powrotlegendy.pl/

Sro 06 Wrz, 2006 16:34

Powrót do góry
Grot-Dziobecki
Major

Major





Posty: 1908
Pochwał: 3
Skąd: Warszawa
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Białorusinów spacyfikowano za popieranie Sowietów. Nie jest to oczywiście dobry pomysł-mordowanie kobiet i dzieci im chwały nie przyniosło (poza tym jest to niezgodne z wytycznymi polityki endeckiej-Białorusini to tacy "nieuświadomieni Polacy"-do polonizacji).

Sro 06 Wrz, 2006 16:46

Powrót do góry
l'Aquila
Porucznik marynarki

Porucznik marynarki





Posty: 684
Pochwał: 1
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

O ile pamietam, to Bialorusinow zamordowano za to, ze inaczej robia znak krzyza. Popieranie ZSRR bylo tylko pretekstem, na co wskazuje np. fakt, ze mordowano jedynie osoby wyznania prawoslawnego. Zreszta nawet komenda NZW uznala, ze kpt. Rajs przekroczyl znacznie swe uprawnienia, natomiast w zeszlym roku Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Bialymstoku uznala ze dzialalnosc kpt. Rajsa nosila znamiona ludobojstwa.

Pozdrawiam

l'A

_________________
Barwny ich strój, amaranty zapięte pod szyją.
Ach, Boże mój, jak ci polscy ułani się biją.
Ziemia aż drży, stary szyldwach swe oczy przeciera.
Wszak on ich zna, to są ułani spod Samosierry.

Sro 06 Wrz, 2006 17:06

Powrót do góry
Artur P.
Chorąży

Chorąży




Posty: 150
Pochwał: 2
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Ważną sprawą jest sama osobowość "Burego" - człowieka odważnego, ale porywczego, który musiał mieć nad sobą silną rękę (tak jak na Wileńszczyźnie - "Szczerbca", a na Białostocczyźnie - "Łupaszkę"). Wielu uważało go za żołdaka, człowieka który żyje z wojny. "Bury" często sam z zminą krwią rozstrzeliwał jeńców (w ogóle nie lubił ich brać), a co gorsza wywierał ogromny wpływ na swoich podkomendnych, którzy praktycznie gotowi byli za nim pójść do piekła. O tym jak postrzegali jego osobowość przełożeni niech świadczy jeden fakt. Podczas demobilizacji 5. Brygady Wileńskiej AK (wrzesień 1945) wyprawiono obiad dla kadry. Ppor. "Bury" nieoczekiwanie oświadczył w patetycznych słowach, że przechodzi wraz ze swoim szwadronem do NZW, aby tam kontynuować walkę za Ojczyznę. Doszło wówczas do znamiennej sceny. Mjr "Łupaszka" spokojnie przyjął do wiadomości oświadczenie podkomendnego. Stwierdził jednak: "Uważaj Bury, bo źle skończysz".

Po przejściu do NZW Rajs zaczął jako dowódca oddziału zachowywać się zupełnie inaczej niż w okresie służby w 5. Brygadzie, gdzie wymagania wobec oficerów i ich szwadronów były bardzo wysokie. Jesienią 1945 r. oddział stale kwaterował w wioskach, często pod opieką siatki NZW. Wartę pełnili miejscowi konspiratorzy (a nie jak poprzednio członkowie szwadronu). Żołnierze spali w domach, w pościeli gospodarzy (w 5. Brygadzie było przyjęte, że partyzanci nocują w stodołach lub ewentualnie na podłodze w domu). Stosunek "Burego" do ludności niezorganizowanej stawał się coraz bardziej szorstki i brutalny, a postawa dowódcy musiała rzutować na zachowanie żołnierzy.

Brutalne działania "Burego" przeciwko Białorusinom są niczym nieuzasadnione (oczywiście twierdzono o ich współpracy z NKWD/UB - ale pacyfikacje/egzekucje przeprowadzano praktycznie jak popadło), bo jak można wytłumaczyć wynajęcie wozaków do transportu żołnierzy i oporządzenia a potem ich likwidację?

Sro 06 Wrz, 2006 17:56

Powrót do góry
Allman
Starszy szeregowiec

Starszy szeregowiec





Posty: 28
Skąd: Włodawa
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Jestem daleki od usprawiedliwiania dokonanych przez "Burego" pacyfikacji białoruskich wsi, czy likwidacji furmanów, ale też nie zgodzę się nigdy na krótką, kilkuzdaniową ocenę całokształtu jego działalności, jaką prezentują co niektórzy i dlatego chciałbym oddać głos w tej sprawie Panu Kazimierzowi Krajewskiemu, osobie chyba najbardziej kompetentnej by się na jego temat wypowiadać, autorowi m.in. książki "Białostocki Okręg AK-AKO VII 1944 - VIII 1945" i współautorowi potężnej monografii V i VI Brygady Wileńskiej "Łupaszka, Młot, Huzar". Poniższy artykuł jest niepublikowanym tekstem - odpowiedzią na film paradokumentalny pani Agnieszki Arnold pt. "Bohater", wyemitowany w TVP 1, w 2003 r., w którym to filmie autorka dopuściła się całej masy manipulacji i przedstawiła kpt. R. Rajsa w jak najgorszym świetle, czyniąc z niego ostatniego bandziora i sadystę, co jak zwykle, znalazło w tym kraju bardzo podatny grunt do wydawania opinii, rodem z zamierzchłego PRL, o bandyctwie powojennego podziemia. Tekst jest dość długi, ale mam nadzieję, że dla traktujących poważnie siebie i innych w dyskusji historycznej, nie przeszkodzi w uważnej lekturze.
A o to, co na ten temat miał do powiedzenia historyk, niekwestionowany autorytet w sprawach partyzantki wileńskiej i białostockiej:

Kazimierz Krajewski (Warszawa) - tekst niepublikowany
„Bohater” czyli znów czarno – biała historia


Każdy człowiek, nawet ten - który popełnił poważne życiowe błędy, posiada prawo do obrony. Ale, jak się okazuje, nie w telewizji publicznej. W poniedziałek 3 listopada 2003 r., w programie „Czas na dokument” (I program TVP) został na naszych oczach „zlinczowany” Romuald Rajs „Bury”. Autorka „dokumentalnego” filmu poświęconego jego postaci, szyderczo zatytułowanego „Bohater” - p. Agnieszka Arnold - nie dała mu żadnych szans.

Tytułowy „bohater” – Romuald Rajs, oficer Armii Krajowej i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, słynny ongiś dowódca partyzancki z Wileńszczyzny i Białostocczyzny - został przedstawiony jako prostak, tchórz, dekownik, psychopata, antysemita, sadysta i prymitywny zbrodniarz. Charakterystycznym znamieniem filmu pani Arnold, obok tendencyjnego zestawienia wypowiedzi na temat działalności „Burego”, jest brak komentarza ze strony historyków, jak również brak odniesienia się do dokumentów z epoki. Podstawą filmu stały się bardzo subiektywne i emocjonalne wypowiedzi, pozostawione zupełnie bez komentarza.

Romuald Rajs „Bury” nie jest moim ulubionym „bohaterem pozytywnym”, kilkakrotnie w publikacjach oceniałem krytycznie jego działalność po wrześniu 1945 r. - w okresie przynależności do NZW. (podkr. Allman) Nierzetelność wspomnianego filmu zmusiła mnie jednak do zabrania głosu w jego sprawie. Nie chodzi mi przy tym o „wybielanie” postaci „Burego”, tylko o zaprezentowanie całej plejady kolorów – czynów jakimi ubarwił swoje życie Romuald Rajs. W filmie zarysowała się tendencja do prezentowania historii według kanonu obowiązującego w pierwszym powojennym półwieczu. Twórczyni filmu działalność „Burego” w Armii Krajowej na Wileńszczyźnie w okresie okupacji niemieckiej jeszcze jako tako „akceptuje”, choć stara się „wbijać mu szpile” przy każdej okazji. Natomiast przedstawiając jego działalność w okresie powojennym w NZW, kreuje obraz „Burego” i jego podkomendnych jako zwykłych zbrodniarzy i bandytów. Tak, jak obowiązywało to w „kanonach” oficjalnej historiografii PRL.

Tymczasem niezależnie od popełnianych błędów i nietrafnych, czasem tragicznych nawet decyzji, nie można negować faktu, iż ludzie ci walczyli o niepodległość i suwerenność Polski. Ponieśli przy tym najwyższe ofiary. Większość z nich zginęła walce z bronią w ręku, lub zamordowana w więzieniach na mocy wyroków sądów ówczesnego komunistycznego państwa. Taki los spotkał „Burego” i dwóch jego kolejnych zastępców – Mikołaja Kuroczkina „Leśnego” i Kazimierza Chmielowskiego „Rekina”.

Ponieważ autorkę filmu „Bohater” zajmowały przede wszystkim te wątki w biografii Rajsa, które mogła użyć na jego niekorzyść – pomijając inne, należałoby przypomnieć kim był ów człowiek.

Romuald Rajs urodził się w 1913 r. w Jabłonce pow. Brzozów, w wielodzietnej rodzinie, wcześnie osierocony przez ojca, bardzo wcześnie musiał o własnych siłach borykać się z losem. W 1933 r. ukończył z wyróżnieniem podoficerską szkołę dla małoletnich i pozostał w wojsku jako podoficer zawodowy. Wbrew poglądom wyrażanym w filmie nie był prostakiem i człowiekiem prymitywnym – uzyskanie z dobrymi notami wykształcenia na poziomie 6 klas gimnazjalnych było jak na standardy przedwojenne dość znaczące. W późniejszym okresie zasłynął też jako autor piosenek partyzanckich (jego autorstwa była dość popularna w oddziałach wileńskich piosenka „Partyzantem być to dzika rozkosz”). Poprzez służbę wojskową związany był z Wilnem, gdzie służył w 85 pp, 13 p.uł. oraz przy dowództwie 19 DP. Uczestniczył w wojnie obronnej 1939 r. i wówczas to po raz pierwszy zetknął się z „problemem białoruskim” – napadami „skomunizowanego” białoruskiego chłopstwa na żołnierzy i mniejsze pododdziały WP, osadników wojskowych oraz cywilnych polskich uchodźców, zwłaszcza wywodzących się z warstw oświeconych.
Od początku okupacji „Bury” zaangażowany był w działalność konspiracyjną na terenie Wilna. Od września 1943 r. służył w oddziale partyzanckim por. Gracjana Fróga „Szczerbca”, późniejszej 3 Wileńskiej Brygadzie AK, gdzie dowodził 1 kompanią szturmową. Odgrywał dominującą rolę w najbardziej dramatycznych momentach historii tej jednostki bojowej. Był również „Bury” autorem i współautorem najbardziej spektakularnych sukcesów bojowych 3 Brygady Okręgu Wileńskiego (Worniany, Turgiele, Mikuliszki, Rudomino, Nowe Troki, Pawłowo, Murowana Oszmianka, Jaszuny, operacja „Ostra Brama”). Za wybitną odwagę w tych działaniach odznaczono go Krzyżem Walecznych i Krzyżem Virtuti Militari V klasy (w 1945 r. otrzymał także Srebrny Krzyż Za-sługi z Mieczami).

Po akcji „Ostra Brama” i rozbrojeniu oddziałów AK przez wojska sowieckie został wcielony do armii Berlinga. W zasadzie mógł spokojnie i bezpiecznie przetrwać na głębokim zapleczu najtrudniejszy okres instalowania się władz komunistycznych, skierowano go bowiem do jednostki ochraniającej lasy państwowe. Mógł jakoś dostosować się i ułożyć sobie życie w Polsce rządzonej przez komunistów. Nie pogodził się jednak z sytuacją panującą w kraju. W maju 1945 r. zbiegł „do lasu” wraz z dowodzonym przez siebie plutonem ochrony lasów państwowych z Hajnówki i dołączył do odtworzonej na Białostocczyźnie 5 Brygady Wileńskiej podlegającej wówczas Komendzie Białostockiemu Okręgowi AK-AKO, prowadzącej otwartą walkę partyzancką z władzami komunistycznymi i okupacyjnymi wojskami sowieckimi. Pełnił tam funkcję dowódcy 2 szwadronu. We wrześniu 1945 r., po rozformowaniu 5 Brygady Wileńskiej w związku z zarządzoną przez Delegaturę Sił Zbrojnych operacją „rozładowywania lasów”, przeszedł do Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, gdzie otrzymał stopień kapitana i stanowisko szefa Pogotowia Akcji Specjalnej Białostockie-go Okręgu NZW. W 1946 r. dowodził największym zgrupowaniem partyzanckim NZW na Białostocczyźnie. Aresztowany 13.11.1948 r. w wyniku denuncjacji, został skazany na karę śmierci przez WSR w Białymstoku i stracony 5.01.1950 r. Dnia 15.09.1995 r. Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego na sesji wyjazdowej w Olsztynie unieważnił wyrok wydany 47 lat wcześniej.

Życie Romualda Rajsa „Burego” obfitowało w dramatyczne momenty i decyzje. Autorka reportażu wybrała jednak tylko te wątki i te wypowiedzi, które pozwoliły jej na zaprezentowanie słynnego partyzanta wyłącznie w niekorzystnym świetle. Oglądając „bohatera” miałem wrażenie, że nieliczne obiektywne wypowiedzi, takie jak Olgierda Christy „Leszka” czy Kazimierza Iwanowskiego „Kaza”, miały jedynie uwiarygodniać całość tendencyjnego obrazu. Znając działalność bojową „Burego”, a także znając środowisko jego dawnych podkomendnych, którzy dali się wykorzystać przy produkcji filmu, miałem nieodparte wrażenie, iż został on zrobiony pod z góry założoną tezę. Autorka filmu tylko pozornie szukała odpowiedzi na postawione przed widzem pytania. W istocie dobrała głównie te wypowiedzi, które pozwalały na wykreowanie „Burego” jako bohatera zdecydowanie negatywnego. W efekcie przyjętej przez Agnieszkę Arnold koncepcji pokazania tytułowego „bohatera”, jej film kojarzy się z czarno-białą emisją, w której kolor czarny odnoszący się do w przenośni do „jakości” prezentowanych postaci, zarezerwowany został wyłącznie dla „Burego”, natomiast kolor biały – dla jego białoruskich ofiar.

W części filmu, dotyczącej okresu okupacji niemieckiej, poza rzeczową wypowiedzią starego partyzanta Olgierda Christy „Leszka”, który przypomniał wybitną rolę „Burego” w działalności 3 Brygady Wileńskiej, pani Arnold wybierała głównie wyjątki z wypowiedzi ludzi, którzy na ogół, poza dr „Lancetem”, w partyzantce byli stosunkowo krótko, niczym specjalnym się nie wyróżnili, a dziś bez wahania stając przed kamerą ferują pochopne sądy o swych dowódcach. W dodatku odniosłem wrażenie, że wspomniane wypowiedzi poddano daleko posuniętej selekcji. Np. z wypowiedzi ś.p. Ludwika Świdy wybrano tylko jedno zdanie, w którym wspomina on „Burego” jako człowieka o negatywnych cechach charakteru. Znałem p. Świdę i wielokrotnie rozmawiałem z nim na temat „Burego”. Nigdy nie ukrywał, iż niezbyt pozytywnie oceniał charakter swego dowódcy (nadmierna surowość). Ale jednocześnie zawsze podkreślał jego ogromną odwagę osobistą i wspomniał sytuacje, w których wyróżnił się on brawurą. Sądzę, że i z panią Arnold podzielił się tymi wspomnieniami. Niestety, z całej wypowiedzi wybrała ona tylko jedno zdanie ...

Wypowiedź dr „Lanceta” ograniczona została nieomal do wspomnienia sytuacji, w której „Bury” zachował się niekulturalnie wobec Żydówki, która w jakiś sposób znalazła się w miejscu kwaterowania oddziału ... Dorzucił do tego oskarżenie „Burego” o prymitywizm i wręcz sadyzm, jak gdyby zapominając, iż sam zimą 1944 r. na ochotnika wykonał wyrok śmierci na koledze z oddziału, choć jako lekarz nie musiał tego czynić ...Głównym wątkiem wypowiedzi dwóch innych żołnierzy 3 Brygady było wspominanie, jak to w akcjach pod Jaszunami i w Wilnie „Bury” znajdował się ich zdaniem zbyt daleko od pierwszej linii (w domyśle: tchórz i dekownik ?), jeszcze inny dziwił się, że w ferworze operacji wileńskiej „Bury” zastrzelił jakiegoś bezbronnego niemieckiego urzędnika kolejowego ... Nawet intensywnie prowadzone przez „Burego” szkolenie niedoświadczonych partyzantów 3 Brygady Wileńskiej zostało w niektórych wypowiedziach osób relacjonujących zinterpretowane jako rzekomy przejaw jego sadystycznych skłonności (tylko jeden z nich – „Kaz” - zdobył się na spostrzeżenie, iż właśnie dzięki owemu szkoleniu być może przeżyli walki, w których uczestniczyli ...). I tak można by mnożyć komentarze do każdej prawie wypowiedzi i sytuacji zaprezentowanej w filmie. Rozmawiałem potem z niektórymi kombatantami uczestniczącymi w programie o „Burym”; dziwili się, że mówili tak wiele, a wybrano z tego tylko niektóre fragmenty wypowiedzi ...

Jednak naprawdę strasznie robi się dopiero w części filmu dotyczącej powojennej służby „Burego” w NZW. Nie zamierzam omawiać tu jego działalności partyzanckiej w szeregach tej organizacji niepodległościowej, podczas której odnotował zarówno sukcesy jak i porażki, skupię się jedynie nad zdarzeniami mającymi miejsce na przełomie stycznia i lutego 1946 r., będącymi jednymi z głównych wątków filmu p. Arnold. Należy przypomnieć, że „odskakujące” po wypadzie na Hajnówkę (gdzie rozbito MO i zaatakowano sowiecki transport wojskowy), oddziały PAS NZW w dniu 29.01.1946 r. zatrzymały grupę kilkudziesięciu białoruskich wozaków, udających się na polecenie zarządu gminy w Orli po opał do lasu. Ludzie ci chwilowo zostali wykorzystani do transportu oddziału.

Podobnie postąpiono następnego dnia z grupą wozaków z Krasnej Wsi gm. Boćki. Od momentu odwrotu z Hajnówki nastąpiła seria niezwykle drastycznych działań podjętych na rozkaz „Burego”. Podczas przemarszu przez powiat bielski rozkazał on spalić częściowo 5 wsi białoruskich, przy czym zabitych zostało kilkudziesięciu ich mieszkańców. 29.01.1946 r. jego oddział spalił prawie całe Zaleszany (zginęło 14 osób) i kilka zabudowań w Wólce Wyganowskiej gm. Kleszczele (zabito 2 osoby), 2.02.1946 r. spłonęły 22 gospodarstwa w Szpakach gm. Wyszki (zginęło 7 osób), w Zaniach gm. Brańsk spalono 13 zabudowań (na 21) i zabito wg różnych danych od 24 do 30 osób, w Końcowiźnie spłonęły 3 domy oraz budynki gospodarcze (ofiar w ludziach nie było). Po drodze, 31.01.1946 r. w lesie koło Puchał rozstrzelano na mocy rozkazu „Burego” 29 zatrzymanych wcześniej furmanów. Resztę częściowo zwolniono, a częściowo zatrzymano i nadal wykorzystywano do transportu. Zwalniano nie tylko katolików, ale także prawosławnych. Zwalnianie tych ostatnich odbywało się m.in. w wyniku interwencji cywilnych polskich mieszkańców okolicznych wiosek; sam zetknąłem się z taką relacją, niestety nie zanotowałem wówczas nazwiska zwolnionego prawosławnego gospodarza. Łącznie w dniach 29.01. – 2.02.1946 r. podlegające „Buremu” oddziały PAS Białostockiego Okręgu NZW zabiły blisko 75 osób cywilnych narodowości białoruskiej. Tyle podstawowe fakty.

Wydawać by się mogło, że każdemu autorowi zajmującemu się „Burym”, pozostaje podjęcie wysiłku wyjaśnienia i zinterpretowania motywacji, jakimi kierował się „Bury”, wydając tak surowe rozkazy. Ale nie pani Agnieszce Arnold. Oglądając film odniosłem wrażenie, że przystępując do robienia filmu, z góry wydała na „Burego” wyrok, tj. uznała, iż głównym kryterium zastosowanych przez „Burego” działań represyjnych było prawosławne wyznanie dotkniętych nimi osób, zaś działania te zostały jakoby przeprowadzone z niezwykłym okrucieństwem. Uwadze twórczyni filmu o „Burym” zupełnie uszedł szereg elementów, które w związku z tragicznymi wydarzeniami z zimy 1946 r. powinna była uwzględnić.

Spróbuję przypomnieć to, o czym pani Arnold w swoim filmie nie powiedziała. Konflikt pomiędzy społecznością polską i częścią społeczności białoruskiej nie zaczął się od akcji przeprowadzonych przez „Burego” w 1946 r., ale znacznie wcześniej – we wrześniu 1939 r., kiedy to część obywateli polskich narodowości białoruskiej dopuściła się jawnej zdrady państwa polskiego. Doszło wówczas do licznych zbrodni na żołnierzach WP i polskiej ludności cywilnej, popełnionych przez białoruskich „sąsiadów” pod szyldem różnych „rewolucyjnych komitetów” i „czerwonej milicji”. Nawet w aktach sprawy „Burego” wynika wyraźnie ze składanych zeznań i przedłożonych materiałów, iż głównym powodem akcji na wspomniane wioski był fakt, iż ich mieszkańcy napadali na żołnierzy WP we wrześniu 1939 r. (mieszkańców Zań oskarżano nawet o napad na szpital polowy WP, czy też jakiś tabor z rannymi).


Niektórzy lokalni badacze wymieniają nawet nazwiska gospodarzy białoruskich ze Szpaków i innych wiosek, którzy wsławili się napadami polskich żołnierzy i „pamieszczyków”. Skąd jednak „Bury” miałby wiedzieć o tych faktach? Na to pytanie jest prosta odpowiedź - przecież w 1945 r. pracował jako dowódca jednostki ochrony lasów państwowych. Mieszkańcy białoruskich wiosek, wiedząc że jest on reżimowym funkcjonariuszem, szczerze rozmawiali z nim, ponoć nawet chwaląc się swymi wyczynami z 1939 r. Podczas załatwiania różnych spraw służbowych wiele dowiedział się od miejscowych wieśniaków o sprawach sprzed kilku lat. Sytuacja z 1939 r. powtórzyła się pięć lat później. Po lipcu 1944 r. (czyli po tzw. „wyzwoleniu”) część ludności białoruskiej zamieszkującej południowo-wschodnią Białostocczyznę popierając władze komunistyczne kierowała się nie tyle lojalnością do „polskiego” rządu komunistycznego, ile raczej „sowieckim patriotyzmem” i rusofilstwem przejawiającym się m.in. w podejmowaniu współpracy z NKWD. Część mężczyzn ze spalonych wiosek była też uzbrojona (nie wiadomo, czy dostała broń z UBP, NKWD, czy też „zorganizowała” ją sobie we własnym zakresie – np. dla samoobrony lub w celach rabunkowych). Można jednak sądzić, że broń otrzymali bezpośrednio od Rosjan i posiadali ją za zgodą władz. W owym czasie każdemu, kto nie był na usługach władz komunistycznych, za posiadanie broni groziła kara śmierci.

Nikt nie analizował dotychczas prawnego statusu tych nieformalnych zbrojnych gremiów, wydaje się jednak, iż można porównywać je właśnie do „czerwonej milicji” z czasów pierwszej okupacji sowieckiej lub do powstałej później ORMO. Nikt też dotychczas, łącznie z panią Arnold, nie próbował zastanowić się, czy mieszkańcy zaatakowanych przez „Burego” białoruskich wiosek istotnie byli „bezbronni”. Otóż nie ulega wątpliwości, że tak nie było. Wiadomo, że co najmniej w dwóch wioskach część mężczyzn posiadała broń i zaangażowana po stronie komunistycznej czyniła z niej użytek. Fakt posiadanie broni przez chłopów z Zań potwierdzają wypowiedzi opublikowane w białoruskiej prasie wydawanej w Polsce (zob. artykuł Janusza Bakunowicza w „Nad Bugom i Narwoju” nr 1(65) z 2003 r.), o odnalezieniu egzemplarzy broni maszynowej w pogorzeliskach Zaleszan mówi oficjalny raport starostwa bielskiego.

Trzeba też powiedzieć, że jeszcze 20 X 1945 r. „Bury” otrzymał rozkaz Komendy Okręgu NZW nakazujący „spacyfikowanie” terenów południowo - wschodnich gmin powiatu bielskopodlaskiego, przy czym rozkaz ten określał, co należy rozumieć przez pojęcie „spacyfikowanie” (ukaranie pracowników i agentów „resortu” oraz tych przedstawicieli ludności, którzy wysługując się władzom komunistycznym szkodzili konspiracyjnej pracy niepodległościowej). „Bury”, wykonując ów rozkaz ze kilkumiesięcznym opóźnieniem rażąco go przekroczył, stosując odpowiedzialność zbiorową, uderzając także w osoby których kara nie powinna dotyczyć ze względu na wiek i płeć. Ile jest w tym jego własnej winy, a na ile rozwój wydarzeń wykreowali sami mieszkańcy ukaranych wiosek, doprawdy trudno w tej chwili oceniać. Z badań białostockiego historyka Jerzego Kułaka wiadomo, iż spalenie Zaleszan było wynikiem „inicjatywy własnej” „Burego” i nie wiązało się z rozkazem z 20 IX 1945 r. (mieszkańcy wsi sprowokowali „Burego” swym wcześniejszym zachowaniem, gdy wzięli jego oddział za grupę operacyjną 9 pułku KBW). Wiadomo też, że kolumna partyzanckich sań została ostrzelana od strony Zaleszan, jak również że niektórzy uzbrojeni mieszańcy Zań otworzyli ogień do partyzantów w momencie, w którym wkraczali oni do wsi. Ten ostatni fakt wpłynął na wymknięcie się sytuacji spod kontroli partyzanckiego dowódcy. W wyniku chaotycznie rozwijającej się sytuacji, w strzelaninie zginęli nie tylko zbrojni mężczyźni, ale również przemieszane z nimi osoby zupełnie niewinne.

Wydaje się, że choć pani Arnold nie ma żadnych wątpliwości co do religijnego i narodowościowego charakteru kryteriów zastosowanych podczas wspomnianych działań przez „Burego”, należy zastanowić się jednak nad prawdziwością tej tezy. Wiadomo, że równie bezwzględnie potrafił postępować on wobec osób narodowości polskiej i wyznania katolickiego, poważnie skompromitowanych w służbie dla reżimu komunistycznego (np. rozkaz rozstrzelania 16 pracowników „resortu” w kwietniu 1946 r. po walce pod wsią Brzozowo-Antonie). Można też dodać, że w oddziale „Burego” obok katolików służyli również prawosławni. Byli wśród nich ludzie sprawujący w oddziale czołowe funkcje - jego zastępca ppor. Mikołaj Kuroczkin „Leśny” i dowódca jednego z plutonów Władysław Jurasow „Wiarus” byli wyznawcami wiary prawosławnej (obaj w późniejszym okresie zginęli za Polskę, jeden stracony na mocy wyroku sądu, drugi w walce z UBP i KBW). Sprawa nie jest więc tak prosta jak wydaje się to pani Arnold.

Wszystkich tych wątków nie znajdziemy jednak w filmie o „Burym”. Nie znalazło się w nim miejsce ani dla podkomendnych „Burego” z czasów służby w NZW, ani dla historyków, ani nawet dla dokumentów z epoki. W swym wątku „białostockim” film w zasadzie prezentuje stanowisko tylko jednej strony, strony białoruskiej. Film odwołuje się bardzo silnie do emocji strony białoruskiej. Ostateczny obraz opisywanych wydarzeń kreślą w oczach postronnego odbiorcy niezwykle dramatyczne, subiektywne wypowiedzi, m.in. starych białoruskich kobiet, które opowiadają na temat śmierci furmanów rozstrzelanych przez żołnierzy „Burego” rzeczy zupełnie niewiarygodne i niepotwierdzone przez żadne źródła. Dowiadujemy się o zadawanych im szczególnych udrękach, wpychaniu kamieni do oczu, jakichś wyrywanych zębach itp.
Te wypowiedzi będą teraz kształtowały poglądy setek tysięcy widzów. A przecież przy ekshumacji szczątków furmanów byli przedstawiciele PCK (jest to urzędowy wymóg), był prokurator z Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – czy nie należało raczej powołać się na urzędową dokumentację i opinię fachowców uczestniczących w ekshumacji? Oni mogliby kompetentnie wypowiedzieć się na temat wykopanych szczątków ludzkich. Wydaje się jednak, że twórczyni filmu nie chodziło o rzetelną informację, ale o wywołanie u widza odpowiednio ukształtowanych emocji.

Nawet informacja o tym, że wyrok wydany przed laty na Romualda Rajsa „Burego” i jego zastępcę z 1946 r. - Kazimierza Chmielowskiego „Rekina”, został w 1995 r. unieważniony, podana została w sposób sarkastyczny, ustami jednego z białoruskich uczestników filmu, nastawionego wybitnie emocjonalnie do partyzantów spod znaku NZW. Warto może jednak przypomnieć istotę owego uniewinniającego postanowienia, bo jest ona kluczem do zinterpretowania sprawy. Otóż Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego uznał, że „Wymienieni [R. Rajs i K. Chmielowski] jednak uważali, że naczelnym zadaniem, które winni realizować w ramach udziału w NZW jest wyzwolenie kraju spod dominacji ówczesnego związku sowieckiego, a także rozbicie aparatu państwowego ówczesnego Ludowego Państwa. W ich przekonaniu więc dobra poświęcone przedstawiały mniejszą wartość od dobra ratowanego, tj. niepodległości i niezależności kraju. W tym miejscu należy też podnieść, że nie może być wątpliwości co do zamiaru obydwu represjonowanych, wobec których wykonano wyrok śmierci, a którzy podejmowali działania zmierzające do realizacji celów nadrzędnych, jakim był dla nich niepodległy byt Państwa Polskiego. Z kolei rozważając kwestię czynów za które wyżej wymienionych skazano na karę śmierci [...] nie można zdaniem sądu stwierdzić, że działania podejmowane przez Romualda Rajsa i Kazimierza Chmielowskiego pomimo poświęcenia najwyższego dobra jakim było życie ludzkie, były rażąco niewspółmierne i pozostawały w rażącej dysproporcji do skutków, które tymi działaniami zamierzano uzyskać, lub dóbr, które chciano chronić ”.

Tyle prawomocne postanowienie sądu. Pani Arnold, mimo iż dokument ten jest przecież dostępny, nie zdobyła się na zaprezentowanie go widzowi, pozostawiając mu tendencyjny, zmanipulowany obraz losów Romualda Rajsa. Sprawa o której piszę, zapewne przez nikogo z TV nie zostanie uznana za godną uwagi, poruszy ona jedynie wąskie grona odbiorców ze starszego pokolenia. Nie jestem członkiem Rady Etyki Mediów, ale jako historyk – dokumentalista muszę jednoznacznie stwierdzić, że to co przygotowała pani Agnieszka Arnold, a Telewizja Publiczna za pieniądze podatników zakupiła do publicznej emisji – filmem dokumentalnym nie jest. Jest jedynie smutnym przykładem powrotu do starych, wypróbowanych praktyk propagandowych w ramach których rację miała zawsze tylko „słuszna” strona, a świat był smutnie czarno – biały.
Ostatnia refleksja jak nasuwa mi się w związku z filmem „Bohater” dotyczy sfery etyki zawodowej.

Pani Arnold przekonując rodzinę śp. Romualda Rajsa i jego towarzyszy broni do udziału w filmie, zapewniała ich, że zamierza zrobić obraz ukazujący „Burego” w sposób obiektywny. Spędziła z nimi wiele czasu, z gościnności syna „Burego” korzystała wraz ze swą ekipą prawie cały dzień, siadła z nim do stołu, gdy poczęstował ją obiadem. Jeszcze chwila i by się z nią zaprzyjaźnił ...
Naprawdę uwierzył w jej dobre intencje i doprawdy trudno sobie wyobrazić jego rozgoryczenie, gdy w listopadowy poniedziałek zobaczył na ekranie „arnoldowego bohatera”. Podobne rozczarowanie i rozgoryczenie przeżyli żołnierze 3 Brygady Wileńskiej, którzy uwierzyli zapewnieniom pani Arnold i zgodzili się na wystąpienie w filmie. Czuli się po prostu oszukani, poddani manipulacji.
Wyrazem ich oceny filmu i sposobu postępowania pani Arnold jest protest, jaki złożyło środowisko wileńskie Światowego Związku Żołnierzy AK w Gdańsku.

Przypadek filmu pani Arnold przypomniał mi historię z końcowego okresu partyzantki na Białostocczyźnie. Do pewnego gospodarstwa zaszło dwóch ludzi – żołnierzy podziemia. Poinformowali gospodynię, że chcą zobaczyć się z jej mężem. Ponieważ był w tym czasie daleko na polu, a przybysze byli zdrożeni, zaprosiła ich do posiłku. Odpowiedzieli, że dziękują, nie siądą do stołu i nie będą razem z nią jedli, bo przyszli w złym zamiarze (poczciwa gospodyni nie wiedziała, że przyszli, by na polecenie swej organizacji zastrzelić jej męża). Pomimo iż byli znużeni, elementarna uczciwość nie pozwoliła im usiąść do stołu z żoną człowieka, którego zamierzali skrzywdzić. Pani Arnold nie miała takich skrupułów jak ludzie, którzy wedle jej pojmowania historii i kryteriów filmu „Bohater” byli „bandytami”. Nie zawahała się, by siąść za stołem z ludźmi, do których przybyła „w złym zamiarze”, z myślą o spowodowaniu „moralnej śmierci” Romualda Rajsa – a pośrednio także jego powojennych podkomendnych.

_________________
"Nie dajmy zginąć poległym"
Zbigniew Herbert
http://podziemiezbrojne.blox.pl

Sro 06 Wrz, 2006 22:55

Powrót do góry
Allman
Starszy szeregowiec

Starszy szeregowiec





Posty: 28
Skąd: Włodawa
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Uzupełniając wypowiedź Pana Kazimierza Krajewskiego przytaczm poniżej rozmowę Piotra Szubarczyka z ppor. Olgierdem Christą ps. "Leszek", żołnierzem 3. Wileńskiej Brygady AK "Szczerbca" a następnie, po śmierci Zdzisława Badochy "Żelaznego" (10 VI 1946) dowódcą szwadronu odtworzonej na Pomorzu 5. Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki".



W latach 90. sąd polski unieważnił wyrok śmierci na kpt. Romualda Rajsa "Burego" z wileńskiej Armii Krajowej, skazanego przez sąd komunistyczny na śmierć za jego akcje represyjne przeciwko UB, NKWD oraz przeciwko konfidentom komunistycznych sił bezpieczeństwa na Białostocczyźnie. Sąd uznał, że kpt. Rajs walczył o niepodległy byt państwa polskiego. Nie licząc się z tym wyrokiem, Agnieszka Arnold wyreżyserowała, na podstawie własnego scenariusza, film paradokumentalny "Bohater", w świetle którego kpt. Rajs był sadystą, antysemitą i bandytą! Przesłanie tego filmu jest rażąco sprzeczne z prawomocnym wyrokiem sądu.


Panie Poruczniku, 30 listopada 2003 r. w programie I TVP, w porze najlepszej "oglądalności" (godz. 20.15) wyemitowano film Agnieszki Arnold pod szyderczym tytułem "Bohater". Tytułowy "bohater" to kpt. Romuald Rajs "Bury", skazany przez komunistów na śmierć i zamordowany wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w roku 1950. W roku 1995 niezawisły sąd RP unieważnił wyrok na "Burym". Tymczasem Agnieszka Arnold sprowadza w swym filmie kpt. Rajsa do poziomu prymitywnego bandyty i sadysty. Czy to oznacza - Pana zdaniem - powrót do peerelowskich produkcyjniaków o "bandytach" z antykomunistycznej konspiracji niepodległościowej? A może przypadek kpt. Rajsa jest szczególny?

Nie mam wątpliwości, że ten film na długo pozostanie w pamięci walczących o narodową niezawisłość kombatantów Armii Krajowej z Wileńszczyzny i Nowogródczyzny oraz z pokrewnych organizacji niepodległościowych. Film jest jednoznacznie tendencyjny i bardzo sugestywny, bowiem umiejętnie wpleciono weń "pozytywne" opinie o Rajsie - żołnierzu, lecz tylko po to, by ostateczna teza była bardziej wiarygodna.

Miałem wrażenie jako widz, że wszystkie żołnierskie zalety kapitana Rajsa, takie jak umiejętne dowodzenie, błyskawiczne decyzje, stanowczość i surowość wobec podkomendnych i wobec samego siebie, a wreszcie bezwzględność wobec wrogów - też wynikały z jego rzekomego sadyzmu...

Niestety, tezy te autorka zilustrowała odpowiednio "przyciętymi" wypowiedziami kilku kolegów z 3. Wileńskiej Brygady AK, które najbardziej mnie poraziły.

Ale Pan też się w tym filmie wypowiadał i nic nie dało się "przyciąć" ani dopasować do tezy filmu. Czy Pan wiedział, co się szykuje?

Nie wiedziałem. Gdybym nawet tylko coś podejrzewał, nigdy nie wypowiedziałbym się na potrzeby tego filmu. Jego emisja zszokowała mnie. Swoboda wyrażania "przemyśleń" bez poczucia odpowiedzialności za to, co się mówi, mnoży fikcje, które w pewnym momencie bliskie są nikczemności. Można w ten sposób utytłać w błocie nietuzinkowe postacie, gonił w piętkę, mnożąc przekłamania, nie poparte rzetelnym źródłem informacje. Autorka w sposób szyderczy i wyrafinowany dobrała tytuł dla swojego filmu: "Bohater". W tle pojawiły się czaszki, paląca się stodoła i skrajnie dramatyczne opowieści starszych białoruskich kobiet.

Białoruskie kobiety opowiadają przy piecu, jak to "Bury" morduje niewinnych chłopów, a przed śmiercią wbija im w oczodoły kamienie. Przypomina to stare wiejskie klechdy o diabłach, którymi w dawnych czasach straszono się wzajemnie... Żaden historyk, nawet krytyczny wobec "Burego", nie potwierdzi tych koszmarnych opowieści. Tymczasem Agnieszka Arnold traktuje je z pełną powagą, ilustrując je dodatkowo sugestywnym obrazem palącej się stodoły, zaaranżowanym na potrzeby filmu. Ani słowa o tym, że w waszych oddziałach byli nie tylko Polacy, lecz także prawosławni Białorusini i Rosjanie. Że nie walczyliście z "prawosławnymi", tylko z komunistami, i że ginęli wówczas zarówno konfidenci polscy, jak żydowscy, białoruscy i inni - nielojalni obywatele Rzeczypospolitej w godzinie największej próby: walki o jej niepodległość.

Poglądy pani Arnold są takie, jakie są... Ja chcę wrócić do tego, co najbardziej mnie boli w tym filmie. Z wielkim zażenowaniem i niesmakiem słuchałem prześcigających się w niekorzystnych sformułowaniach pod adresem kapitana "Burego" jego byłych towarzyszy broni z brygady. Związek uzbrojonych, młodych, żądnych walki, surowych w rzemiośle wojskowym ludzi, wymagał wiele pracy i doświadczenia, by tych kilkuset noszących buławy marszałkowskie w plecakach przekształcić w wojsko zdolne nie tylko do przetrwania, lecz też zadziorności i skutecznych działań zaczepnych. Opanowaniem tego rzemiosła, żołnierskiej mądrości i nawyków przez pokolenie młodzieży urodzonej w latach 20. zajmowali się ci, którzy przy różnych okazjach zetknęli się już z mundurem, karabinem czy saperską łopatką w "Strzelcu", w wojsku, w Przysposobieniu Wojskowym, w szkole.

Czyli tacy jak Romuald Rajs "Bury", rocznik 1913, starszy od Pana o 10 lat.

Tacy jak on nie rodzili się na kamieniu. I nie było ich wielu w stosunku do gwałtownie powiększającego się stanu osobowego naszej brygady w końcowym akordzie, jakim był udział w lipcowych walkach o Wilno, czyli w operacji "Ostra Brama" (1944 r.). W żołnierskiej edukacji największą rolę odegrał właśnie "Bury", który oprócz rutynowych patroli bojowych uczył nas bezpośrednio tajników żołnierki. Nawet jego antagoniści nie negują zasług dowódcy "Burego" - kpt. Gracjana Fróga "Szczerbca", komendanta 3. Brygady - w umiejętności doboru odpowiednich ludzi do zasadniczych zadań. "Szczerbiec" doceniał "Burego". Dzięki odpowiedniemu doborowi ludzi 3. Brygada - obok oddziałów "Łupaszki" i "Konara" - stanowiła trzon sił zbrojnych Okręgu Wileńskiego AK, jako jedna z najlepiej wyszkolonych i przygotowanych do walk jednostek.
"Bury" pełnił swą funkcję z dobranymi pododdziałami podobną do tej, jaką sprawował w o wiele szerszym zakresie na Podlasiu w 1946 roku jako dowódca Pogotowia Akcji Specjalnej. Na Wileńszczyźnie nie brakowało w terenie jaczejek komunistycznych czy innych wrogich nam ośrodków, które po prostu trzeba było zniszczyć. Albo oni, albo my! Komendant brygady miał niezachwianą pewność, iż w pełni predestynowanym do realizacji takich niewdzięcznych dla żołnierza zadań jest "Bury".

Zasadnicze pytanie: czy Romuald Rajs wykonywał najtrudniejsze zadania osobiście z powodu rzekomego sadyzmu, czy po to, by uchronić niedoświadczonych żołnierzy przed szokiem, jakim było dla młodego człowieka wykonanie wyroku na konfidencie?

Nie znam przypadku, by ktoś z brygady pozbawił kogoś życia bez rozkazu "Szczerbca". Opisujący w filmie postać "Burego" byli żołnierze AK, w tym dwaj podkomendni "Burego" wywodzący się z Podlasia, wyliczają jego zasługi. Docent Kazimierz Iwanowski z Politechniki Gdańskiej (były żołnierz AK ps. "Kaza") roztropnie spuentował negatywne reakcje, jakie niesie każda wojna, nie wiążąc ich z osobą "Burego", podkreślił natomiast sprawne dowodzenie przez "Burego" akcją w Rudominie pod Wilnem, gdzie zginęło 25 żołnierzy Luftwaffe bez strat po naszej stronie! Ludwik Błuś "Smutny" temperował "Czekana" i "Sarnę", zarzucających Romualdowi Rajsowi, iż nie widzieli go na czele nacierających kompanii podczas walk o Wilno i miejscowość Jaszuny. Może dzisiejsi bohaterowie tak skutecznie byli ukryci za osłonami terenowymi, że nie zauważyli swych bezpośrednich przełożonych, np. dowódców sekcji, drużyn lub plutonów?
Wojna to wojna. Nie można na nią patrzeć z perspektywy dzisiejszych standardów człowieka bezpiecznego, mędrkującego przed ekranem telewizyjnym. Czy pan wie, że w czasie walk o Wilno, podobnie jak Niemcy, nie braliśmy jeńców? Nie mieliśmy "obozów jenieckich", a puszczeni wolno zabijaliby nas... I co z tego wynika? Że byliśmy sadystami?

Dochodzę do wniosku, że to, kto jest "sadystą", zależy od tego, kto "kręci" film. W zależności od nastawienia i odgórnej tezy można z bohatera zrobić bandytę.

"Ali" mówi w filmie, że "Bury" zastrzelił niemieckiego urzędnika stacyjnego. Sugestia jest tu wyraźna. A przecież mógł on decydować o ruchu pociągów na ostatniej przed Wilnem stacji kolejowej, na której torach stał "sławny" (za sprawą niektórych historyków...) pociąg pancerny. "Swojak" wyraził się o dowódcy - "kiwnięty". Czyżby nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji takiego określenia w mediach i w opiniach ludzi nam niechętnych? "Błysk" podkreśla szybkość "Burego", z jaką wykonywał on wyroki. W ilu wypadkach był świadkiem egzekucji? Nawet "Mamut" (brat O. Christy) perorował o cierpieniach zadanych mu przez dowódcę zwiadu konnego po 100-kilometrowej (?) jeździe konnej. W lutym 1944 r., w gronie kilku kolegów, między innymi ze "Smutnym" i "Kotem", którzy ówcześnie byli w zwiadzie, uczestniczyliśmy w raporcie u "Szczerbca" z prośbą o pozwolenie przejścia do innych oddziałów. Miałem awersję do kręcenia się w sztabie, gdzie wyrazem gotowości bojowej było towarzyszenie komendantowi z rakietnicą gotową do strzału i częste warty.
Najsurowsze oceny w stosunku do kpt. Romualda Rajsa padły z ust obecnie pułkownika, docenta Lecha Iwanowskiego "Lanceta", w czasie wojny lekarza w naszej brygadzie, lubianego przez kolegów partyzantów. Odznaczony był jednocześnie z "Burym" Krzyżem Walecznych. Dziś pierś "Lanceta" zdobi Krzyż Virtuti Militari. Z całym szacunkiem dla kawalera, w Mikuliszkach "Lancet" opatrywał rannych, gdy "Bury" dowodził skutecznie obroną. Oczywiście, obaj byli narażeni na niebezpieczeństwo, ale ich role były zasadniczo różne. Jeden waleczny zastrzelony przez władzę "ludową" i pochowany w nieznanym miejscu, drugi waleczny w chwale piętnuje pierwszego w niewyszukany sposób...

"Lancet" wprowadza do filmu nowy wątek: "antysemityzm" Romualda Rajsa...

Przede wszystkim sugeruje, że "Bury" był "prymitywny". Jak to pogodzić z zachowanymi świadectwami szkolnymi, z piątkami od góry do dołu? Z wysokimi ocenami w Szkole Podoficerskiej Piechoty dla Małoletnich w Koninie? Z moją pamięcią o "Burym"? Nasz oddział stanowił konglomerat mieszczuchów i ludności wiejskiej. Jedni byli po gimnazjum, inni nie umieli pisać. Dotyczyło to całej brygady, w tym kompanii szturmowej.
Kwestią obrony przed "Burym" lekarza-Żyda zaliczam do bajek. Romuald Rajs nigdy nie głosił antyżydowskich haseł, a poza tym wspomniany przez "Lanceta" lekarz nie nosił gwiazdy Dawida na czole...
"'Bury' był niewątpliwie sadystą", twierdzi Lech Iwanowski, który w oparciu o rozkaz "Szczerbca" zastrzelił "Tuza" za niesubordynację i przestępstwa pospolite. Przypadek był głośno komentowany w brygadzie, bo "Lancet" był lekarzem, a wyrok mógł wykonać kto inny. Ale ostatecznie nikt "Lanceta" nie potępił. To była wojna. Więc dlaczego "Burego" mamy oceniać inną miarą?

Skąd pochodziły informacje "Burego" o konfidentach?

"Bury" był przez kilka miesięcy dowódcą formacji strzegącej przygranicznego terenu z ramienia "ludowych" sił sprawujących władzę. Miał obowiązek penetrowania środowisk w określonej strefie. Dobrze to wykorzystał. Dowodząc później Pogotowiem Akcji Specjalnej w 1946 r., był zasobny w informacje dotyczące zachowań, poglądów oraz stanu uzbrojenia grup mieszkańców w części sposobiącej się do akceptacji nowych form okupacji. Pozyskane informacje wykorzystywano do wiadomych działań - uznawanych dziś za kontrowersyjne i niezrozumiałe przez część społeczeństwa, która nie miała na szczęście sposobności zetknięcia się z wojną.

Mam wrażenie, że to wszystko, o czym Pan mówi, już dawno zostało opisane. Choćby w poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, dla którego wojna jest "chwilą bez imienia", wejściem "w mrok", "czającym się złem", a nie "panią wojenką" z rzewnej piosenki. Przy odrobinie złej woli można z żołnierza zrobić potwora. Lecz przecież - mówiąc znowu słowami poety - ci młodzi żołnierze "poszli, bo tak chcieli". Mógł Pan chronić się bezpiecznie w domu, zamiast narażać się na śmierć, rany, komunistyczne więzienie. Kto was uszanuje, jeśli zabraknie wzajemnego szacunku?

I to jest właśnie najboleśniejszy problem tego filmu. Ale ja już wcześniej przeżyłem wiele ciężkich rozterek. Czy pan wie, że ostatecznie zrezygnowałem z członkostwa w Światowym Związku Żołnierzy AK? "Lancet", pełniąc funkcję przewodniczącego Okręgu Wileńskiego w Światowym Związku Żołnierzy AK, nie reagował na statutowe przepisy Związku dotyczące zakazu uczestniczenia w obecnych władzach ŚZŻAK byłych działaczy ZBOWiD-u. Prezesem środowiska wileńskiego AK w Gdańsku jest były członek władz wojewódzkich ZBOWiD, a jego zastępcą peperowiec od najwcześniejszych lat powojennych. Niektórzy z wypowiadających się w filmie też należeli do PZPR. Te i podobne przesłanki skłoniły mnie do zwrotu legitymacji kombatanckiej i nadsyłanych kwestionariuszy dotyczących odznaczeń i awansów.

I dlatego jest Pan ciągle podporucznikiem, tak jak w 1946 roku...

Powojenne awanse są dla mnie bez znaczenia. Chciałbym przede wszystkim, by młode pokolenie zachowało jak najlepszą pamięć o nas, o młodzieży, która sprawdziła się w czasie dla Polski najtrudniejszym, gdy wybuchła wojna, której skutki odczuwamy do dziś.

Jak Pan zapamiętał początek wojny?

Pamiętam jak dziś wypełnioną salę w Żeńskim Gimnazjum im. Adama Czartoryskiego w Wilnie 1 września 1939 r. Byłem wówczas uczniem Gimnazjum im. Zygmunta Augusta, ale uczestniczyłem w międzyszkolnym kursie sanitarnym. I oto stoimy, chłopcy i dziewczęta, uczestnicy tego kursu, śpiewamy "Jeszcze Polska nie zginęła". Miałem wtedy 16 lat. Byłem, silny, wysportowany i gotowy do walki, jak większość nas z rocznika 1920. Tej gotowości nie zmąciło nawet zajęcie Wilna przez Sowietów. Po miesiącu sprzedali nas Litwinom za lokalizację swych baz. 11 listopada, nie przejmując się żadnymi zakazami, uczestniczyliśmy w manifestacji polskiej na Rossie z okazji Święta Niepodległości! To był mój chrzest bojowy, bo zostałem osadzony w więzieniu i pobity przez litewskich policjantów. Potem znowu przyszli Sowieci, zajmując Litwę zgodnie z wolą "ludu", potem Niemcy i wysługujący się im Litwini, wreszcie znowu Sowieci. W międzyczasie już byłem żołnierzem Armii Krajowej.

Czy w roku 1945, po "repatriacji", liczył się Pan z tym, że może już nigdy nie wrócić do rodzinnego Wilna; że trafi Pan tu dopiero po 40 latach jako turysta?

Ja w Wilnie nigdy nie będę turystą... Byliśmy pewni, że Polska wróci do Wilna.

Niby jak? Sowieccy komendanci wojenni i NKWD rządziło Polską. Mieliście złudzenia?

Proszę Pana, to była już trzecia okupacja sowiecka, którą obserwowaliśmy od września 1939 r. Więc dlaczego nie miałoby się zmienić raz jeszcze? Młody człowiek jest z natury optymistą. Nie wiedzieliśmy jak, ale spodziewaliśmy się powrotu. Może w wyniku nowej wojny?

W kwietniu 1946 r. trafił Pan na koncentrację oddziałów "Łupaszki" pod Sztumem na Pomorzu.

Mój brat wrócił już z obozu w Kałudze i nawiązał kontakt z chłopakami od majora "Łupaszki", przygotowującymi się do nowej kampanii. Nas tam nie mogło zabraknąć.

Wtedy pod Sztumem przeważała chęć odwetu czy po prostu wierzyliście w sens dalszej walki? Nie baliście się wojska, KBW, UB?

Poczucie ryzyka, jakie niosło każde działanie zbrojne, nie było nam obce. Ale wiedzieliśmy, jakie są nastroje w wojsku. Co z tego, że KBW stanowiło już wówczas rozbudowaną formację, a nas było w najlepszym wypadku kilkuset. Czuliśmy się kadrówką. Wiedzieliśmy, że jeśli coś się zacznie dziać, to ci chłopcy z wojska "ludowego", a nawet z KBW, pozbędą się szybko dowódców sowieckich i politruków. Przypadków zbiorowego przechodzenia jednostek wojskowych do podziemia było wiele. Nasze nadzieje budziły też niektóre rozkazy rozpalające wyobraźnię, na przykład polecenie przygotowania wykazów miejsc nadających się na lądowiska dla samolotów na naszym terenie!

Potem zaczęły się akcje dywersyjne i na podstawie rozkazu dowództwa Ośrodka Mobilizacyjnego wileńskiej AK w Trójmieście wykonywaliście egzekucje - nie tylko sowieckich doradców, ale też Polaków: konfidentów i tych z UB. To chyba było trudniejsze niż strzelanie do Niemców czy współpracujących z nimi policjantów litewskich...

Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie było różnicy. Z jednej strony, nie mieliśmy powodów, by szanować organa władzy skrajnie nam obcej, imającej się niegodziwych metod wprowadzania swego ustroju. Z drugiej strony, zawsze były wątpliwości: a może ten lub ów zaciągnął się z głupoty lub z niewiedzy? Może dał się otumanić? Rozkazu fizycznej likwidacji funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa i wrogich nam obcych wojsk, który Pan przytacza, nie wypełnialiśmy konsekwentnie. Pamiętam, jak "Lala", nasza łączniczka, wybroniła kiedyś przed majorem "Łupaszką" młodego ubowca, który miał być rozstrzelany, bo - jak mówiła - jest jeszcze "młody i głupi".

Umierali też wasi koledzy. Czy to bolało?


Nie było czasu na rozpamiętywanie, bo żyliśmy w nieustannym zagrożeniu, ale były chwile szczególnie zapamiętane i głęboko przeżyte, na przykład po śmierci 17-letniej Danki Siedzikówny "Inki", zamordowanej w gdańskim więzieniu, czy Tadeusza Urbanowicza "Moskito" z mojego szwadronu.

Po wyjściu z więzienia czytał Pan nieraz o "bandzie" "Łupaszki" i innych żołnierzach konspiracji niepodległościowej. Czy czuł się Pan wówczas upokorzony?

Nie nazwałbym tego upokorzeniem. Od wybuchu wojny w 1939 r. byliśmy permanentnie jako Polacy napiętnowani, dyskwalifikowani, krytykowani, oskarżani przez kolejnych wrogów naszego państwa. Stawaliśmy się mało czuli na epitety. Po wojnie krytyka, przede wszystkim w kontekście politycznym, była czymś nowym, bo adresowana do nas przez rodzime, aczkolwiek obce władze. Prymitywna w formie dyskwalifikacja ugrupowań niepodległościowych nosiła wszystkie cechy tej ze wschodu, którą znaliśmy z okresu wileńskiego, przeto nie powodowała poczucia upokorzenia. Byliśmy uodpornieni. Odczuwałem jednak silne pragnienie, by doczekać okresu, kiedy będzie można przekazywać prawdę o nas.

No i mamy "prawdę" w filmie Agnieszki Arnold... życzę Panu, by wbrew wszelkim przeciwnościom prawda dotarła do wszystkich Polaków. W interesie nie tylko Was, żołnierzy Polski niepodległej, lecz także w interesie nas wszystkich.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Szubarczyk



Podporucznik Olgierd Christa "Leszek" (ur. w 1923 r.) - wilnianin, przed wojną uczeń Gimnazjum im. Zygmunta Augusta - był w czasie wojny żołnierzem 3. Wileńskiej Brygady AK "Szczerbca". Po krótkim epizodzie w wojsku "ludowym", do którego zaciągnął się po "repatriacji" z Wileńszczyzny, trafił do odtworzonej na Pomorzu 5. Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki". Po śmierci Zdzisława Badochy "Żelaznego" (10 VI 1946) został dowódcą szwadronu. Uczestniczył w licznych akcjach bojowych przeciwko komunistom. Podczas jednej z nich, na stacji Lipowa Tucholska, został ranny w starciu z silnym oddziałem KBW. Mimo ujawnienia się w przewidzianym przez "amnestię" terminie (1947 r.) był więziony w Gdańsku. Dziś jest ostatnim już w Polsce dowódcą polowym "Łupaszki" z okresu walk z komunistami. Mieszka w Gdańsku. Jest strażnikiem pamięci poległych, zamordowanych i zmarłych żołnierzy wileńskich brygad AK, inicjatorem tablic pamiątkowych i kamiennego obelisku sanitariuszki Danuty Siedzikówny "Inki" (w Sopocie), która służyła w jego szwadronie. Systematycznie odwiedza groby poległych i zmarłych kolegów na gdańskim Srebrzysku, na cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku (symboliczne groby "Inki" i "Zagończyka" powstały tam dzięki jego zabiegom) oraz w innych miejscach. Jest autorem książki "U 'Szczerbca' i 'Łupaszki'" (2000 r.)

_________________
"Nie dajmy zginąć poległym"
Zbigniew Herbert
http://podziemiezbrojne.blox.pl

Sro 06 Wrz, 2006 23:49

Powrót do góry
maxikasek
Moderator
Generał broni

Generał broni





Posty: 10865
Pochwał: 36
Skąd: obecnie Szczecin
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Allman napisał:
Należy przypomnieć, że „odskakujące” po wypadzie na Hajnówkę (gdzie rozbito MO i zaatakowano sowiecki transport wojskowy), oddziały PAS NZW w dniu 29.01.1946 r. zatrzymały grupę kilkudziesięciu białoruskich wozaków, udających się na polecenie zarządu gminy w Orli po opał do lasu. Ludzie ci chwilowo zostali wykorzystani do transportu oddziału.

to było 28.01.- pod wieczór zaatakowano Hajnówkę, a do Zaleszan przybyto rano 29.01. Żołnierzy zakwaterowano u gospodarzy. Tego samego dnia partyzanci zwołali ich na zebranie. Z zebrania wywołano dwóch mieszkańców , kórych zastrzelono na podwórku. Potem wszedł „oficer – dowódca”, którym najpewniej był R. Rajs „Bury”. Po oddaniu strzału z pistoletu do góry, co uciszyło zebranych, oznajmił im, że przestaną istnieć, a wieś zostanie spalona. Zamknięto ich w domu, kóry podpalono. DOm obstawili uzbrojeni partyzanci. Ludzie wyłamali okna z tyłu budynku i zaczęli uciekać. Pilnujący tej strony partyzanci strzelali w powietrze. reszta która podpalała pozostałe domy, już takich skrupułów nie miała. Zabici (16 osób) to głównie ci którzy zostali w domach lub dzieci zostawione przez matki.
Następnie przejżdżając przez Wólkę Wygonowską zabito dwóch ludzi i podpalono kilka domów.

Allman napisał:
Część mężczyzn ze spalonych wiosek była też uzbrojona (nie wiadomo, czy dostała broń z UBP, NKWD, czy też „zorganizowała” ją sobie we własnym zakresie – np. dla samoobrony lub w celach rabunkowych). Można jednak sądzić, że broń otrzymali bezpośrednio od Rosjan i posiadali ją za zgodą władz. W owym czasie każdemu, kto nie był na usługach władz komunistycznych, za posiadanie broni groziła kara śmierci.

We wsi Zanie znaleziono jeden pm z amunicją. Nie wiem jak było na Kresach, ale na Ziemiach Odzyskanych każdy gospodarz mógł posiadać broń. Musiał ją zgłosić na MO, gdzie dostawał pozwolenie i wciągano go na listę rezerwową MO (czyli był w późniejszym ORMO). W zamian na zmianę pilnowali dobytku państwowego. Broń tę odebrano wszystkim dopiero w 1947 roku. NAtomiast z opowieści byłych mieszkańców Kresów wiem że w sporej części domostw gospodarze mieli broń jeszcze przed wojną (nielegalnie). Służyła im do kłusowania i przy przemycie (to przy granicy bardziej).

Allman napisał:
o odnalezieniu egzemplarzy broni maszynowej w pogorzeliskach Zaleszan mówi oficjalny raport starostwa bielskiego.

broń tę odnaleziono w Zaniach.

Allman napisał:
Wiadomo też, że kolumna partyzanckich sań została ostrzelana od strony Zaleszan, jak również że niektórzy uzbrojeni mieszańcy Zań otworzyli ogień do partyzantów w momencie, w którym wkraczali oni do wsi. Ten ostatni fakt wpłynął na wymknięcie się sytuacji spod kontroli partyzanckiego dowódcy. W wyniku chaotycznie rozwijającej się sytuacji, w strzelaninie zginęli nie tylko zbrojni mężczyźni, ale również przemieszane z nimi osoby zupełnie niewinne.


śledztwo IPN nie potwierdziło ani faktu zamordowania żołnierzy WP w 1939 w Zaleszanach- osobne śledztwo IPN nie potwierdziło tych informacji woóle na tym terenie (plotkę na ten temat rozpuścił najprawdopodobnie Stefan Barszczewski mieszkaniec wsi, skłócony z resztą mieszkańców), ani ostrzału oddziału RAjsa. Ostrzelanie mogło nastąpić ze wsi Zanie, Szpaki lub Końcowizna. Pamiętać jednak trzeba że rozkaz spalenia tych wsi wydał Rajs wcześniej. Dodatkowo we wsi Szpaki dopuszczono się gwałtu, a drugą kobietę zastrzelono gdyż się broniła.

Allman napisał:
A przecież przy ekshumacji szczątków furmanów byli przedstawiciele PCK (jest to urzędowy wymóg), był prokurator z Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – czy nie należało raczej powołać się na urzędową dokumentację i opinię fachowców uczestniczących w ekshumacji? Oni mogliby kompetentnie wypowiedzieć się na temat wykopanych szczątków ludzkich.


nie było lekarza, a protokól stwierdza, że czaszki były "potrzaskane". ciała policzono na podstawie ilości górnych szczęk. było ich 27. dodatkowo w 1997 roku wykopano kolejne 3 czaszki. łączna liczba ofiar wynosi więc 30.

_________________
Prawo Balaniego:
Jak długo trwa minuta, zależy od tego, po której stronie drzwi toalety się znajdujesz.

http://www.powrotlegendy.pl/

Czw 07 Wrz, 2006 0:58

Powrót do góry
KK
Sangwi

Sangwi





Posty: 1006
Skąd: Wrocław
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Allman napisał:
chciałbym oddać głos w tej sprawie Panu Kazimierzowi Krajewskiemu, osobie chyba najbardziej kompetentnej by się na jego temat wypowiadać,

Najbardziej kompetentni by wypowiadać się na temat owego bohatera byliby wszyscy ci których na jego rozkaz wymordowano. Ale ponieważ oni nie mogą zabrać głosu, to może ich rodziny by się wypowiedziały.

Czw 07 Wrz, 2006 1:04

Powrót do góry
Allman
Starszy szeregowiec

Starszy szeregowiec





Posty: 28
Skąd: Włodawa
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

KK napisał:
Najbardziej kompetentni by wypowiadać się na temat owego bohatera byliby wszyscy ci których na jego rozkaz wymordowano. Ale ponieważ oni nie mogą zabrać głosu, to może ich rodziny by się wypowiedziały.


Kompetencja wynika z wiedzy, umiejętności, profesjonalizmu, wykształcenia, przewertowania ogromnej bazy bibliograficznej ...
Nie odbieram prawa głosu rodzinom ofiar, ale z reguły są to opinie stronnicze i tendencyjne (czemu trudno się w sumie dziwić) i mało wnoszą do ogólnego oglądu sytuacji czy postaci.
Albo profesjonalizm i merytoryczna dyskusja, albo emocjonalne zacietrzewienie spowodowane rodzinną tragedią...

_________________
"Nie dajmy zginąć poległym"
Zbigniew Herbert
http://podziemiezbrojne.blox.pl

Czw 07 Wrz, 2006 1:30

Powrót do góry
Artur P.
Chorąży

Chorąży




Posty: 150
Pochwał: 2
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Bardzo dobrze Allmanie, że podjąłeś wątek filmu Agnieszki Arnold o "Burym". Produkcja jest wyraźnie tendencyjna i dostosowana do jej skrajnie negatywnej oceny Rajsa. Czy przypominacie sobie Panowie film o "Ogniu"? Tak, tak - ten sam reżyser i obraz równie tendencyjny.

Ja osobiście jestem daleki od gloryfikowania działań "Burego", jednakże panująca obecnie moda na "niewiedzę" z Onetu, Wikipedii i szafowanie górnolotnymi hasłami powoduje, że oceny poczynań niektórych oddziałów podziemia są powierzchowne, a bohaterów negatywnych zdarzeń wrzuca się do jednego worka.

W całej sprawie należy poruszyć wątek ppor. Kazimierza Chmielowskiego "Rekina" - zastępcy "Burego" i praktycznie autora największych sukcesów 3. Brygady NZW. Uczyniono go współodpowiedzialnym za pacyfikację białoruskich wiosek. Jak wynika z badań dr Jerzego Kułaka (znawcy dziejów podziemia narodowego na Białostocczyźnie) "Rekin'" najprawdopodobniej nie uczestniczył w tych wydarzeniach, co więcej próbował prawdopodobnie odwieść "Burego" od wydania rozkazu rozstrzelania owych 28 furmanów.
Chmielowski - człowiek młody (ur. 1925), wrażliwy - górował intelektualnie nad całym dowództwem 3. Brygady; do tego bardzo odważny - był aż czterokrotnie ranny w walkach na Wileńszczyźnie w przeciągu 1944 r. Jego zachowanie w śledztwie było godne podziwu, gdyż w przeciwieństwie do "Burego" próbował zeznawać tak, aby nikomu nie zaszkodzić ("Bury" niezgodnie z prawdą obciążył "Rekina" odpowiedzialnością za pacyfikacje białoruskich wsi, nie mówiąc juz o tym, że jego szczegółowe zeznania umożliwiły UB jego identyfikację i aresztowanie).

Powojenna propaganda i takie filmy jak dokument Frau Arnold powodują, że na równi z Rajsem traktuje się ich podkomendnych, bez wdawania się w głębokie szczegóły. Okazuje się, że nic nie jest czarno białe, szczególnie w tak skomplikowanym okresie jak ustanawianie władzy komunistycznej w Polsce, czy w dziejach Białostocczyzny, która w latach 1939-1956 była istnym "tyglem narodów".

Czw 07 Wrz, 2006 12:23

Powrót do góry
Allman
Starszy szeregowiec

Starszy szeregowiec





Posty: 28
Skąd: Włodawa
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Artur P. napisał:
Czy przypominacie sobie Panowie film o "Ogniu"? Tak, tak - ten sam reżyser i obraz równie tendencyjny.


Witaj Arturze !!
Nie wiem czy myślimy o tym samym filmie nt. "Ognia" - "A potem nazwali go bandytą". Jeżeli tak, to twórcą tego filmu nie była pani Arnold, ale Grzegorz Królikiewicz, no i moim skromnym zdaniem, w porównaniu do filmu "Bohater" A. Arnold, ten jest szczytem obiektywizmu. Wink
Pozdrawiam !!
Allman

_________________
"Nie dajmy zginąć poległym"
Zbigniew Herbert
http://podziemiezbrojne.blox.pl

Czw 07 Wrz, 2006 12:38

Powrót do góry
Artur P.
Chorąży

Chorąży




Posty: 150
Pochwał: 2
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Witam, witam!

Tak - myślimy o tym samym filmie. I masz rację .... tak to jest jak pisze się z głowy Embarassed

Co sądzisz o zachowaniu "Burego" w czasie śledztwa?

Czw 07 Wrz, 2006 12:47

Powrót do góry
Allman
Starszy szeregowiec

Starszy szeregowiec





Posty: 28
Skąd: Włodawa
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Artur P. napisał:
Tak myślimy o tym samym filmie. I masz rację .... tak to jest jak pisze się z głowy Embarassed

Co sądzisz o zachowaniu "Burego" w czasie śledztwa?


Cóż... nie myli się tylko ten, co nic nie pisze... Uśmiech

A co do zachowania "Burego" w śledztwie, to stanowi to dla mnie ogromną skazę na jego wizerunku, szczególnie doprowadzenie do aresztowania "Rekina", nie mówiąc już o zeznaniach zrzucających swoje winy na jego barki.
Teoretycznie, już szybciej skłonny byłbym tłumaczyć jego zachowanie w stosunku do białoruskich wsi, kładąc to na karb wieloletniej walki, konieczności podejmowania błyskawicznych i nie zawsze do końca trafnych decyzji w sytuacji ciągłego zagrożenia, uodpornienia się na śmierć i tragedię ludzką.
Zachowania w śledztwie nie potrafię wytłumaczyć niczym, no chyba, że panicznym strachem przed karą śmierci, bo torturowany raczej nie był.
Bo jakoś nie wierzę, by "Bury" prowadził jakąś swoją "grę z bezpieką", przy wszystkich zasługach - płk. Niepokólczyckim to on nie był. Crying or Very sad
Niestety, na zakończenie dobrze się nadaje sparafrazowane powiedzenie Napoleona: "od wielkości do podłości tylko jeden krok"
Smutny

_________________
"Nie dajmy zginąć poległym"
Zbigniew Herbert
http://podziemiezbrojne.blox.pl

Czw 07 Wrz, 2006 13:14

Powrót do góry
Piotrek
Podpułkownik

Podpułkownik





Posty: 2679
Pochwał: 1
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Witam!
Panowie, wieli szacunek za wiedzę zaprezentowaną przez Was w tym temacie Zszokowany Piwo Piwo
Czy moglibyście podać literaturę, z której mógłbym dowiedziec się tyle co Wy? Wink Piwo
Pozdrawiam!

Czw 07 Wrz, 2006 21:00

Powrót do góry
Allman
Starszy szeregowiec

Starszy szeregowiec





Posty: 28
Skąd: Włodawa
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Piotrek napisał:
Witam!
Panowie, wieli szacunek za wiedzę zaprezentowaną przez Was w tym temacie Zszokowany Piwo Piwo
Czy moglibyście podać literaturę, z której mógłbym dowiedziec się tyle co Wy? Wink Piwo
Pozdrawiam!


Z przyjemnością podam, tylko to dość szeroki temat, a literatury jest masa, więc może choć trochę zawęzisz obszar zainteresowań i poszukiwań (województwo, powiat, nazwiska d-ców, oddziały, etc.). Będzie i szybciej i łatwiej. Laughing

_________________
"Nie dajmy zginąć poległym"
Zbigniew Herbert
http://podziemiezbrojne.blox.pl

Czw 07 Wrz, 2006 21:40

Powrót do góry
Piotrek
Podpułkownik

Podpułkownik





Posty: 2679
Pochwał: 1
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Na poczatek może moje rejony, czyli Pomorze Uśmiech I Kujawsko-Pomorskie Piwo
Pozdrawiam!

Czw 07 Wrz, 2006 21:47

Powrót do góry
Artur P.
Chorąży

Chorąży




Posty: 150
Pochwał: 2
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Masz tu kilka pozycji "z terenu".

K. Krajewski, T. Łabuszewski, "Łupaszka", "Młot", "Huzar". Działalność 5 i 6 Brygady Wileńskiej AK (1944-1952)", Warszawa 2002;
P. Niwiński, "Okręg Wileński w latach 1944-1948", Warszawa 1999 (niech tytuł nie zmyli - chodzi o eksterytorialny okręg AK);
P. Kozłowski, "Jeden z wyklętych. Zygmunt Szendzielarz "Łupaszko", Warszawa 2004;
B. Rusinek, Z. Szczurek, "Konspiracyjne organizacje działające na Pomorzu Gdańskim (1945-1955)", Gdańsk 1994;
"Powojenne losy konspiracji na Pomorzu", red. E. Zawadzka, R. Kozłowski, Toruń 1995;
"Armia Krajowa na Pomorzu", red. E. Zawadzka, M. Wojciechowski, Toruń 1993 (ostatnie dwie pozycje to materiały z sesji naukowych);
"Ostatni leśni 1948-1953", red. T.Łabuszewski, Warszawa 2003 (szczególnie interesujacy będzie dla ciebie artykuł J. Pawłowicza: "Ostatni leśni zachodniego Mazowsza: XXIII Okręg Narodowego Zjednoczenia Wojskowego - 11 Grupa Operacyjna Narodowych Sił Zbrojnych");
O. Christa, "U Szczerbca i Łupaszki", Gdańsk 1999 (wspomnienia).

Polecam też "Zeszyty Historyczne WiN-u" (przejrzyj spisy treści poszczególnych numerów):
http://www.zhwin.pl/

Warto też zapoznać się z wydawnictwem albumowym:
"Żołnierze wyklęci. Antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 roku", red. K. Krajewski, J. Kurtyka, T. Łabuszewski, P. Niwiński, J. Pawłowicz, G. Wąsowski, J. Wegierski, L. Żebrowski, Warszawa 2002.

Na razie chyba tyle. W w/w wymienionych pozycjach znajdziesz bibliografię i namiary na kolejne interesujace Ciebie publikacje.

Pozdrawiam

P.S. Allman zapewne coś jeszcze dorzuci Piwo

Czw 07 Wrz, 2006 23:11

Powrót do góry
Piotrek
Podpułkownik

Podpułkownik





Posty: 2679
Pochwał: 1
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Dzięki bardzo, mam co czytać na następne tygodnie Wink
Pozdrawiam! Piwo Piwo Piwo

Czw 07 Wrz, 2006 23:22

Powrót do góry
Allman
Starszy szeregowiec

Starszy szeregowiec





Posty: 28
Skąd: Włodawa
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Piotrek napisał:
Na poczatek może moje rejony, czyli Pomorze Uśmiech I Kujawsko-Pomorskie Piwo
Pozdrawiam!


K. Krajewsk, T. Łabuszewski "Łupaszka, Młot, Huzar" Działalność V i VI Brygady Wileńskiej AK (1944-1952)
Olgierd Christa "U "Szczerbca" i "Łupaszki"
Piotr Niwiński "Okręg Wileński AK w latach 1944-1948"
Praca zbiorowa: "Powojenne Losy Konspiracji Pomorskiej", Materiały sesji naukowej w Toruniu w dn. 19.11.1994.

Być może znajdziesz znajdziesz też jakieś lokalne wydawnictwa, do których ja, tu na wschodzie nie mam dostępu.
Polecam też, odwiedzać stronę http://www.ioh.pl/forum/viewtopic.php?p=44709#44709
, na której w temacie podziemia na Pomorzu dyskutuje dość spora ilość ludzi z tamtego regionu.

Mam nadzieje, że choć trochę Ci pomogłem.
Pozdrawiam !!

_________________
"Nie dajmy zginąć poległym"
Zbigniew Herbert
http://podziemiezbrojne.blox.pl

Czw 07 Wrz, 2006 23:24

Powrót do góry
Allman
Starszy szeregowiec

Starszy szeregowiec





Posty: 28
Skąd: Włodawa
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Artur P. napisał:
P.S. Allman zapewne coś jeszcze dorzuci Piwo


Witaj Arturze !! Uśmiech
Wyczerpałeś temat praktycznie w całości.... zdublowałem tylko kilka książek, już przez Ciebie podanych. Zostaje jeszcze podana strona. Bardzo szczęśliwy
Pozdrówka !!

_________________
"Nie dajmy zginąć poległym"
Zbigniew Herbert
http://podziemiezbrojne.blox.pl

Czw 07 Wrz, 2006 23:29

Powrót do góry
Sebastian
Użytkownik zbanowany

Użytkownik zbanowany






Posty: 177
Skąd: Wrocław
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Witam mam pytanie a wie ktoś co robiły odziały NSZ na Śląsku Dolnym i Górnym i ich komórki i jak tam przybyły.???????????

przepraszam za wtrącenie się w temat

Pon 11 Wrz, 2006 16:02

Powrót do góry
1970
Szeregowy

Szeregowy




Posty: 3
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Kompetencja wynika z wiedzy, umiejętności, profesjonalizmu, wykształcenia, przewertowania ogromnej bazy bibliograficznej ...
Nie odbieram prawa głosu rodzinom ofiar, ale z reguły są to opinie stronnicze i tendencyjne (czemu trudno się w sumie dziwić) i mało wnoszą do ogólnego oglądu sytuacji czy postaci.
Albo profesjonalizm i merytoryczna dyskusja, albo emocjonalne zacietrzewienie spowodowane rodzinną tragedią...[/quote]

Trafiłem na to forum przypadkiem i w ramach małego sprostowania

Nie jest to zbyt odległa historia i są jej świadkowie.
Znam kilku osobiście
Jest nim mój ojciec, mój stryj, moje dwie ciotki. Mieli oni wtedy od kilku do kilkunastu lat. Byli w Zaleszanach, w domu, który został podpalony. Widzieli palący się sufit, słyszeli krzyki umierających ludzi. Przeżyli. Pamiętają.


PS.
Jeżeli chodzi o wykształcenie to – wyższe i średnie. Tak więc wydaje się, że zgodnie z twoimi kryteriami powinni być wiarygodnymi świadkami.

Czw 11 Sty, 2007 1:58

Powrót do góry
Piotrk1
Kapitan

Kapitan




Posty: 1328
Pochwał: 2
Skąd: Śląsk
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Zbrodnie NSZ-NZW

Temat kontrowersyjny. Lubelszczyzna i kielecczyzna, to województwa gdzie NSZ miało największe poparcie.
W lubelskim już w 1943r działał oddział partyzancki NSZ "Toma" a później "Zęba".
W kieleckim oddział "Żbika" i Brygady Świętokrzyskiej.
Ciekawe rejony.
Czy o tych terenach i oddziałach jest wiadomo?

Czw 11 Sty, 2007 10:51

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Idź do strony 1, 2  Następny Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki w tym forum
Możesz ściągać pliki w tym forum



Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników Forum.
Redakcja magazynu "Inne Oblicza Historii" nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.