Hitlerowskie poligony broni A
Ostatnio w związku ze Złotym Pociągiem z Wałbrzycha pojawiło się wiele publikacji na temat hitlerowskich tajnych broni i możliwości Niemców w zakresie ich skonstruowania i wykorzystania.
Należy zacząć od podstawowego pytania: czy Niemcy posiadali w swym arsenale bronie masowego rażenia - BMR? Wiadomo, że na pewno posiadali broń C – broń chemiczną – gazy bojowe: tabun, sarin, Cyklon B, iperyt, iperyt luizytowy, adamsyt, itd. itp. – które po wojnie znalazły się m.in. w Bałtyku i straszą tam do dziś dnia. Któregoś dnia woda morska przeżre żelazne beczki i chemiczny diabeł wydostanie się z pudełka. Efekty tego możemy tylko przewidywać. Wydobycie i utylizacja tych BŚT jak na razie przekracza możliwości finansowe wielu krajów. Gdyby tak cała Unia Europejska ruszyła Bałtykowi na ratunek, to być może dałoby się coś z tym zrobić. Niestety, UE nie potrafi się dogadać ze sobą nawet w najprostszych kwestiach – np. tzw. „uchodźców” i „migrantów”, więc w kwestii BŚT na dnie Bałtyku nie ma o czym mówić…
Nad bronią biologiczną - B pracowano zapewne w obozach zagłady pod kierownictwem takich zbrodniarzy wojennych jak SS-Haupsturmführer dr Josef Mengele i jemu podobnych. Jednak największe osiągnięcia miał japoński zbrodniarz wojenny gen. dr Shiro Ishii, który mordował wrogów Japonii przy pomocy hodowanych bakterii i pasożytów. Najprawdopodobniej wyniki badań zostały odtransportowane do tajnych laboratoriów na terytorium Stanów Zjednoczonych, a winni tej potworności uniknęli wymiaru sprawiedliwości i dożyli swych dni na garnuszku u Wuja Sama.
A broń A? - ostatnio jej temat znów stał się modny po ujawnieniu części dokumentacji Aliantów, z której wyłania się następujący obraz: Amerykanie pracowali nad bronią atomową w Los Alamos w ramach Projektu Manhattan. Prace te były śledzone przez Rosjan, którzy przesyłali informacje na jej temat do centrali w Moskwie, gdzie w radzieckich laboratoriach dublowano postępy prac Amerykanów, tak więc oni ujawnili swoją bombę A w 1949 roku, bo mieli ją wcześniej – najprawdopodobniej już w 1946 roku. Nie zapominajmy, że to właśnie w tym roku na skandynawskim niebie pojawiły się tajemnicze spök raketer alias ghost rockets nadlatujące z kierunku ZSRR i krajów przezeń opanowanych. Pisałem o tym w opracowaniu pt. „Powojenne losy niemieckiej Wunderwaffe”, WiS2, Warszawa 2008. Do którego odsyłam Czytelnika.
Tymczasem Niemcy podsłuchiwali to, co Ambasada ZSRR w Waszyngtonie wysyłała do Moskwy i zgromadziła ogromną ilość depesz, których szyfry łamano w Zamku Czocha przy pomocy komputera lampowego o kryptonimie Schwertfisch. Rezultaty przesyłano do ośrodków zajmujących się bronią jądrową, a być może także termojądrową. Tak przynajmniej podaje to Bogusław Wołoszański w cyklu swych programów TV. Czy tak było? – tego nie wiem, ale wiele na to wskazuje, że tak być mogło…
Okolice Homla
Rezultatem tego było skonstruowanie bomby atomowej o małej mocy <10 kt TNT, a jej pierwszy egzemplarz został ponoć wypróbowany w okolicach Homla (Białoruś) już jesienią 1943 roku w ramach Projektu Lokki – zob. O. Fajg – „Uranowy Klub i atomowy fugas” - http://wszechocean.blogspot.com/2016/06/uranowy-klub-i-atomowy-fugas.html. Rzecz w tym, że nie ma relacji osób trzecich, ale za to są materialne ślady tego wybuchu – pozostałości po radioaktywnym obłoku peksplozyjnym.
Jednakowoż jest pewne małe, ale wredne „ale” – otóż skażenia te mogły powstać później w czasie atomowych testów przeprowadzonych w okolicach Orenburga i Orska, na stepach Kazachstanu czy Ukrainy w latach 50. i 60. ubiegłego stulecia. Tego niestety nie wiemy. Być może są jakieś dane na ten temat, ale jak na razie są one całkowicie nieosiągalne.
Jednego jestem pewien – jeżeli rzeczywiście doszło tam do eksplozji nuklearnej, to byłaby to pierwsza bomba A zdetonowana przez człowieka, albo przynajmniej pierwsza bomba A zdetonowana przez naszą cywilizację. Przypominam, że oficjalnie pierwsze urządzenie jądrowe o mocy 20 kt odpalono na Jordana de Muerte w dniu 16.VII.1945 roku, zaś pierwszą bojową bombę A o mocy <20 kt zrzucono na Hiroszimę w dniu 6.VIII.1945 roku, a oba te wydarzenia są dziełem Amerykanów.
Na temat bomby z Homla niewiele wiadomo. Białoruscy ekolodzy namierzyli coś, co nazwano HSG – Homelską Strefą Geopatogenną, w której panuje podwyższony poziom promieniowania, ale czy jest on związany z nazistowskim testem jądrowym – tego nie jestem pewien. Osobiście sądzę, że HSG powstała w kwietniu 1986 roku, kiedy na tamtejsze pola spadł radioaktywny fall-out po katastrofie w Czarnobylskiej EJ.
Wyspa Rugia
Według niektórych autorów, w marcu 1945 roku, na bałtyckiej wyspie Rugia została odpalona druga nazistowska bomba A o mocy 10 kt. Istnieje relacja niemieckiego lotnika, który lecąc w okolicach Lubeki ujrzał potężny błysk biało niebieskiego światła i po chwili na horyzoncie wyrósł potężny grzyb dymu. Żeby było ciekawiej, przyrządy w samolocie zwariowały i trudno było z nimi dojść do ładu. A zatem mamy do czynienia z niektórymi objawami wybuchu jądrowego: błysk kuli ognistej, grzyb powybuchowy i uderzenie pulsu elektromagnetycznego – PEM.
Niestety nie wiadomo dokładnie, gdzie dokładnie ów grzyb był widziany. Nie ma danych, na jakiej wysokości znajdował się świadek. Jest to o tyle ważne, że znając wysokość lotu można obliczyć czy mógł on w stanie go ujrzeć – zakładając, że wybuchu rzeczywiście dokonano na Rugii. Okazuje się, że mógłby to zobaczyć lecąc na wysokości ≥2500 m, na wschodnim horyzoncie, w odległości ok. 187 km dzielących Lubekę od centrum Rugii. A zatem ta część Legendy może być prawdziwa.
Skoro tak, to czy pozostały po tym jakieś ślady? W końcu eksplozja o równoważniku 10.000 ton TNT musiałaby pozostawić ślady fizyczne na powierzchni wyspy – np. krater, a także jakieś pozostałości chemiczne po wybuchu nuklearnym. Czy ich szukano? Nie wiem, ale obawiam się, że tak jak w przypadku Homla, wyniki pomiarów zostałyby zafałszowane przez wyziewy z pobliskiej Nord IV EJ w Lubminie, która była równie awaryjna jak ta w Czarnobylu... No i znajdowała się w odległości zaledwie 40 km na SE od centrum Rugii.
Wydaje mi się, że próby takie mogły być dokonywane na małych wyspach u wybrzeży Rzeszy: Rudden albo Greifswalder Oie/Oie. Niedaleko, bo na zachodnim wybrzeży wyspy Uznam/Usedom znajdował się Heeres Raketen VersuchenAnstallt czyli Wojskowy Instytut Badań Rakietowych – HRVA w Peenemünde (dziś znajduje się tam Muzeum Badań Rakietowych) pod kierownictwem gen. dr inż. dypl. Waltera Roberta Dornbergera i SS-Sturmbannführera dr Wernhera von Brauna. Obie wyspy znajdują się w niewielkiej odległości od HRVA Peenemünde: Rudden – 7,5 km zaś Oie – 15,7 km. Wydaje się zatem, że test ten miał miejsce na małej wysepce Greifswalder Oie, co zgadzałoby się z relacją niemieckiego lotnika i obserwatora naziemnego SS-Obersturmbannführera Waltera Schulkego.
Na ten temat pisał Iwan Barykin w swym cyklu wywiadów z Walterem Schulkem na łamach „Tajn XX wieka”, a przekłady tych materiałów zamieściłem na stronach: http://wszechocean.blogspot.com/2014/03/hiperboloida-ss-gruppenfuhrera-kammlera.html; http://wszechocean.blogspot.com/2013/03/kod-antarktydy.html; http://wszechocean.blogspot.com/2013/03/kod-antarktydy.html; https://wszechocean.blogspot.com/2014/02/bronie-odwetowe-v-w-rosji.html a w szczególności - http://wszechocean.blogspot.com/2015/02/superbomba-dla-fuhrera.html.
W swych relacjach Schulke opowiada o eksperymencie z bombą o potwornej sile rażenia, który został przeprowadzony w okolicach Peenemünde. A zatem ten adres by się zgadzał. Wprawdzie Schulke mówił tam o Rugii, ale czy tak było na pewno, za to nie ręczę. Być może doszło do nieporozumienia, bowiem nazwy Rugia - po niemiecku Rügen i Rudden są do siebie fonetycznie podobne…
Poligon Ohrdruf
Trzeci poligon, na którym odpalono bombę A miał znajdować się w okolicy miejscowości Ohrdruf k./Gotha w Turyngii. To właśnie tam dokonano detonacji bomby A, w czasie której jako celu użyto ludzi – więźniów obozu koncentracyjnego i radzieckich jeńców wojennych. Wedle Legendy – wypróbowano na nich nową, śmiercionośną broń masowego rażenia – radgum. (zob. - http://wszechocean.blogspot.com/2015/07/kod-apokalipsy-radgum.html; http://wszechocean.blogspot.com/2015/10/tajemnica-kopalni-kaiserode.html; http://wszechocean.blogspot.com/2014/10/der-riese-przeciwatomowy-schron-hitlera.html.)
Pojawiły się spekulacje, że była to bomba A, „zakisła” bomba H względnie bomba zawierająca antymaterię (broń D – od słowa „dezintegracja”)! Antymateria jako broń była od zawsze marzeniem wszelkich świrów marzących o władzy nad światem, więc dlaczego nie miałby się nią zainteresować Hitler i jego zbrodnicza banda?
Próba w Jonastal miała mieć miejsce w dniu 4.III.1945 roku, a jej ofiarami byli więźniowie KL Buchenwald i radzieccy jeńcy wojenni. Konstruktorami tej bomby mieli być członkowie Drugiego Towarzystwa Uranowego (Zweite Uranverein) pracujący pod kierownictwem: Waltera Bothego, Klausa Clusiusa, Kurta Diebnera, Otto Hahna, Paula Hartecka, Wernera Heisenberga, Hansa Kopfermanna, Nicolausa Riehla i Georga Sttetera.
W założeniach specjalistów i ministra Alberta Speera, bomba A miała być skonstruowana w 1942 roku. Na szczęście trudności gospodarcze, problemy związane z uzyskaniem rud uranu, ciężkiej wody (D2O) i separacją izotopów opóźniły prace o dwa lata…
Bomba „brudna” i termobaryczna
Zwolennicy poglądu, że III Rzesza nie posiadała broni jądrowej wysuwają hipotezę, że naziści pracowali nad tzw. „brudną” bombą atomową. „Brudna” bomba atomowa, to BMR stanowiąca marzenie dzisiejszych terrorystów: jest to mówiąc najogólniej ładunek wybuchowy w otulinie z radioizotopów w rodzaju 60Co*, 90Sr*, 137Cs*, itd., które po jej eksplozji skażają teren na kilkanaście lat. Nad tą BMR pracowano w III Rzeszy, ale jej nie użyto.
Bomba termobaryczna, czy jak kto woli, paliwowo-powietrzna jest bronią o dużej mocy rażenia – przede wszystkim falą uderzeniową, a jej moc jest porównywalna z mocą małego ładunku nuklearnego. Jej działanie sprowadza się przede wszystkim do wybuchu przestrzennego a nie punktowego, jak w przypadku ładunku zwykłego materiału wybuchowego. Wybuch inicjujący rozpyla w powietrzu jakiś środek łatwopalny (np. benzynę, alkohol czy naftę – stąd nazwa – bomba paliwowo-powietrzna), który zapalając się gwałtownie, wybuchowo, powoduje powstanie silnej fali uderzeniowej – jej czynnika rażącego. Jej działanie można było zobaczyć w czasie zdetonowania amerykańskiej MOAB czy rosyjskiej FOAB. Jedno jest pewne – nieszczęsny Tu-154M prezydenta Kaczyńskiego NIE MOGŁA być zniszczona eksplozją przestrzenną. Gdyby tak było, to moc eksplozji rozniosłaby samolot na atomy i nie byłoby z niego co zbierać.
Być może, jak uważają niektórzy historycy, to właśnie takie bomby były testowane na niemieckich poligonach. Ale czy są jakieś ślady w dokumentach pozostawionych przez nazistowskich uczonych? Tego nie wiem. Jeżeli nawet były jakieś ślady, to są ukryte głęboko archiwach w Waszyngtonie i/albo Moskwie. Nie zapominajmy, że mogło to wszystko wpaść w ręce Amerykanom w trakcie Misji ALSOS, Misji Paperclip czy innych akcjach wymierzonych w hitlerowskie tajne BMR – podobnie zresztą jak czynili to Rosjanie na zajętych przez siebie terenach. Pod koniec II Wojny Światowej nikt już nie miał złudzeń, co do nietrwałości koalicji antyhitlerowskiej, i każdy z jej uczestników chciał sobie wykroić jak najwięcej z tego tortu, jakim była złowroga spuścizna nazistowskich naukowców.
Co się stało 12.VIII.1945 roku?
Wracając do broni A należy wspomnieć także pewien zagadkowy incydent, który miał miejsce w sierpniu 1945 roku, na morzu w rejonie koreańskiego portu Hynnam/Hyngnam. Opisane to zostało w artykule Michaiła Burlieszina - http://wszechocean.blogspot.com/2011/09/prawdziwe-poczatki-zimnej-wojny-1.html i dalszy.
Dziwny to był incydent. Kiedy radzieckie wojska wchodziły do miasta, na horyzoncie pojawił się potężny błysk, a potem wzniósł się w niebo obłok przypominający w kształcie grzyba à la grzyb atomowy…
Pojawiła się hipoteza mówiąca, że była to eksplozja japońskiej bomby A, ale rzecz w tym, że Japończycy nie byli w stanie wyprodukować dostatecznej ilości materiału rozszczepialnego, który usiłowali dowieźć im Niemcy na pokładach U-bootów. Czyli co?
Istnieją dwie odpowiedzi. Pierwsza brzmi tak – w okolicach Hynnam doszło do upadku jakiegoś meteorytu, który – podobnie jak ten z Syberii – eksplodował w powietrzu z mocą małej bomby atomowej. Możliwe? – możliwe.
Jest jeszcze druga możliwość. Było to ostrzeżenie Wuja Sama pod adresem Wujaszka Joe. Po prostu Amerykanie chcąc pokazać Rosjanom, kto tu rządzi, urządzili im przedstawienie. Zrzucili bombę A do Morza Japońskiego koło Hynnam, gdzie akurat wmeldowały się wojska radzieckie. Widownia była na miejscu: wojska radzieckie 17 Frontu – 34 A i 59 A, a chodziło o to, by dowodzący siłami ZSRR marszałek Rodion J. Malinowskij przekazał informację o tym Josifowi Wissarionowiczowi… Przekaz był jasny: Rosjanie - nie wchodźcie do Japonii!
I o to właśnie chodziło. Niestety, obawiam się, że rzecz jest jeszcze tajna i nieprędko ujrzy światło dzienne.
Tak więc raczej nie była to japońska atomówka, którą zdetonowano bez sensu – wystarczyło zostawić ją w mieście, ustawić zegar i uciec. Byłoby duże bum i kilka tysięcy Rosjan i Koreańczyków zamieniłoby się w parę… - mogło to być takie amerykańskie ostrzeżenie. Odpowiedzią na nie była fala UFO nad Skandynawią - ot, takie rosyjskie ostrzeżenie.
A potem zaczęła się Zimna Wojna…
Opis załącznika:
|
|
Wto 22 Sie, 2017 17:35
|