Beria postarzał się, ale można go było poznać...
Jegor Usaczew
Czekista Numer Jeden
Batickij:
- Towarzyszu dowódco pozwólcie mnie (wyciąga swe parabellum). Tą zabawką na froncie rozwaliłem niejednego łajdaka i wyprawiłem go na tamten świat.
Rudenko:
- Proszę wykonać wyrok.
Batickij podniósł rękę. Nad opaską błysnęło naraz dziko wytrzeszczone oko, drugie Beria zasłonił. Batickij nacisnął na spust, kula ugodziła w sam środek głowy. Ciało zawisło na więzach.
A. Antonow-Owsiejenko – „Beria”
Po takim obrazowym opisaniu ostatnich minut życia przeklętego przez wszystkie narody i osądzonego przez Sąd Najwyższy Ławrientija P. Berii, wydawałoby się, że można tylko po tym postawić wielką, tłustą kropkę. Przecież z imieniem tego niecodziennego człowieka są jednocześnie związane symbole potęgi ZSRR: broń jądrowa i termojądrowa, technika rakietowa, atomowe okręty podwodne [i nawodne też – uwaga tłum.] i miliony niewinnych ludzi, którzy skończyli przedwcześnie swe życie w obozach koncentracyjnych Gułagu. Ale czy być może, że oficjalne komunikaty o jego śmierci w podziemiach Sztabu Okręgu OPLot. były nie całkiem prawdziwe? Na przykład mnie nie całkiem przekonuje taki opis wykonania wyroku na czekiście № 1.
I tak ministra połączonych MSW i MGB [Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego – przyp. tłum.] Ławrientija Berię stracono – według oficjalnej wersji – w dniu 23 grudnia 1953 roku, w bunkrze SO OPLot., gdzie przebywał on po aresztowaniu. Świadkami wykonania wyroku byli najwyżsi dostojnicy państwowi i partyjni: marszałek Koniew, dowódca Moskiewskiego OW gen. Moskalenko, pierwszy zastępca dowódcy Wojsk OPLot. gen. Batickij, ppłk Jufieriew, Naczelnik Wydziału Politycznego Moskiewskiego OW płk Zub i cały szereg innych wojskowych…
Nie dożył do rozprawy…
Ale znaleźli się ludzie, którzy kwestionowali prawdomówność wojskowych jakoby uczestniczących w egzekucji Ławrientija Berii. Dlatego też dokładnie zbadali oni streszczenie akt z dnia 23.12.1953 r. o jego rozstrzelaniu.
Nie ma w nich nawet wzmianki o Koniewie, Jufieriewie, Zubie, Baksowie, Niedielinie, Hetmanie i innych cieszących się uznaniem ludziach. Ponadto w oficjalnym akcie nie figuruje – niezbędny w takich przypadkach – lekarz, który orzekłby śmierć delikwenta i wystawił akt zgonu. Co więcej – nikt jej nie zaświadczył… A zatem, czy może tak być, że Berii nie zastrzelono w tym bunkrze?
A oto, co mówi o tym rozstrzelaniu syn ministra – Sergo Beria:
- Wprost z Kremla wraz z generałem-pułkownikiem B. Wannikowem pojechaliśmy do domu na Małą Nikicką… Kiedy podjechaliśmy ze strony ulicy, to nie zauważyliśmy niczego niezwykłego, ale na wewnętrznym dziedzińcu stały dwa transportery opancerzone… Od razu rzuciły się nam w oczy rozbite szyby w oknach ojcowskiego gabinetu, a to oznaczało, że rzeczywiście strzelano… Kiedy wracaliśmy do samochodu, to usłyszeliśmy od jednego z członków ochrony: „Sergo, widziałem jak na noszach wyniesiono kogoś nakrytego brezentem”.
Sergo Beria jest przekonany, że na noszach wyniesiono ciało jego ojca. W tym przekonaniu utwierdziły go słowa zastępcy generalnego prokuratora Cargadskiego. W czasie przesłuchań w więzieniu na Butyrkach Cargadskij przyznał w sekrecie do tego, że zaocznie podpisywał protokoły przesłuchań Ławrientiego Pawłowicza, które jakoby miały miejsce w bunkrze wojsk OPLot.
Członek komisji sędziowskiej, przed którą miał stanąć Beria, Zwiernik powiedział:
- Wchodziłem w skład trybunału w sprawie twego ojca, ale ani razu go nie widziałem.
Pogłoski o tym, że Beria nie dożył do swej rozprawy zaczęły kursować po Moskwie od razu po dniu 23 grudnia 1953 roku. Mówi historyk Nikołaj Dobriucha:
- Przy próbie aresztowania on i jego ochrona stawili opór i zostali zabici. Nawet wiadomo, kto pociągnął za cyngiel – wskazano na Chruszczowa… Są też tacy, którzy mówią, że rozstrzelanie ich przed rozprawą sądową miało miejsce w już wspomnianym tutaj bunkrze SO OPLot., natychmiast po przewiezieniu ich z Kremla. [Taką wersję wydarzeń z Chruszczowem w roli kata pokazała BBC w swym filmie dokumentalnym poświęconym śmierci Stalina pt. „Kto zabił Stalina” niedawno wyemitowanym w TVP – uwaga tłum.]
Sobowtór czy aktor?
Jak pasują te dokumenty do opowieści o sądzie nad Berią? By może Baeria, podobnie jak Stalin i inni członkowie Politbiura, miał swego sobowtóra i kto wie, czy w dzień sądu na ławie oskarżonych zasiadł po prostu jeden z nich lub odpowiednio dobrany aktor?
Według poglądów Nikołaja Dobriuchy, hipotezę tą potwierdza m.in. … jedzenie, które jadł Beria w bunkrze. No bo czyż nie jest to dziwne? Kiedy historyk powiedział naczelnikowi kremlowskich kucharzy – Giennadijowi Kołomieńcewowi, że Berii dawano do jedzenia żołnierską rację żywności w aluminiowej menażce i z aluminiową łyżką, ten gwałtownie zaprotestował:
- To wszystko bzdury! Moi ludzie obsługiwali Berię. Dostawał specjalne jedzenie, według opracowanego przezeń menu. A jego menu nie było na poziomie żołnierza czy oficera, ale generała i wyżej.
Dlaczego historyk zdecydował, że właśnie ten mało ważny fakt stanowi dowód na to, że w bunkrze NIE przebywał Beria? Rzecz w tym, że w memuarach wojskowych, którzy aresztowali i pilnowali Berię podkreśla się, co następuje:
- Do Berii nie dopuszczano nikogo z jego dawnych współpracowników czy ludzi z obsługi. A Kołomieńcew był starym czelistą i pracownikiem MGB, którym kierował Ławrientij Pawłowicz. A zatem wynikałoby z tego, że w bunkrze siedział nie Beria, tylko ktoś inny. Ktoś, kto doskonale grał jego rolę. Dlatego też ani możliwa podmiana sobowtóra, ani jego wysłanie do diabła nie martwiły Chruszczowa czy Malenkowa.
No tak, ale skoro w bunkrze i na rozprawie nie siedział Beria, to gdzie on się znajdował? Być może był już martwy. Ale to jest tylko jeden z możliwych wariantów. Istnieje jeszcze jeden, w pełni logicznie uzasadniony.
Ławrientego Pawłowicza można obwiniać o okrucieństwo, lubieżność, dewiacje seksualne [Roj Miedwiediew twierdzi, że był on pedofilem – uwaga tłum.], nawet o to, że był agentem imperialistów, ale nikt nie powiedziałby, że był naiwniakiem. Inaczej nie przeżyłby żadnej w wielu czystek w partii i państwie. To oczywisty pewnik. Tak że doskonale wiedział, kim są jego „starzy przyjaciele” i „towarzysze” – Chruszczow i Malenkow – dwaj pozostali członkowie triumwiratu pozostałego po śmierci Stalina – i musiał się w jakiś sposób zabezpieczyć. Dla tego celu należało puścić w świat w pełni „wystrzałową” informację. I informacja taka stanowiąca haka na jego adwersarzy znajdowała się w posiadaniu człowieka kierującego przez wiele lat wywiadem i kontrwywiadem kraju, który cieszył się w pełni zaufaniem Stalina.
Póki archiwa Stalina były niedostępne, póty także archiwa Berii znajdowały się w miejscu niedostępnym dla autorów przewrotu i im zagrażały panowała równowaga i obie strony trzymały się wzajemnie za gardło. Wytworzyła się sytuacja meksykańskiego pata. Po przejęciu tajnych akt ministra bezpieczeństwa Beria i jego rodzina mogli być aresztowani i unieszkodliwieni. Jednakże materiały z archiwum Berii dotyczące zbrodni Chruszczowa, Bułganina i Malenkowa i ich współpracy i poplecznictwa przy stalinowskich zbrodniach przeciwko ludzkości mogły zostać opublikowane w zagranicznej prasie, bo w Paryżu mieszkali krewni żony Berii.
Ucieczka spod szafotu
Jedynym wyjściem z tej sytuacji było potajemne zniknięcie Berii z ZSRR. Pomimo pogłosek o takim wariancie wydarzeń – ucieczki byłego ministra – inaczej stanowią fakty.
Pod koniec lat 50. w prasie zagranicznej pojawiła się notatka o próbie opublikowania w USA sekretnych materiałów o zamordowaniu Stalina, podobnież przekazanych przez Ławrientija Berię. Ale… - ale dziennikarz, któremu przesłano te materiały zniknął bez wieści jak i same dokumenty…
Ale kreskę pod historią wszechmogącego ministra bezpieczeństwa państwowego ZSRR postawiła fotografia Ławrientija Pawłowicza. Została ona opublikowana w latach 90. ubiegłego stulecia w kilku zagranicznych gazetach. Na nim Beria stoi na tle budynków w pewnym mieście w Południowej Ameryce. Postarzały, roztyty ale wciąż łatwo rozpoznawalny…
Źródło – „NLO” Numer specjalny 2/2010, s. 18.
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz
Opis załącznika:
|
|
Czw 02 Cze, 2011 12:34
|