| | FAQ | Szukaj | Użytkownicy | Rangi | Rejestracja | Profil | Wiadomości | Zaloguj
Linki | Ekipa | Regulamin | Galeria | Artykuły | Katalog monet | Moje załączniki

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
erkael56
Major

Major




Posty: 1560
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

POWIETRZNA BATALIA NAD URALEM

- czyli jak zestrzelono szpiegowski samolot Lockheed U-2 w maju 1960 roku

Anatolij Dokuczajew

Wstęp

Samoloty Lockheed U-2 w pełnym tego słowa znaczeniu można było nazwać samolotami-widmami. Przez długi czas one bezkarnie naruszały przestrzeń powietrzną Związku Radzieckiego, fotografując tajne obiekty wojskowe i instalacje obronne na Syberii i Azji Środkowej, w Centralnej Rosji i Zakaukaziu, w republikach bałtyckich i na Dalekim Wschodzie. Amerykańscy piloci czuli się bezpiecznie, bowiem loty te miały miejsce na pułapie 20-22 tys. m.
Dnia 1.V.1960 roku miała miejsce kolejna operacja rozpoznawczo-wywiadowcza pod kryptonimem Overflight (Przelot), która zakończyła się krachem. Jaki był przebieg dramatycznych wydarzeń nad Uralem? Kto i jak zestrzelił samolot-szpiega, w kabinie którego siedział lotnik Francis [Gary] Powers?

Zwyczajny lot zwiadowczy

W dniu 9.IV.1960 roku, obejrzawszy i sfotografowawszy ultrasekretne obiekty ZSRR – Semipałatyński Poligon Nuklearny, bazę strategicznych bombowców Tu-95 w jego pobliżu, Poligon Obrony Antyrakietowej w Sary-Szagan, Poligon Rakietowy Tiura-Tam/Kosmodrom Bajkonur, U-2 wyskoczył z przestrzeni powietrznej Związku Radzieckiego w rejonie na południe od miasta Mary. Strona radziecka w nocie protestacyjnej zawarła ostre oświadczenie. Amerykanie zbyli ją milczeniem: i tak niczego naruszycielowi granicy nie można było zrobić. Przemilczeli i kontynuowali zaplanowane operacje szpiegowskich lotów nad terytorium ZSRR.
Jednakże w połowie kwietnia 1960 roku, prezydent Stanów Zjednoczonych – Eisenhower opamiętał się i nie zatwierdził kolejnego lotu szpiegowskiego. A to wszystko dlatego, że w maju miało dojść do spotkania „Wielkiej Czwórki” – USA, ZSRR, Wielkiej Brytanii i Francji w Paryżu, gdzie miało dojść do nowego spotkania głowy amerykańskiego państwa z radzieckim przywódcą – Nikitą S. Chruszczowem. A na lipiec planowało się odwiedziny prezydenta USA w ZSRR (Chruszczow pojechał do USA w 1959 roku).
- Jeżeli jakiś samolot będzie stracony w chwili, kiedy my będziemy zajęci rozmowami, to sprawy mogą przyjąć nieoczekiwany obrót i może dojść do efektywnych działań – oświadczył Eisenhower radzie konsultacyjnej ds. działalności wywiadowczej. – Wybuchnie wielki skandal, jeżeli samolot spadnie na ziemię. Ale dyrektor CIA Allen Dulles był uparty i prezydent się poddał, on jedynie dał rozkaz nie podejmowania lotów przed dniem 1 maja, ustanowiwszy przed paryskim spotkaniem dwutygodniową „kwarantannę”.
Według planów CIA, w kwietniu powinien mieć miejsce jeszcze jeden lot, ale wciąż go przekładano – przeszkadzało zachmurzenie. Dnia 1.V.1960 roku, por. USAF Francis Gary Powers znajdował się na lotnisku nieopodal pakistańskiego miasta Peszawar, gdzie przybył wraz ze swym partnerem z bazy w Indżirlik w Turcji. Pogoda sprzyjała i o godzinie 05:20 PKT, U-2 pilotowany przez Powersa wystartował i szybko wspiął się na pułap 20.000 m – Operacja Overflight weszła w aktywną fazę. O godzinie 05:36 PKT samolot przeleciał radziecką granicę.
…Pozostawiwszy z tyłu Taszkient, minąwszy Syr-Darię U-2 poleciał wzdłuż brzegu Jeziora Aralskiego i skręcił w prawo. Przeleciał nad miastami Troick, Czelabińsk… Lot przebiegał bez żadnych problemów.

Alarm!

O locie obcego samolotu nad terytorium ZSRR wkrótce dowiedziała się Moskwa. O godzinie szóstej rano, sygnał alarmu poderwał oficerów i żołnierzy we wszystkich rakietowych, myśliwskich i radiolokacyjnych jednostkach i pododdziałach Azji Środkowej i Kazachstanu, Syberii, Uralu, europejskiej części ZSRR i Dalekiej Północy. Do Centralnego Stanowiska Dowodzenia (CSD) Wojsk Obrony Powietrznej Kraju zaczęli przybywać: ich głównodowodzący marszałek Związku Radzieckiego Siergiej Biriuzow, jego pierwszy zastępca marszałek artylerii Nikołaj Jakowlew, szef Głównego Sztabu WOPK gen. płk Piotr Demidow, dowódca lotnictwa myśliwskiego WOPK gen. por. Jewgienij Sawickij , dowódca wojsk rakietowych WOPK gen. płk Konstantin Kazakow i inni oficerowie z bojowego rozdzielnika.
Biriuzow sporadycznie łącząc się z dowódcami podległych jednostek, uściślał położenie i rozkazał przerwać ten przelot. A gen. Sawickij wydał rozkaz dowódcom jednostek lotniczych: Zaatakować intruza wszystkimi dyżurnymi środkami w rejonie przelotu intruza, w razie potrzeby - staranować.
Według wspomnień gen. płk w st. spocz. Georgija Michajłowa i płk w st. spocz. Aleksandra Orłowa, którzy w tym czasie służyli w Głównym Sztabie WOPK, sytuacja panująca na CSD była dość nerwowa. Dzwonki telefonu od ministra obrony marszałka Związku Radzieckiego Rodiona Malinowskiego z Kremla i od Nikity Chruszczowa dzwoniły jeden po drugim. Ich treść była mniej więcej taka: Baczność! Kraj zaopatrzył WOPK we wszystko, co niezbędne, a wy nie możecie zestrzelić samolotu poddźwiękowego! A na to Siergiej Biriuzow odpowiadał: Gdybym mógł być rakietą, to bym sam poleciał i zestrzelił tego przeklętego naruszyciela!
O godzinie 08:00 MSK, na CSD WOPK doszli do wniosku, że trasa lotu samolotu-szpiega przez rejon Swierdłowska wiedzie dalej ku Morzu Białemu, a U-2 wyląduje zapewne w bazie lotniczej w Bodø (Norwegia). W związku ze startem myśliwców przechwytujących i zaistniała potrzeba wyczyszczenia nieba z wszystkich maszyn będących w powietrzu, na polecenie kierownictwa państwa wydano rozkaz „Kowier” („Dywan”). Zgodnie z nim wszystkie samoloty i helikoptery nie zaangażowane w unieszkodliwienie intruza miały siadać na najbliższych lotniskach. To pozwoliło stacjom radiolokacyjnym dokładniej prowadzić cel.
Czy można było przechwycić tego intruza przed Uralem? Marszałek Rodion Malinowskij w maju 1960 roku zauważył, że amerykański samolot zestrzelono w takim miejscu, żeby pilot nie mógł się tłumaczyć, że naruszył przez pomyłkę radziecką przestrzeń powietrzną. Oświadczenie ministra obrony było obliczone przede wszystkim dla krajowej opinii publicznej i zagranicy, i nie odpowiadało istocie sprawy. W istocie chodziło o to, że myśliwce przechwytujące nie dolatywały do wysokości lotu U-2, która wynosiła 21.000 m z prędkością 750 km/h. Dywizjony rakietowe OPLOT. nie strzelały z innej przyczyny – trajektoria lotu intruza do Uralu przebiegała poza sektorami i zasięgiem rażenia ich pocisków ziemia-powietrze.

Rozkaz „Smoka”


Tego dnia, 1.V.1960 roku, zastępca dowódcy eskadry – kpt. pil. Borys Ajwazjan i st. por. pil. Siergiej Safronow pełnili dyżur bojowy na lotnisku wojskowym. Po sygnale alarmu, wystartowali o godzinie 07:03 i po 32 minutach znaleźli się na lotnisku Swierdłowsk-Kolcowo, a potem… Oddajmy głos Borysowi Ajwazjanowi – bezpośredniemu uczestnikowi tych wypadków:
Na lotnisku w Swierdłowsku nasze samoloty zaczęto szybko napełniać paliwem. Szybciej napełnili zbiorniki samolotu Siergieja i ja przesiadłem się do niego gotowy do startu na przechwyt nieprzyjaciela. Jednakże start opóźniono o 68 minut. Na lotnisku zwyczajnie pokazał się samolot Su-9 – to kpt. Igor Mientjukow przyprowadził tego myśliwca z fabryki do jednostki. Maszyna lepsza od MiG-19, a przede wszystkim jej praktyczny pułap operacyjny wynosił 20.000 m. Prawdę powiedziawszy, ona jeszcze nie była gotowa do boju – brakowało jej uzbrojenia, zaś lotnik nie miał ubioru kompensacyjnego.
Na SD najwidoczniej ocenili wysokość lotu intruza i zrozumieli, że dostać go mógł tylko Su-9. Kapitanowi Mientjukowowi rozkazano przechwycić U-2 na podejściu do Swierdłowska. Przez włączone radio słyszałem rozmowy SD z pilotem: „Zadanie – zniszczyć cel, taranem” – usłyszałem głos nawigatora naprowadzania. Kilka sekund milczenia i potem – „Rozkazał «Smok»” (był to frontowy kryptonim gen. Jewgienija Sawickiego, który znał każdy lotnik).
Nie wiem, czy rozkaz ten wydał sam Sawickij czy ktoś w jego imieniu, ale zrozumiałem: lotnik ten szedł na pewną śmierć. Taranować na takiej wysokości bez ubioru kompensującego, bez maski tlenowej… Jak widać, innego pomysłu dowództwo na ten czas nie miało. Rakiety? Rakiety były tu bezsilne. Rzecz w tym, że atak należało przeprowadzić w pierwszym rzędzie na południe od Swierdłowska. Nieprzyjaciel mógł ominąć miasto i obejść miejsce dyslokacji dywizjonów rakiet OPLOT.
…Kiedy na lotnisku w Peszawarze podwożąc Powersa płk William Shelton mówił mu, że Sowieci nie mają rakiet o zasięgu umożliwiającym strącenie jego samolotu – albo kłamał, albo miał przestarzałe informacje. W tym czasie w ZSRR obok dużych centrów ekonomicznych znajdowały się rakietowe kompleksy PLOT. – S-75, które były w stanie razić cele na wysokościach >20.000 m. Ponadto w tym czasie w Związku Radzieckim istniały wysokościowe myśliwce Su-9. Ale powróćmy do relacji Igora Mentjukowa:
Pod koniec kwietnia w Sawasliejce (wtedy Obwód Niżniegorodskij) gdzie służyłem, postawiono mi zadanie – polecieć do Nowosybirska, wziąć tam Su-9 z dużą ilością paliwa, polecieć do Baranowicz (na Białorusi) i objąć dyżur bojowy. Wtedy znajdował się tam pułk lotnictwa myśliwskiego, na jego stanie znajdowały się także Su-9. One zabierały na pokład 3250 kg paliwa. Do maja 1960 roku w Nowosybirsku już przygotowano samoloty biorące 3720 kg paliwa. A prawie pół tony paliwa to większy zasięg lotu i co za tym idzie – rubież przechwytu. Postawiono nam jasne zadanie – 1 maja mamy obowiązkowo być w Baranowiczach.
W dniu 27 kwietnia wraz z partnerem, kpt. Anatolijem Sakowiczem, przylecieliśmy do Nowosybirska, wzięliśmy nasz Su-9 z fabryki i z powrotem na zachód – goniąc czas…30 kwietnia byliśmy już w Swierdłowsku, na lotnisku Kolcowo, ale tam nas zatrzymali ze względu na pogodę.
Rankiem, 1 maja, mniej więcej o siódmej rano podrywają nas. P[rzez telefon dostaję rozkaz: „Przygotować numer jeden”. Pomyślałem: pogoda się polepszyła i nas przyspieszają. Wystartowaliśmy i podali nam kierunek – na Czelabińsk. Od razu pojawiło się pytanie: czemu skierowali nas na wschód? W chwilę później niepokój się nasilił. Ze mną nawiązał łączność nie kontrola lotniska, ale dowódca lotnictwa WOPK gen. mjr lot. Jurij Wowk. „Ja «Sokół», 732 jak mnie słyszysz? Słuchajcie mnie uważnie. Cel – realny, wysoki. Taranować. Rozkaz z Moskwy. Przekazał «Smok».”
Nastały minuty rozmyślań. Poważny – znaczy się – przypadek, skoro rozkazy wydaje sam «Smok». Odpowiadam „Do taranowania gotów, jedna prośba – nie zapomnijcie o matce i rodzinie”. „Wszystko będzie zrobione”.
Lecę w kierunku Czelabińska przez jakieś 17 minut, a nikt nie nawiązuje ze mną łączności. Pomyślałem już: skierowali i zapomnieli. I naraz w słuchawkach się rozległo: „Jak mnie słyszycie?” „Rozumiem” – odpowiadam. „Lećcie tym kursem” i w chwilę później „Wyczerpaliście paliwo ze dodatkowych zbiorników?” „Jeszcze nie” – mówię. A potem usłyszałem rozkaz: „Odrzucaj dodatkowe zbiorniki, pójdziesz na taran”. Odrzuciłem zbiorniki. Padł rozkaz „Dopalacz”. Włączyłem dopalacz, skręciłem samolot na 120° i rozpędziłem do 1,9 Ma, a może i do 2 Ma. Zaczęło mnie wynosić na 20.000 m.
Po kilku minutach oznajmiają „Do celu macie 25 km”. Włączyłem celownik, a ekran w interferencjach. Ot, pech. Po starcie pracował normalnie, a tutaj… Melduję: „Celownik zatkany interferencjami, przełączam się na wizualne odszukanie celu”. Ale to nie takie proste. U-2 porusza się z prędkością 750-780 km/h, a moja maszyna dwa Machy z ułamkami. Jednym słowem nie widzę celu, choć w pysk daj. Kiedy do celu pozostało 12 km, to mi powiedziano, że zaczyna zwrot. Potem się dowiedziałem, że w tym właśnie momencie cel znika z ekranu radiolokatora. Wykonuję zwrot za intruzem. Informują mnie, że dogonię cel na dystansie 8 km i przeskoczę go. Gen. Wowk krzyczy do mnie „wyłącz dopalacz, zmniejsz prędkość!” – ja też się wkurzyłem, bo zrozumiałem, że na SD nie wiedzieli jak wykorzystywać i naprowadzać Su-9. „Wyłączaj, to rozkaz!” – powiedział jeszcze raz generał. Zakląłem i wyłączyłem. A tutaj nowy rozkaz „Uciekaj ze strefy, bo cię namierzają!” Krzyczę „Widzę!” W powietrzu w tym momencie pojawiły się obłoczki eksplozji. Jeden błysk nieco w przedzie na kursie, druga z prawej. Strzelali rakietowcy PLOT.
Pierwszy do samolotu-naruszyciela otworzył ogień dywizjon rakietowy OPLOT., którym dowodził kpt. Nikołaj Szełud’ko. Jednakże w tym czasie U-2 wyszedł ze strefy ognia i zaczął okrążać miasto i dlatego rakiety nie trafiły w niego.
Rozglądam się, wychodzę ze strefy ostrzału – opowiada dalej Igor Mientjukow – a potem pytam o położenie celu. Odpowiedziała kontrola: „cel z tyłu”. Wykonuję zwrot, ale naraz czuję, że spadam. Leciałem bez dopalacza i nie zauważyłem, jak prędkość spadła do 300 km/h. Zwaliłem się na 15.000 m, a z wieży słyszę „Włącz dopalacz!” Znowu mnie diabli wzięli i krzyczę „Trzeba wiedzieć jak i przy jakich prędkościach on się włącza!” Rozpędziłem samolot do 450 km/h, próbuję włączyć dopalacz, chociaż on włącza się dopiero przy 550 km/h. I w tym momencie zapala się lampka alarmowa rezerwy paliwa. Staje się jasnym: naprowadzanie się zerwało.
Dają polecenie – „Ciągnijcie do Kolcowa”.

A teraz ponownie relacja Borysa Ajwazjana:

Igorowi Mientjukowi kończyło się paliwo. „Idźcie do lądowania” – poleciła mu wieża, a nam nakazano start.
Wznosiliśmy się. Samolot-zwiadowca był gdzieś nad nami, ale gdzie? W tym momencie zauważyłem wybuch i pięć lecących ku ziemi punktów. Eh! – żeby tak mieć pewność, że to rozpadający się U-2! Wziąłem ten wybuch za samozniszczenie rakiety i zrozumiałem, że rakietowcy otworzyli ogień i przekazałem to na wieżę. Samolotu przeciwnika ma się rozumieć nie znaleźliśmy, ale na własne oczy widziałem, jak go rozwalili rakietowcy. No, a jeżeli byśmy kontynuowali lot i byśmy go zobaczyli? Na wysokość 20.000 m (pułap MiG-a był o 2-3 km niższy) można by się jeszcze wznieść, ale przez mgnienie oka na szczycie dynamicznej górki wrogi samolot, wycelować, otworzyć ogień i trafić – to szansa jedna na tysiąc. I tą właśnie szansę chciano wykorzystać…

Rakietowe salwy

Przerwiemy opowiadanie Borysa Ajwazjana i przeniesiemy się do jednostki wojsk rakietowych pod Swierdłowskiem:
- Rakietowcy z pułku przyjęli rozkaz zniszczenia celu ze zdenerwowaniem – opowiadał gen. mjr w st. spocz. Siemion Panżinskij, w tym czasie naczelnik wydziału politycznego jednostki. – Obowiązki dowódcy dywizjonu, któremu przyszło grać pierwsze skrzypce 1 maja (dowódca pułku ppłk Iwan Sziszow właśnie znajdował się na kursach przygotowawczych) pełnił w tym czasie szef sztabu mjr Michaił Woronow. On był frontowcem. Bił się z hitlerowcami nad Donem, pod Kurskiem, Warszawą… Samolotu zwiadowczego w święto rzecz jasna nie oczekiwali. I Woronow i jego podwładni się nieco rozluźnili. Trzeba nadmienić, że kilku oficerów udało się na wolne do miasta czy do rodzin. Tak więc dywizjon powitał intruza w niepełnym składzie. Oczywiście to miało wpływ na sprawność działania dywizjonu, ale tylko na początku. Zdenerwowanie i napięcie w toku wykonywania zadania bojowego szybko przeszły…
Współrzędne celu operatorzy stacji rozpoznania i naprowadzania określili dość dokładnie. Nieco później oficer naprowadzania st. por. Eduard Feldblum, operatorzy pod dowództwem sierż. Walerijem Szusterem już dokładnie „trzymali” nieprzyjaciela. Cel był w strefie ognia pododdziału. Wszyscy czekali na rozkazy. Samolot-naruszyciel zmienił kierunek lotu, jakby domyślił się grożącego mu niebezpieczeństwa. Czarna linia kursu samolotu na planszecie ominęła tą niewidzialną rubież, gdzie można go było sięgnąć pociskiem rakietowym.
Przed mjr Woronowem pojawiła się całkowicie złożona sytuacja. Należało obliczyć bardzo dokładnie czas i miejsce odpalenia rakiety, w przeciwnym przypadku cel mógłby uciec. Ale ponownie udało się „złapać” intruza. Rozkaz Woronowa „cel zniszczyć!” usłyszeli wszyscy.
Pierwsza rakieta poleciała do celu.
W Waszyngtonie była niedziela, godzina 01:53 EST, zegary w Moskwie pokazywały godzinę 08:53 MSK.
I wtedy właśnie kpt. Nikołaj Szełud’ko – dowódca sąsiedniego dywizjonu rakiet OPLOT. otrzymał rozkaz ostrzelać U-2 jeszcze raz – potrzebna była gwarancja trafienia.

Trafili? Nie trafili?

Ponad 30 minut po zestrzeleniu amerykańskiego samolotu szpiegowskiego na SD pułku, a także na SD Armii WOPK uważali, że on kontynuuje lot. Specjalistów z batalionu radiolokacyjnego – dowodził nim ppłk Iwan Riepin, który przekazywał dane do podległych mu jednostek – także martwiły pojawiające się zakłócenia. A to właśnie dlatego przed lotnikami myśliwskimi Borysem Ajwazjanem i Siergiejem Safronowem, którzy wyszli na nowy rejon stało priorytetowe zadanie - w przypadku wykrycia zaatakować nieprzyjaciela. Na kolejnym wirażu – wyjaśnił Ajwazjan – dał on rozkaz Safronowi zawrócenia: jeżeli w czasie 2-3 minut nie znajdziemy wrogiego samolotu, to siadamy i to z prostej, bez zataczania kręgu wokół lotniska. Safronow nie odezwał się, łączność z nim się urwała. Ajwazjan ujrzał na czystym niebie niezwykły obłok i szybko spikował na dół. To mu uratowało życie, bo uciekł przed ścigającą go rakietą.
W rozmowie z Borysem Ajwazjanem zainteresowałem się tym: „Pomogło doświadczenie?”
- W pewnym sensie tak, ale bardziej przez przypadek – odpowiedział on. – Niezwykły obłok wzbudził we mnie lęk, bo sądziłem, że to eksplodował samolot Siejgieja! Ale nie było do tego powodu, no bo i od czego miałby eksplodować? A spikowałem tak ostro, z przyzwyczajenia. W czasie szkolnych lotów przez 6 miesięcy pełniłem rolę celu i przechwytywali mnie koledzy z pułku. Często prosili, by dłużej być na wysokości i dlatego często siadałem z pustymi zbiornikami paliwa, przez cały czas zwiększając kąt podejścia, a właściwie spadania. Kiedyś tak zdecydowałem się przyziemić z lotu nurkowego. „Przechwycić” mnie rakietowcom było bardzo trudno, ostre pikowanie jest ostrym pikowaniem, to jest swego rodzaju manewr przeciwrakietowy…
W rakietowym dywizjonie, którym dowodził mjr Szugajew, otrzymali informację od pilotów o celu, który zniżył się do 11.000 m. Zameldowano o tym do CSD, skąd przyszedł rozkaz gen. mjr Iwana Sołodownikowa o otwarciu ognia do… MiG-ów! O zniszczeniu wrogiego U-2 mjr. Woronow zameldował nieco później.
I jeszcze raz oddajemy głos Igorowi Mentjukowi:
Na lotnisku po wylądowaniu już przy samolocie spotkałem się z kilkoma pułkownikami i dwóch cywilów. „Siadajcie” – powiadają – „pojedziecie z nami do SD.” Ale naraz jeden z witających mnie zauważył, że kilka kilometrów dalej z nieba spada coś błyszczącego. Pytają mnie: „Co to może być?”, a ja pytaniem na pytanie: „MiGi dawno wystartowały?” Huk ich silników był słyszalny więc ja rzuciłem przypuszczenie: „MiGi odrzuciły dodatkowe zbiorniki”. Dopiero potem się wyjaśniło, że spadały szczątki samolotu-szpiega.
Przyjeżdżamy na SD, podaja mi słuchawkę telefonu, a na kablu zastępca dowodzącego lotnictwem WOPK, generał Siemienow. Mówi, że „Sawickij liczył na was Mientjukow, a wy…” Odpowiedziałem mu – „Jak mnie naprowadzali, tak działałem.” Nie dokończyłem, bo na ekranach radiolokatorów znów pojawił się cel. Zapytano mnie: „Polecicie raz jeszcze?” „A jaka może być na ten temat rozmowa?” – odpowiedziałem.
W tym czasie U-2 był już unieszkodliwiony, ale o tym na SD A WOPK nie wiedziano, bo Woronow zamarudził z meldunkiem pół godziny. W dywizjonie, którym dowodził mjr Szugajew wzięto za cel dwa wysłane na przechwyt U-2 samoloty MiG-19 pilotowane przez kpt. pil. Borysa Ajwazjanowa i st. por. pil. Siergieja Safronowa. I otworzyli ogień. Samolot Safronowa został trafiony, lotnik zginął. Borys Ajwazjanow wymanewrował pocisk, który przeszedł obok.
W czasie tych działań zmierzających do zestrzelenia amerykańskiego samolotu szpiegowskiego wystrzelono 14 rakiet.

Odkrycie kart

A ze stolicy ZSRR do Swierdłowska o godzinie 12:00 MSK wystartował samolot Tu-104. To była pierwsza maszyna, którą odprawiono z Wnukowa, po ogłoszeniu „uziemienia” całego lotnictwa cywilnego, wprowadzonego o 8-mej rano. W Moskwie zebrała się solidna komisja – weszli do niej pracownicy aparatu KC KPZR, kontrwywiadu wojskowego KGB, oficerowie i generałowie Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych i Sztabu Głównego WOPK. Przed nimi stanęło zadanie: przeanalizować działanie jednostek wojskowych WOPK oraz zebranie i dostarczenie do Moskwy szczątków U-2. Swierdłowsk na kilka dni stał się centrum wydarzeń.
Wróćmy jeszcze raz do wspomnień Igora Mientjukowa, próbującego atakować amerykańskiego intruza na Su-9:
Wkrótce po tym, jak stało się jasnym, że samolot – naruszyciel został zestrzelony, na lotnisko do SD przyjechał dowódca lotnictwa A WOPK gen. mjr Wowk. On mnie znał, służyliśmy razem w Centrum Szkolenia w Sawosliejce, i dlatego powiedział: „Chwała Bogu, Mientjukow, że się wszystko udało”. Jemu chodziło o to, że Powersa zestrzelono. Gdyby Amerykanin uciekł, to byłby z tego straszny skandal.
2 maja rozmawiał ze mną telefonicznie (dlatego przybyłem na SD A WOPK) gen. Sawickij. Polecił on zameldować o ataku naruszyciela a potem powiedział, że gdyby nie Mientjukow, to intruz by uciekł. «Smok» uważał, że to właśnie dzięki mojemu atakowi U-2 zaczął wykonywać manewry, które zapędziły go w sektor ognia rakietowców. Chociaż on mógł zacząć nowy manewr w celu zrobienia nowych zdjęć.
Przyszło się tłumaczyć także kpt. Borysowi Ajwazjanowi:
Kiedy zdarzyło się nieszczęście, to krążyło wiele pogłosek na temat nie działających rzekomo na pokładach naszych samolotów urządzeń IFF (identyfikowanie swój-wróg) – wspomina lotnik. – Jednakże przede wszystkim nie dopracowali czegoś na ziemi. nadajnik „swój” w samolocie Safronowa działał i był włączony. Osobiście go włączyłem. Naczalstwu łatwiej było zwalić wszystko na pilotów: oczywiście oni byli najbardziej winni. Zaraz po powrocie podszedł do mnie jakiś nieznany mi podpułkownik i dał dobrą radę: opisać wszystko jak było, póki pamięć jeszcze świeża. Przydało mi się to, jak przybyła komisja, na czele której stał gen. Paweł Kuleszow. I zaczęto mnie ciągać od jednego generalskiego gabinetu do drugiego. A każdy z nich kazał pisać oświadczenie o tym, jak przebiegał lot bojowy. Ale w końcu obeszło się bez tego. kiedy w gazetach opublikowano rozkaz o wyróżnieniu uczestników akcji przeciwko U-2, podszedł do mnie dowódca pułku i powiedział: „I cóż – dla Sierioży nagroda – order, a dla ciebie – życie…”
Przybyła do Swierdłowska komisja ustaliła, co następuje. Samolot-naruszyciel dokonał nielegalnego przerwania granicy państwowej o godzinie 05:36 MSK. Leciał on na wysokości 18-21 km, z prędkością 720-780 km/h. Samolot został zestrzelony o godzinie 08:36 MSK przez 2. dywizjon 57. Brygady Rakiet OPLOT., dowodzonym przez mjr Michaiła Woronowa.
Natomiast na temat śmierci Siergieja Safronowa w meldunku do ministra obrony ZSRR mówi się, co następuje:

Dowodzący lotnictwem myśliwskim A WOPK gen. mjr J. S. Bojek o godzinie 08:43 MSK rozkazał podnieść z lotniska Kolcowo dwa samoloty MiG-19, jednakże nie podał on tej informacji dowodzącemu i na CSD nie wiedziano przez 10 minut, że myśliwce są w powietrzu.
O godzinie 08:53 MSK, nawigator lotnictwa myśliwskiego A WOPK płk P. S. Tereszenko ujrzał na ekranie plansze tu parę MiG-ów 19 i nakazał im na wysokości 11.000 m lecieć w kierunku ognia rakiet OPLOT. Potem już nie naprowadzał ich… 9. samodzielny batalion radiotechniczny (dowódca – ppłk I. S. Riepin), kiedy już naruszyciel został zestrzelony, przez cały czas podawał namiary do SD o lego locie na wysokości 19.000 m, podczas kiedy faktycznie znajdowały się tam MiG-i 19 na wysokości 11.000 m.
Nieprowadzone myśliwce wracały na lotnisko poprzez strefę ostrzału 4. dyw. rak. 57. B WOPK, którego aparatura rozpoznawania samolotów stacji radiolokacyjnej P-12 była niesprawna. Mając informację, że w powietrzu nie ma myśliwców, dywizjon (dowódca mjr A. W. Szugajew) wziął je za samolot nieprzyjaciela i dał rozkaz odpalenia rakiet, zestrzelił MiG-19 pilotowanego przez st. por. S. P. Safronowa.
Przyczyną śmierci lotnika była zła praca bojowego zestawu SD A WOPK. Dowódcy rodzajów wojsk i służb nie informowali o przyjętych decyzjach na SD A WOPK, zaś ten z kolei nie informował o nich dowódców jednostek i placówek. W 57. B WOPK nic nie wiedzieli o myśliwcach znajdujących się w powietrzu. Dlatego też samolot st. por. Safronowa został zestrzelony z włączonym urządzeniem IFF…

Teraz jest oczywistym: główna przyczyną wszystkich problemów leży w braku koordynacji działań, braku doświadczenia oficerów z ogniw dowodzenia, w samej natury pojedynku w górnych warstwach stratosfery. Jakże mogły wszystkie SD pracować synchronicznie, skoro takiej synchronizacji one nie osiągnęły? Pododdziały rakietowe OPLOT. dopiero formowały się i one dopiero uczyły się współdziałania z lotnictwem. I dlatego nie udało się uniknąć wpadki…
…W maju 1960 roku został opublikowany rozkaz o wyróżnieniu żołnierzy, którzy przerwali lot samolotu-szpiega (w rzeczywistości był to pierwszy rozkaz podpisany przez Leonida Breżniewa, który właśnie wtedy stał się przewodniczącym prezydium Rady Najwyższej ZSRR) a dokładniej 21 żołnierzy odznaczono orderami i medalami. Order Czerwonego Sztandaru otrzymał pośmiertnie st. por. Siergiej Safronow (słowo „pośmiertnie” opuszczono) oraz dowódcy dywizjonów rakietowych OPLOT.: Nikołaj Szełud’ko i Michaił Woronow.


Przekład z j. rosyjskiego - ©Robert K. F. Leśniakiewicz



Opis załącznika:

Sro 01 Mar, 2017 15:02

Powrót do góry
pikia
Szeregowiec

Szeregowiec





Posty: 1
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Ahh, tyle tych bitew było, że ciężko ugryźć jakiś ciekawy temat, ale ten wpis mnie pozytywnie zaskoczył Uśmiech Dzięki za taką solidną dawkę wiedzy!
_________________
Wylecz trądzik różowaty już teraz - tradzikrozowaty.info.pl

Czw 06 Kwi, 2017 11:29

Powrót do góry
tonieja
Porucznik

Porucznik





Posty: 711
Skąd: dolny śląsk
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Erakel, jesteś z TEGO świata? Tak pytam, bo Twoje posty są jakby przygotowujące na inwazję obcych Rolling Eyes

Pią 07 Kwi, 2017 18:49

Powrót do góry
erkael56
Major

Major




Posty: 1560
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Tonieja - jak najbardziej z tego. Uśmiech A co do moich postów, to jestem tutaj tylko tłumaczem i przekaźnikiem. Zresztą jeżeli idzie o UFO, to 90% z nich jest jak najbardziej ziemskimi wytworami chłopców w mundurkach... Mr. Green

Sob 08 Kwi, 2017 6:56

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki w tym forum
Możesz ściągać pliki w tym forum



Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników Forum.
Redakcja magazynu "Inne Oblicza Historii" nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.