| | FAQ | Szukaj | Użytkownicy | Rangi | Rejestracja | Profil | Wiadomości | Zaloguj
Linki | Ekipa | Regulamin | Galeria | Artykuły | Katalog monet | Moje załączniki

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
erkael56
Major

Major




Posty: 1560
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Praski Oroloj

CZY PRASKI ZEGAR ODMIERZA CZAS DO APOKALIPSY?


Jest zupełnie jasne, że ten sposób mierzenia czasu jest wynalazkiem diabła, dzięki niemu może on odnawiać co 52 lata swą władzę pod groźbą zbliżającego się końca świata i ludzkiej wiary w to, że to tylko on przedłuża czas i daje im go w darze, co pozwala światu na jego istnienie.

o. Bernardino Sahaguno – „Codex Florentius”, Florencja 1576

To z oczywistych prawd człowiek robi tajemnice. To nie sekrety są straszne i przerażające, ale powody, dla których zostały ukryte!!!

Barbara Walendowska – List z dnia 30.09.2002 r.


Pierwsze spotkania


Na początku małe wspomnienia. Miloš zainteresował się tym technicznym fenomenem praskiego zegara zwanego Pražskim Orlojem pewnego wiosennego wieczoru 1990 roku. Orloj, to zniekształcona forma łacińskiego słowa horologium i oznaczającego po polsku tyle, co „zegar”. Przed odejściem nocnego pociągu, Miloš jeszcze raz poczłapał w drobnych kropelkach deszczu przez krzywe i ciasne uliczki Starego Miasta, które dziwnie były podobne do uliczek i dzielnic Arkham – miasta z delirycznych wizji „Cienia z Providence” – Howarda Phillipsa Lovecrafta – a nie do współczesnych ulic milionowej aglomeracji czeskiej Pragi... Podszedł ku zamczystym drewnianym drzwiom, przy których można było posłyszeć, jak Orloj żyje własnym tajemniczym życiem. W ciszy deszczowej nocy, odgłos pracy jego dychawicznej maszynerii dochodził do Miloša pośród delikatnego stukotu kropli po gotyckich kamiennych ozdobach i wpadających z pluskiem w kałuże. I zdawało mu się, że słyszy gdzieś z jakichś niezmierzonych przepaści przestrzeni i czasu dobiega doń odgłos poruszającego się wahadła. Miał on wtedy dziwne uczucie nierealności otaczającego go świata i dziwne kolnięcie lęku, tak jak wtedy, gdy w ciszy biblioteki w Dolnym Kubinie po raz pierwszy wertował karty złowrogiego „Młota na czarownice”, albo z elektryczną latarką w ręku eksplorował zimne i ciemne podziemia Gymešskiego Hradu... Odszedł kilka kroków od zegara, złożył parasol i pozwolił, by deszcz kapał mu na twarz, a on tymczasem studiował rzeźby na frontowej ścianie. Nad jego głową zajaśniały złotem linie na dziwnej tarczy cyfrowej czasomierza. Jego części wciąż się poruszały i wbrew temu, że zapadła już noc, nieustannie i ustawicznie odmierzały ruch Słońca, skrytego już przed ludzkimi oczami pod horyzontem.
Jego wzrok błądził po pokrytych zaroszonych deszczem ozdobach i fantastycznych maszkaronach ponurego władysławskiego gotyku. Dziwaczne rzeźby wyciosane ręką nieznanego artysty i otaczające cyferblat oraz kamienne konsole pod balkonem w jego rozigranej wyobraźni jawiły się, jako ramy czarodziejskiego zwierciadła, w które człowiek spoziera w gorączkowych snach: głowy i twarze potępieńców ze wszystkich kręgów dantejskiego piekła, wyrzeźbione śmiałą acz bezbożną ręką...
Godzina przeleciała szybko i przenikliwy, złowieszczy dźwięk dwudziestu trzech uderzeń poniósł się po pustym placu, a potem znów słyszał on tylko plusk spadającej z mrocznego nieba wody. Spojrzał znów na metalowe drzwi, za którymi znajdował się mechanizm Orloja odmierzającego ciężkim krokiem sekundy, minuty, godziny i dni oraz wreszcie lata naszej egzystencji. I wtedy doszedł do wniosku, że zegar ten odlicza czas, którego koniec był postanowiony już wcześniej, zupełnie odwrotnie, niż to sobie w swym zadufaniu przedstawiamy...

Moje spotkanie z Orolojem było zupełnie inne. Było południe 1 maja 1998 roku i plac tętnił życiem. Turyści, prażanie i ufolodzy, którzy tak jak ja brali udział w II Międzynarodowej Konferencji Ufologicznej w hotelu „Pyramida”; cieplutkie, prawie letnie słoneczko, niebieskie niebo i beztroski tłum ludzi. A jednak zegar ten przyciągnął moją uwagę swym niezwykłym wyglądem. Jako astronom-amator wiedziałem, że jest on jednym z najstarszych zegarów na kontynencie i jest niezwykle dokładny, ale jak bardzo jest on niezwykłym urządzeniem i jakie wiążą się z nim tajemnice, tego dopiero dowiedziałem się od Miloša w czasie jego wystąpienia na XII Festiwalu Ezoterycznym w Bratysławie, w słoneczną sobotę i ostatni dzień astronomicznego lata, dnia 21 września 2002 roku... A oto obszerne fragmenty miloszowego referatu:

Osiemnasty anioł

Do swej ponurej wizji powróciłem po dłuższym czasie – pisze Miloš w swym referacie – kiedy obejrzałem hollywoodzki horror Williama Bindley’a ze scenariuszem Davida Seltzera pt. „The Eighteen Angel”, z roku 1997. W tej mrocznej wizji tajnego stowarzyszenia, w murach średniowiecznego klasztoru przygotowującego się wedle etruskich obrzędów do nadejścia Apokalipsy, jasno rezonowała myśl o praskim Orloju, jako czasomierzu nadchodzącego końca świata.
Upłynęło już pięćset lat od czasu, kiedyśmy dostali pierwszy znak – twierdzi w filmie demoniczny o. Simeon, którego usunięto z Kościoła za swoją wiarę w rychłe nadejście Antychrysta – To był zegar astronomiczny. Celem jego istnienia było i jest oznajmić światu czas powrotu Lucyfera. Jego twórca próbował zniszczyć swoją pracę, prosząc Boga o ochronę przed zemstą Szatana, ale Bóg nie mógł przezwyciężyć siły Szatana. Zegar ruszył i zaczął odmierzać czas.
Opisana idea wynika ze starej praskiej legendy, która niezmiernie skąpo mówi o twórcy Orloja i okolicznościach, które poprzedziły jego zbudowanie:
Do Rady Starego Miasta przyszedł ongi jakiś nieznajomy człowiek z wieloma rysunkami i planami pod pachą. Nikt nie wiedział, skąd ten osobnik przybył do Pragi. Jedno jest pewne, że był on Czechem, bo mówił po czesku tak, jak mistrz retoryki na Uniwersytecie Praskim. Zwał się on Hanuš (Hanusz) i przedstawił się jako znawca wszelkich mechanizmów zegarowych, który studiował i badał je przez wiele lat w całej Europie. Powiedział swe imię i bez długiego zastanawiania się dodał, że ozdobi Staromiejski Ratusz takim zegarem, że drugiego takiego nie będzie nigdzie na świecie.
Mistrz spełnił swoje zobowiązanie i wkrótce pokazał mieszczanom praskim swe dzieło.
Wielki cyferblat lśnił złotymi kręgami i liniami, zaś ludzie w niemym podziwie gapili się na wszystkie te tarcze i linie, na cyfry i znaki, na obrazy dwunastu znaków Zodiaku i wiele innych rzeczy.
W odróżnieniu od powszechnie przyjętej wersji, że mistrza Hanuša kazali oślepić rajcy miejscy, (NB, co było w ówczesnej modzie i spotkało m.in. słynnego twórcę ołtarza w Bazylice Mariackiej w Krakowie – Wita Stwosza vel Veita Stossa [1447-1533] w Norymberdze), zazdrośni o swój zegar i jego ambitne zamiary, istnieje jeszcze druga wersja o ataku nań jakichś nieziemskich a demonicznych sił:
Jego śmierć wydaje się być tak zagadkową i niezwykłą, że nie mogła tego uczynić ręka człowieka i śmierć mistrza Hanuša spowodowana została nie przez ludzi z krwi i kości, ale przez jakieś ciemne siły, które go ukarały za jego dzieło.
Ten tekst uchyla nam rąbka tajemnicy złowieszczego działania hanuszowej maszyny, której klątwa dopadła i samego jej twórcę w momencie, kiedy – świadomy bezbożności swego dzieła – zdecydował się zniszczyć Orloja. Chociaż mu się to nie udało, to w ostatniej chwili swego życia przeklął swój zegar tak, aby każdy - kto podniesie nań rękę – zmarł gwałtowną śmiercią.
W pół tysiąclecia później ta klątwa spełniła się na Josefie Mánesie, który w 1865 roku odrestaurował Orloja. Kiedy ostrzegano go przed rozpoczęciem prac o ciążącej na Orloju klątwie, on tylko się śmiał. Ale klątwa się spełniła: w czasie prac nad tabelą kalendarzową zapadł na ciężką chorobę, już nie wrócił do zdrowia, i rychło opuścił ten padół...

Nieznany twórca i zatarte ślady

Jedno z najstarszych źródeł podaje - według Jána Táborskégo z klokotskiej Hory, który w roku 1570 napisał swoją „Správu o orloji pražskom” - że budowniczym Orloja jest niejaki mistrz Hanuš. Informację tą potwierdza opowiadanie Aloisa Jiráska, który do „Starých povestí českých” dołączył także tekst legendy o tym, że mistrz Hanuš został oślepiony, by nigdy więcej nie mógł powtórzyć swego dzieła w żadnym innym mieście. Już oślepiony przeklął swe dzieło tak, że przez długie lata zegar stał. O tajemniczym konstruktorze zegara niczego nie wiadomo. Niektórzy historycy wiążą go z zegarmistrzem Janem Ruže czy Jakubem Čechem, ale nie można stuprocentowo założyć, że imię Jan odpowiada w tym przypadku zdrobniałej, potocznej formie Hanuš , jak np. w języku polskim Jan i Janusz czy w niemieckim Johann i Hans... – i dotyczy jednej i tej samej postaci historycznej. W 1959 roku znaleziono kolejną przesłankę w postaci siedmiu słów w pracy Tadeáša Hájka alias Hageciusa „Oratio de laudibus geometriae”. W jednym z egzemplarzy złożonym w strahowskiej bibliotece, nieznana ręka dopisała na marginesie rozdziału traktującego o rektorze Uniwersytetu Karola w Pradze Czeskiej i osobistego lekarza króla Vaclava IV – dr Jána Šindela przy zdaniu: Praecipuus occurrit M. Johannes ssindelius, domi forisque clarissimus, synchronus at familiaris Blanchini Itali – drobnymi literkami następującą uwagę: qui horologium antiquae Pragae fabricauit et erexit. Oznacza to dokładnie tyle, co: Na poprzednie miejsce przybywa mistrz Jan Šindel, znany w kraju i zagranicą bliski przyjaciel Włocha Blanchiniego. Zaś uwaga poczyniona przy jego nazwisku mówi: który zbudował i ustawił Orloja ze Starego Miasta w Pradze. Nie datowana uwaga napisana nieznaną ręką niczego nie przesądza – poza poszerzeniem kręgu osób, którym legendy i podania przypisują autorstwo praskiego zegara astronomicznego o dalszego możliwego kandydata. Nie wiemy, kto uzupełnił tekst Hájka, ani jaka była jego znajomość praskiej historii, jedno jest wszakże pewne – ktoś z uporem starał się zniszczyć wszelkie ślady po twórcy Orloja, nawet fałszując źródła po to, by znikła wszelka pamięć o nim. Dowodzi tego przykład powołanego dzieła. W dniu dzisiejszym książka Hájka jest powiązana ze zbiorem kilku innych książek, który to zbiór został rozproszony w połowie wieku, złożony z powrotem i dodano do niego także dwa inne zbiory pochodzące z XVI wieku. W ten sposób uniemożliwiono zbadanie rękopisu i tematycznych zainteresowań autora uwag na innych stronach tego zbioru. Fachowa i solidna robota wykształconego człowieka, który znał się na rzeczy...
Bohuslav Balbin w trzecim tomie swego dzieła „Miscellanea historica” wydanego w 1681 roku potwierdza, że konstruktorem Orloja jest mistrz Hanuš ze swym uczniem Jakubem oraz że ten zmyślny zegar został zbudowany już w roku 1490. Najciekawszym jest to, że według jednego ze starych rękopisów, Hanuš był znamienitym astronomem i profesorem matematyki na Uniwersytecie Karola. I tutaj znów napotykamy na zacieranie śladów, z którym miałem do czynienia w dawnej przeszłości. Już Karel J. Erben i Václav Rosický nie potrafili przy studiowaniu tego źródła dołożyć imię Hanuša do spisu akademików Uniwersytetu Karola. I tak ten „znamienity astronom” i „profesor matematyki” po prostu znikł w przepaści czasu.

Oroloj w Polsce

Wybacz mi Czytelniku tą dygresję, ale kiedy słuchałem wykładu dr Jesenský’ego na sali kongresowej bratysławskiego Parku Kultury i Wypoczynku, to w głowie tłukła mi się natrętna myśl, że już to gdzieś słyszałem. Gdzieś spotkałem się z imieniem Hanusz, skojarzonym z niezwykłym zegarem i wyłupionymi oczami, za które spadło na zegar przekleństwo i na tych, którzy mieli go naprawić... Potężna dawka kofeiny uruchomiła wreszcie mój mózg i przypomniałem sobie lekturę antologii polskich baśni pt. „Klechdy domowe” (Warszawa, wydanie z 1986 roku), którą zapamiętałem jeszcze ze szkoły podstawowej. Zapamiętałem dlatego, że zafascynowała mnie historia mistrza Hanusza, który zbudował dla Gdańszczan zegar astronomiczny ukazujący godziny i minuty, ale także dni, fazy Księżyca i położenie Słońca na tle pasa Zodiaku...
Autorem, który podał tą legendę był Franciszek Fenikowski (1922-1982) polski prozaik i poeta, związany z Wybrzeżem Gdańskim i Kaszubami. Niestety, nigdy już nie dowiemy się, skąd wziął on ten temat. Jednak zegar gdański – odpowiednik praskiego Orloja istniał naprawdę i został zniszczony w czasie II Wojny Światowej przez pożar.
Kim był polski mistrz Hanusz według Franciszka Fenikowskiego? Był on Toruńczykiem, który tułał się po świecie i terminował on u najlepszych majstrów – był w Lubece, N o r y m b e r d z e i P r a d z e oraz w Poznaniu, Wrocławiu i Krakowie – gdzie ożenił się wreszcie z córką miejscowego ludwisarza. W sztuce prześcignął on swych mistrzów, aż wreszcie sam został mistrzem zegarmistrzowskim.
Pewnego dnia został zaproszony do Gdańska przez tamtejszą radę miejską i burmistrza. Było to krótko po powrocie tego miasta do Korony – a zatem w roku Pańskim 1454, kiedy to królowi Kazimierzowi IV Jagiellończykowi (1427-1492) udało się po Wojnie Trzynastoletniej z Zakonem NMP Kawalerów Mieczowych Domu Niemieckiego, (czyli Krzyżakami), odzyskać dostęp do morza, i mieszczanie pragnęli uczcić to wydarzenie ufundowaniem miastu najwspanialszego zegara, jaki tylko był możliwy. Hanusz chętnie powrócił na Pomorze i podjął się wielkiego dzieła. Wreszcie przyszedł czas, kiedy mógł uruchomić swój zegar. Tak to opisuje Fenikowski w klechdzie „Zegar z mariackiego kościoła”:
Dzieło mistrza Hanusza ciemniało przy białym strzelistym filarze jak niezwykła wieża. W dolnej części jej kondygnacji jaśniała tarcza stuletniego kalendarza strzeżona przez wyrzezanych w drewnie trębaczy i królów. Jeden z nich wskazywał włócznią datę dnia, przypadające święto, a także godzinę wschodu i zachodu Słońca i Księżyca. Wyżej dwanaście pozłocistych znaków niebieskiego Zwierzyńca opasywało wielki krąg godzin. Był to Strzelec i Wodnik z dzbanem, był złoty Lew, Byk i Koziorożec – nad którym stało promieniste Słońce. Były Ryby, Bliźnięta, Rak, Panna, Waga, Niedźwiadek i Baran.
- Uważajcie! – zawołał zegarmistrz. – Zaraz wybije dwunasta.
I teraz dopiero zaczęły się dziać prawdziwe cuda. Wysoko, pod samym szczytem zegarowej wieżyczki, przy drzewie, dookoła którego owijał się wąż z ukoronowaną głową, stały figurki Adama i Ewy. [...]
Nadeszła wreszcie oczekiwana niecierpliwie chwila. Adam podniósł młot, Ewa pociągnęła za sznur dzwonka. Rozdzwoniły się srebrne kuranty.
Wydzwoniły cztery kwadranse i w wykuszu zegarowym pojawiło się czterech ewangelistów.
- Marek, Łukasz, Mateusz, Jan – poznawali ich mieszczanie i podnosząc ręce wskazywali poruszające się figurki.
A kiedy przebrzmiały dźwięki kwadransów i zegar zaczął wybijać dwunastą, wynurzyli się z głębi wieżyczki apostołowie. Długowłosi, brodaci, w powłóczystych szatach, trzymający w dłoniach księgi, ryby i klucze szli po półkolistym ganku nad zegarową tarczą. Szli kolejno, jak godziny, które symbolizowali, spokojni i dostojni, zapatrzeni przed siebie w bezmiar czasu...
Niestety, jeden z miejskich snycerzy – Niemiec nazwiskiem Kunc (w rzeczywistości Kuntz lub Kuntze), zawistny o sławę mistrza i nienawidzący go za to, że do snycerskiej roboty wziął swego przyszłego zięcia, a nie jego samego – złożył donos do burmistrza i panów z Rady Miejskiej, że Hanusz zamierza wyjechać do Lubeki, by tam zbudować zegar jeszcze większy i piękniejszy, niż ten w Gdańsku. Efekt mógł być tylko jeden – starcowi wyłupiono oczy na rozkaz burmistrza:
Oprawcy podeszli do starca stojącego przy oknie, porwali go za ramiona i siłą zaczęli wywlekać z komnaty. Ale na samym progu sędziwy majster wyrwał się z ich uścisków i wznosząc do góry spracowana dłoń zawołał:
- Przeklinam godzinę, w której przybyłem do waszego miasta! Przeklinam moje dzieło! Niechaj stanie mój zegar! Niech milczeniem swoim świadczy o mojej krzywdzie i oskarża was przez wieki, pyszni i niesprawiedliwi sędziowie!
Nie powstrzymały jednak te słowa wykonania straszliwego wyroku. Katowscy czeladnicy powlekli nieszczęsnego zegarmistrza do izby tortur i po chwili bolesny krzyk wstrząsnął murami Ratusza.
W tej samej godzinie, w której starcowi wyłupiono oczy, zatrzymał się mariacki zegar. [...] Nikt nie potrafił go uruchomić.
Mistrz dał się ubłagać, by spróbował uruchomić zegar. Kiedy tylko podprowadzono go pod swe dzieło, uderzył w nie młotem niszcząc delikatny mechanizm. Młot spadł z rusztowania na głowę oszczercy Kunca, zabijając go na miejscu. Ale mistrz też nie wytrzymał ciężaru chwili i zdołał wykrzyknąć tylko tyle: Ukarałem waszą pychę! Zniszczyłem moje dzieło! Biada! Po trzykroć biada temu, kto by próbował je naprawić! – i osunął się martwy na deski rusztowania.
Zegar pozostał na swym miejscu na kościele i nikt nie odważył się go ruszyć. Jeszcze w XIX stuleciu gdańscy rajcowie odrzucali propozycje naprawy zegara. Bali się klątwy starego mistrza. Dopiero pożar drugiej wielkiej wojny zniszczył zegar, po którym pozostała już tylko tarcza...
Tyle Fenikowski.
Z przekazanej przezeń legendy wynika, że w Gdańsku istniała jeżeli nie replika Orloja, to przynajmniej zegar, na wzór którego Orloja skonstruowano, bo był starszy od niego o co najmniej 30-40 lat.
Zakładając, że punktem startowym historii gdańskiego zegara astronomicznego jest rok 1454, to powstał on w jakieś 5-10 lat później – zważywszy, że do jego wykonania należało sporządzić dokładne plany i obliczenia, a te ostatnie wykonywało się przecież w głowie i na papierze, a nie przy pomocy komputerów. Konstruktor przy tym musiał wykazać się nie lada wiedzą z zakresu matematyki, astronomii i astrologii, by zegar mógł precyzyjnie pokazywać godziny, minuty, daty, wschody i zachody Słońca, Księżyca i poszczególnych znaków Zodiaku! Przy czym należało jeszcze dostosować wskazania zegara do długości i szerokości geograficznej danego miasta! Do tego każdą część wykonywało się ręcznie i nie taśmowo, co pochłaniało dodatkowy czas... Zakładając, że pracowała nad tym ekipa czeladników i terminatorów, czas ten nie mógł być krótszym, niż 5 lat... No chyba, że mistrz Hanusz pracował w oparciu o już istniejący schemat urządzenia i już istniejące obliczenia astronomiczne i astrologiczne, co znacznie upraszczało sprawę i znacznie przyśpieszało zbudowanie mechanizmu – skracając go do 1-2 lat. Tak zatem gdański zegar mógł powstać w latach 1456-1464. Sądzimy, że ta pierwsza data jest bliższa prawdy. Nie zapominajmy o tym, że ten praski Hanuš też posługiwał się planami i tabelami astrologicznymi i astronomicznymi – a zatem takowe istniały i były w użyciu. Wisia Leśniakiewicz – nasz konsultant historyczny - twierdzi, że zegary astronomiczno – astrologiczne nie były w ówczesnej Europie niczym niezwykłym i każde liczące się miasto miało takie urządzenie. Rzecz w tym, że nie wiemy tego, co było inspiracją do tworzenia tych skomplikowanych maszyn i jaki był pierwowzór tego urządzenia. W pewnym stopniu wyprzedzało ono swoją epokę! – do tego tematu jeszcze powrócimy.

Zagubiony rękopis

Powróćmy do informacji podanej przez Táborskégo na temat Orloja, prześlicznie wykaligrafowanej na ozdobnym pergaminie. Było ono dedykowane Radzie Starego Miasta w Pradze. Kiedy jednak dostojnikom miejskim było ciężko wydać zegarmistrzom ów zdobny rękopis, sporządzili oni jeszcze jedna jego kopię roboczą, który pojawił się około roku 1950, kiedy wykupiono go z prywatnej kolekcji dla Archiwum Miasta Stołecznego Pragi. Podniszczona księga oprawiona w skórę z wytłoczoną na okładce datą 1588 roku, stanie się dla nas interesującym artefaktem, dzięki któremu możemy prześledzić losy praskiego Orloja i ludzi, którzy się nim zajmowali. Rękopis jest dokładną kopią oryginału od początku aż do jego zakończenia, na którym Táborský odnotował: Kończę szczęśliwie ten spis w środę na dzień Świętego Łukasza roku Pańskiego tysiąc pięćset siedemdziesiątego. I przy tej okazji dodał jeszcze, że: ... i przepisano ode mnie przez Matouša Carchesia Jablonskégo, pisarza kancelarii praskiej, na polecenie pana burmistrza i panów Rady Starego Miasta Praskiego, we wtorek dzień pamiętny Świętej Katarzyny roku Pańskiego 1587.
Kiedy przeczytałem kilka razy ten niewinnie wyglądający dopisek, to zdębiałem. Dodatek ten nie jest w „chrześcijańskim porządku”, a wręcz odwrotnie i stała się dla mnie przesłanką po temu, by stwierdzić, że historię Orloja fałszowano rozmyślnie.
Według wyliczeń na podstawie Kalendarza Stuletniego, dzień św. Katarzyny – czyli 25 listopada nie wypadał w roku 1587 na wtorek, ale na środę. Czy taki błąd mógł popełnić człowiek, który w tym dniu skończył ciężką pracę nad żmudnym przepisywaniem długiego tekstu, który mu zadano? A jeżeli tak – w co nie wierzę – to dlaczego nie poprawił błędu? Wystarczyło wyskrobać słowo „wtorek” i wpisać na to miejsce „środa”. W Średniowieczu nie było w tym nic dziwnego i takie poprawianie błędów było czymś na porządku dziennym. Średniowieczne pergaminy noszą ślady takich poprawek i nikogo to nie dziwi. Najdziwniejsze jest to, że ten błąd popełnił kopista, który przecież żył z dokładnego przepisywania tekstów, a w tym czasie standardowe datowanie listów i innych dokumentów polegało na wpisaniu dnia świętego, który był patronem danego dnia w kalendarzu, co żadnemu człowiekowi wykształconemu w ówczesnej Europie nie mogło robić jakiegokolwiek problemu. Poza tym przepisywany tekst traktował na ten właśnie temat!!! Kopista przepisywał złożone dane w rękopisie, a to np.: tabelę czasu wschodu Słońca w układzie 12-godzinnym, tabelki do obliczania Świąt Wielkanocnych, świąt ruchomych wg kalendarza juliańskiego i gregoriańskiego, tabele do obliczania czasu pełni księżycowej, itd. itp. – i nie mógł on przeczytać prawidłowo daty, którą pokazywały mu tarcze Orloja!? Jedno jest absolutnie pewnym – autor tej kopii nie był takim dobrym chrześcijaninem, za jakiego się zapewne podawał...

Orloj i adept dr Faustusa

Spostrzeżenie to potwierdza i dalsza okoliczność. Kopistą dzieła Táborskégo nie jest ktoś inny, tylko Martin Kraus z Jablonnego, znany bardziej pod zlatynizowanym imieniem Carchesius, który brał dwie kopy groszy tygodniowo z kasy miejskiej za swoją „dokładną i sumienną pracę” od roku 1564 aż do roku 1614, kiedy to zmarł. Kiedy natrafiłem na jego imię i nazwisko, poczułem podniecenie myśliwego, który wpadł na trop grubego zwierza. A wszystko dlatego, że Carchesius był entuzjastą i adeptem, którego fascynowało dzieło niemieckiego maga i czaromistrza z Wittenbergii do tego stopnia, że w 1611 roku wydał on książkę pt. „Historia o životu doktora Jana Fausta, znamenitého čarodĕjnika, tĕž zápisích ďabelských i čářích a hrozné smrti jeho, z vlastních po nĕm nalezených spisuv všem všetečnym a bohaprázdnym lidem”. Jak widać, strona tytułowa tego traktatu nie mówi w zasadzie niczego innego, jak tylko to, że ten dziwny pisarz spotkał się z jakimiś resztkami po pisarskiej spuściźnie człowieka, którego pakt z diabłem już wtedy stał się legendarny. Te dwa słowa – Johan Faust - mówią wszystko! Carchesiusa uważa się za humanistę, przy czym się zapomina, że humanizm nie tylko głosił powrót do antycznych wzorców i kanonów myślenia i piękna, ale w swym aspekcie ezoterycznym oznaczał również nawrót do antycznych (czytaj: pogańskich) kultów i religii. Mnie osobiście kartkowanie tego rękopisu pachnie zatęchłym powietrzem tajnej biblioteki w średniowiecznym mieście, z krzywymi uliczkami, którymi przechadzał się Faust, dr John Dee czy też Alessandro hr. Cagliostro. Zdumienie nad twórczością Carchesiusa wzbudzają także jego antysemickie traktaty w rodzaju „Flagellum Judeorum” czy „Speculum Judeorum...” z lat 1603 i 1604.

Czasomierz babilońskich magów

To, że kopista miał niedostateczną wiedzę na temat aktualnego kościelnego kalendarza, oraz inne przypiski i dodatki do „Spravy...” dają dodatkowo do myślenia. W pierwszym rzędzie napotykamy na marginesie przy ustępie mówiącym o mistrzu Hanušu, który w roku 1490 sporządził Orloja dopisano Pomyłka (zob. ilustracja 4). Dwudziesta siódma strona tego opracowania zawiera odpis niemieckiego listu napisanego w dniu 9 października 1410 roku, który mówi o tym, że konstruktorem Orloja nie jest mistrz Hanuš, ale niejaki Mikulaš z Kadane. Kopista chciał sprawić wrażenie, że treść listu jest autentyczna i dlatego umieścił tam dopisek: Ze starych ksiąg z kancelarii odgórnej wypisano w dniu 15 listopada 1628. Nie możemy jednak wątpić w wiarygodność wersji o mistrzu Hanušu. Jest nadzwyczaj dziwnym, że po Wojnie Trzydziestoletniej pojawi się po 218 latach dokument, który byłby nieznany dla takiego znawcy, jak Bohuslav Balbin, czy innych autorów, którzy pisali o Orloju aż do połowy XX wieku. Wbrew temu, z tekstu możemy wydedukować pewne informacje o zainteresowaniach jego autora. Bezpośrednio po jego niemieckim oryginale znajduje się w księdze jego przekład na czeski. W akapicie, w którym pisze się o twórcy Orloja, że: zbudował astrolabium, w którym Słońce dokonuje swego prawdziwego obiegu, jak na sferze niebieskiej, w oryginale niemieckim czytamy o tym astrolabium, że: w którym Słońce wykonuje swój prawdziwy obieg po dwunastu znakach Zodiaku i po dziewiętnastu latach swój bieg kończy na niebie.
I tutaj jest pies pogrzebany. Przez dwanaście znaków Zodiaku Słońce przechodzi przez cały rok. Aby ten fakt mógł być pokazany na Orloju, to musiał być tam wyobrażony pas Zodiaku na astrolabium. Zakończeniu biegu Słońca w czasie 19 lat jest prostym odwołaniem się do starego astrologicznego cyklu saros , którego używali babilońscy magowie, a który obejmuje specyficzne ustawienie względem siebie Słońca, Księżyca i gwiazd, a co ukazane jest właśnie na praskim Orloju! No i tak na zakończenie teraz wiadomo, dlaczego kopista miał problemy z chrześcijańskim kalendarzem, skoro używał on kalendarza chaldejsko-babilońskiego!

Astrologiczny komputer?...

Wymyślny mechanizm Orloja pokazuje na astrolabium położenie Słońca i Księżyca na ekliptyce, przy czym kula Srebrnego Globu ukazuje swe fazy – a zatem zegar ten spełnia funkcję planetarium i odwzorowuje ruch ciał niebieskich na niebie.
Ale to jeszcze nic, bo Orloj pokazuje cztery różne czasy:
 Czas, który jest używany do dzisiaj – dwa razy po dwanaście godzin, który na Orloju wyznaczają cyfry rzymskie – od I do XII na obwodzie astrolabium. Wszystkie te złotem wymalowane cyfry leżą we wnętrzu kręgu wyobrażającego Zwrotnik Raka. Południowa dwunastka jest w najwyższym miejscu niebieskiego pola, zaś północna dwunastka, w najniższej części czarnego pola w najciemniejszej części astrolabium. Ten czas pokazuje pozłacana wskazówka, która wskazuje także na zewnętrzny cyferblat...
 ... gdzie na ciemnoszaro-niebieskim kręgu środkowym jest wyznaczonych 24 godzin cyframi arabskimi – od 1 do 24. i są to tzw. „staroczeskie godziny”, które liczą się od momentu zachodu Słońca. Oczywiście moment zachodu Słońca zmienia się w czasie roku i zegar te zmiany uwidacznia. Wzajemne położenie Słońca, Księżyca i ekliptyki wyznaczają na Orloju trzy wskaźniki, które odmierzają czas średni słoneczny, staroczeskie godziny...
 ...jak i czas gwiezdny oraz ukazują aktualną fazę Księżyca. Czas słoneczny i położenie Słońca na ekliptyce ukazuje małe słoneczko, które przesuwa się po pasie Zodiaku, odzwierciedlając ruch Ziemi wokół niego. Położenie Słońca na ekliptyce można odczytać dzięki odpowiedniej podziałce.
 I wreszcie czas księżycowy, który możemy odczytać z jednej z tarcz zegara, na której mała srebrno-czarna kulka kręci się wokół złotej tarczy Słońca raz na około 29,5 dnia. Można także odczytać fazy Księżyca – od nowiu poprzez I kwadrę do pełni i poprzez III kwadrę znów do nowiu.

Mechaniczny model nieba

Orloj zatem pracuje tak, jak jakiś astronomiczny czy astrologiczny program w nowoczesnych komputerach. Średniowiecznym uczonym pozwalał on na ogarnięcie jednym rzutem oka na sytuację panującą na niebie w danej chwili.
Ale to jeszcze nie wszystko. Na tarczy zegara znajdują się oznaczenia dla Zwrotnika Raka, Równika i Zwrotnika Koziorożca. Poza tym wyznaczone są pory dnia: AVRORA – zorza poranna, ORTVS – wschód Słońca, OCCASVS – zachód słońca i wreszcie CREPVSCVLVM – zmrok. Poza tym znajdowała się tam pionowa złota linia wyznaczająca miejscowy południk.
A teraz mała rekapitulacja. Na zegarowej tarczy możemy zobaczyć wschody, kulminacje i zachody Słońca, Księżyca i całego pasa ekliptycznego, co znaczy, ze możemy odczytać, który znak zodiaku aktualnie wschodzi – czyli mówiąc językiem astrologów – jest w ascendencie (Asc), który góruje – tzn. znajduje się w punkcie Medium Coeli (MC), który znajduje się na zachodzie – czyli w descendencie (Dsc), a który wreszcie znajduje się najniżej - czyli w Immum Coeli (IC). Są to fundamentalne dane potrzebne każdemu astrologowi tak wtedy, jak i w dniu dzisiejszym! I tutaj głęboki ukłon w stronę mistrza dr Leszka Weresa! A teraz mały przykład:
Wyobraź sobie Czytelniku, że stoisz na praskim Staromestkim Namesti i patrzysz na Orloja. Spojrzeniem na zegarek kontrolujesz czas. Jego cyferblat czy czytnik pokaże Ci, że jest prawie – dajmy na to – godzina 13:38 Środkowoeuropejskiego Czasu Letniego - CEST (czyli 11:38 GMT). Datownik Ci powie, że jest dzień np. 18 czerwca. Twój zegarek jest tworem rewolucji naukowo-technicznej, która trwa od połowy XIX wieku.
A teraz przenieśmy wzrok na Orloja, który niestrudzenie odlicza czas od ponad 500 lat – od połowy tysiąclecia. Ukazuje on godzinę 13:38 CEST dnia 18 czerwca, co widać na podziałce kalendarza. Słońce znajduje się na 27° Bliźniąt i za trzy dni wstąpi do konstelacji Raka – nastąpi letnie przesilenie. Symbol Słońca znajduje się niemal przy samym skraju tarczy zegarowej, zakrywa niemal złoconą wskazówkę. Wskazówka wskazuje pomiędzy godziną XI a XII dwunastogodzinnego cyferblatu. Druga wskazówka pokazuje pomiędzy 15 a 16 czeską godziną na skali dwudziestoczterogodzinnej, która obejmuje całą tarczę zegara. Ze względu na datę, dwudziestoczterogodzinnik jest w granicznym położeniu – jego godzina 24 znajduje się naprzeciw godziny VIII wieczorem, bowiem zachód Słońca w Pradze na ten dzień przypada na godzinę 20:13 CEST. Księżyc jest w znaku Strzelca na dwa dni przed pełnią. Sześciokątna gwiazdka na wskaźniku zamocowanym przy znaku Barana w Zodiaku wskazuje pomiędzy V a VI godziną po południu, co oznacza, że jest godzina 05:11 czasu gwiezdnego. Złote słoneczko znajduje się pomiędzy 5 a 6 linią planetarnych godzin – co oznacza, że jest teraz 5 planetarnych godzin i 44 minuty. W tej chwili widzimy, jak wschodzi konstelacja Panny, góruje znak Bliźniąt, a zachodzą Ryby, zaś Strzelec znajduje się w IC.
A teraz spójrz Czytelniku na Twój zegarek i powiedz, czy jest on w stanie podać te dane, które możesz odczytać z tarcz Orloja???...

Czasomierz tajnego stowarzyszenia?

Z powyższego wynika, że Orloj nie służył tylko jako zwyczajny zegar dla mieszczan czy kupców praskich, ale nade wszystko dla uczonych owego czasu – głównie astrologów i astronomów. W tym kontekście do dzisiaj są obowiązujące słowa, które Táborský napisał w swym dziele 400 lat temu: Kto nie zna się na wiedzy gwiaździarskiej, temu ten zegar niczego nie powie więcej, ponad to, która jest właśnie godzina.
Orloj był ściśle związany z astrologią, a także z innymi hermetycznymi naukami. Pod daszkiem umieszczonym nad Orlojem znajdowała się ongi tabelka godzin planetarnych. Ukazywała ona, który planetarny władca panował nad daną godziną dnia, przy czym każdy dzień tygodnia zapoczątkowywała inna planeta. W tym czasie było ich tylko siedem znanych planet ustawionych wedle odległości od Ziemi w tym porządku.

Niedziela była dniem Słońca (dies Solis, Sunday, Sonnentag) i dlatego władcą jej pierwszej planetarnej godziny było Słońce. Potem według kolejności następowało to według uszeregowania planet. Drugiej niedzielnej godzinie planetarnej patronowała Wenus, trzeciej Merkury, czwartej Księżyc, piątej Saturn, szóstej Jowisz i siódmej Mars. O ósmej trzeba było zaczynać od nowa i znów patronem było Słońce, itd.
Pierwsza poniedziałkowa godzina planetarna była pod patronatem Księżyca (dies Lunae, Monday, Montag). Wtorek jest dniem Marsa, środa – Wenus, czwartek - Jowisza, piątek – Wenus (Friday, Freitag – od germańskiej bogini Frei, utożsamianej z Wenus), sobota – Saturna (Saturday). Działanie planetarnych władców odgrywało szczególnie kluczową rolę przy wszelkich operacjach magicznych i alchemicznych. Tabela umieszczona na Orloju wskazywała tylko dwanaście dziennych godzin. Władców godzin nocnych trzeba było szukać tam, gdzie rząd planet następował w dalszym ciągu. Po niedzielnym dziennym szeregu planet następowały nocne godziny, takie jak dzienne godziny dla czwartku, w poniedziałek jak w piątek, itd.
Do tego te nierówne godziny – tzw. „czeskie”. Tak naprawdę, to były to nierówne godziny, ale rzecz w tym, że tak liczono czas w starożytnym Egipcie, Babilonii i Chaldei! Niektórzy uczeni dowiedli, że podział doby na godziny dzienne i nocne miał sens tylko i wyłącznie na szerokości geograficznej platońskiej Atlantydy...

Galeria archetypów

Kiedy wrócimy do przedstawienia, jakie dzień w dzień odbywa się na Orloju, to ujrzymy przedziwną inscenizację. Śmierć wydzwania mijające godziny ciągnąc za sznurek dzwonka i gorliwie dzwoni, jakby prowadząc złowieszczy dance macabre. Chciwiec naprzeciwko niej kręci głową i pozostałe figurki także się poruszają. Otwierają się dwa górne okienka z niebieskimi szybkami na krótki czas i następnie przechodzi w nich pochód Apostołów, aż się zamkną i zapieje nad nimi kogut.
Ta scena, która stała się z biegiem czasu atrakcją turystyczną dzięki pochodowi Apostołów, ma dziś niewiele wspólnego z okultystycznymi i po trochu złowieszczymi detalami Orloja. Apostołowie byli umieszczeni tam w roku 1865, a ich dzisiejsze figurki dopiero w 1945 roku. Figurki Apostołów, pogodne i czasami nawet rubaszne, ostro kontrastują z ponurymi i demonicznymi maszkarami na gotyckim otoczeniu cyferblatu, czy tajemniczymi i dziwnymi postaciami na kamiennych konsolach pod gotyckimi baldachimami, które są – w przeciwieństwie do Apostołów – autentycznymi elementami architektury Orloja. Już w czasie budowy Orloja, który w odróżnieniu od innych europejskich zegarów astronomicznych nie został umieszczony na kościele czy katedrze, ale na świeckiej budowli, nie znaleźlibyśmy n i c z e g o , co przypominałoby chrześcijańską symbolikę. Zamiast posążków Apostołów, świętych Pańskich czy samego Chrystusa, widzimy galerię postaci pod patronatem postaci Śmierci. Polichromowane drewniane figurki Śmierci, Utracjusza, Chciwca, Rozpustnika, Astrologa, Filozofa, Kronikarza i Anioła z mieczem należą do apokaliptycznego scenariusza, jak do pasjansa.
Spróbujmy zanalizować te postacie, które są archetypami hermetycznego symbolizmu. Zaczniemy od prawej strony cyferblatu. Figurka kościotrupa przesypującego przeszłe godziny i dzwoniącego każdemu umierającemu jest symbolem przemijalności świata, jego śmierć, zagładę, ale także i odrodzenie. Figurka mężczyzny z turbanem na głowie i lutnią symbolizująca Rozpustę jest tutaj w szerszym kontekście pojmowana jako Ludzkość stojącą na rozdrożu pomiędzy rozkoszą i pięknem, a poddaństwem i obowiązkiem. Po lewej stronie znajdziemy starego Skąpca z workiem pieniędzy w lewej i kijem w prawej ręce, a obok niego Utracjusz przegląda się w lusterku. Pierwszy z nich jest alegorią zbierania majątku i władzy (worek i kij to symbole magicznej siły wiedzy), zaś drugi symbolizuje samouwielbienie, która z współgra z nadużywaniem tych rzeczy doczesnych.
A czyż nie przypominają one postaci znanych z „diabelskiego alfabetu” Wielkich Arkanów Tarota? A skąd pochodzi Tarot? Tarot jest wiedzą tajemną z Atlantydy!

Wstęp do Apokalipsy

Największą i najwyraźniejszą postać Orloja znajdujemy po lewej stronie od tarczy kalendarza. Jest to Anioł dzierżący w prawej ręce tarczę z krzyżem, zaś w lewej płomienisty miecz skierowany ostrzem do góry – a zatem symbolizującego Anioła Apokalipsy. Obok niego jest figurka Filozofa, człowieka z piórem i zwitkiem pergaminu – symbolizującego oczywiście Filozofa Hermetycznego – którego życie jest poświęcone poszukiwaniu ukrytych prawd. Po prawej stronie kalendarza możemy zobaczyć na konsolach figurkę Astrologa – człowieka z turbanem na głowie i lunetą w ręku, który jest bardziej astrologiem, niż astronomem i symbolizuje Uczonego, który posiadł wiedzę o powiązaniach ze sobą makro- i mikrokosmosu. Obok niego jest Kronikarz z księgą w ręku, co symbolizuje konieczność poznania i studiowania dawno przeminionych wydarzeń...
Poza Aniołem na frontonie jest jeszcze jedno gotyckie popiersie przedstawiające innego anioła dzierżącego w rękach wstęgę z jakimś zatartym przez czas napisem. Symbolika tej postaci jest nam nieznana. Może to była po prostu sentencja w rodzaju: Pamiętaj, że każda godzina może być twoją ostatnia godziną? Wszak Średniowiecze lubowało się w tego rodzaju ozdobnikach i jeżeli wiek XX i XXI nazywa się „cywilizacją śmierci” – to jak w takim razie należałoby nazwać Średniowiecze i Odrodzenie, kiedy to z rąk morderców spod znaku Świętej Inkwizycji w Europie spalono, zamęczono, uwięziono i zagłodzono, zakatowano na śmierć ponad 10 mln niewinnych ludzi, a w Afryce, Azji i Ameryce w imię Chrystusa eksterminowano całe narody???
Jaki jest cel ustawienia galerii tych niezwykłych postaci? Jeżeli przyjrzymy się dobrze ich kompozycji – dojdziemy do niepokojącego wniosku. Postacie umieszczone wyżej: Śmierć, Rozpustnik, Utracjusz i Skąpiec tworzą myślową jedność – pod władzą Śmierci, która przychodzi jak nieproszony gość – nie mają jakiejkolwiek przyszłości przed sobą. Umieszczenie ich wyobrażeń przy cyferblacie wyznacza kres już policzonych dni wyznawców Mamony.
Druga grupa figurek znajduje się przy kalendarzu – i ewidentnie chodzi tutaj o dłuższy okres czasu mierzonym miesiącami czy latami, „aż kiedy wypełni się czas”. Dominująca postać Anioła z mieczem w ręku symbolizuje Apokalipsę – koniec świata, z którego popiołu powstanie świat nowy. Figurki Filozofa i Astrologa wskazują przy tym, że należy badać i zbierać metafizyczne prawdy i szukać pomocy w starych źródłach, także w badaniu przebiegających właśnie wydarzeń. Postać Astrologa wskazuje przy tym, że należy patrzeć w niebo, by dostrzec w porę nadciągającą zagładę, która w przyszłości nadejdzie z Kosmosu – być może w postaci asteroidy czy komety... Kiedy to się stanie, praski Orloj odliczy ostatnie miesiące, dni i godziny, aby Śmierć ostatni raz dała znać swym dzwonieniem, że ostatni bój pomiędzy Dobrem a Złem właśnie się zaczął...
Tyle dr Jesenský.

Zegar Nowej Epoki?

Jadąc z Bratysławy do Krásna nad Kysucou, gdzie Miloš mieszka, zastanawialiśmy się raz jeszcze nad tym dziwnym zegarem i jego symboliką. Oczywiście mogła ona nawiązywać do Armageddonu spowodowanego impaktem komety – co z praskiego Orloja odszyfrował swego czasu Mikołaj Kopernik (1473-1543) i wnioski zawarł w swym tajemniczym traktacie „De astro minante”, którego wszystkie egzemplarze spaliła Święta Inkwizycja w czasie jakiegoś z licznych w tych czasach auto da fé... Inna rzecz, czy Wielki Toruńczyk obserwował właśnie kometę? W opracowaniu „Atomowa wojna bogów” dr Jesenský udowadnia, że to, co obserwowali ówcześni astronomowie i nazywali „kometami” wcale nie musiało nimi być... Mogły to być np. kosmoloty czy planetoloty należące albo do obcej Cywilizacji Naukowo-Technicznej, albo – co jest równie prawdopodobne – do którejś z cywilizacji ziemskich, które poprzedzały naszą własną...
Niewątpliwie symbolika ta jest związana nade wszystko z nadejściem nowej epoki zodiakalnej – Epoki Wodnika, co ma nastąpić już w bieżącym stuleciu – a dokładnie pomiędzy rokiem 2016 a 2025. Przewrót jaki wniesie ona w nasze, ludzkie myślenie rzeczywiście będzie definitywnym końcem świata dla niektórych ludzi, światopoglądów czy religii. Być może spotkanie z Obcymi przyczyni się walnie do tego przewrotu – stąd postać Astrologa czy Astronoma patrzącego w gwiazdy, skąd mają przybyć Tamci – Przybysze z innego świata... To kolejny aspekt sprawy.
Jest jeszcze trzeci – aspekt, że tak powiem, techniczno-historyczny. Dotyczy on samej konstrukcji Orloja i jemu podobnych urządzeń w Średniowieczu. Postawiliśmy bowiem pytanie, co mogło być wzorcem do budowy tak szalenie precyzyjnego urządzenia w czasach totalnej ciemnoty, wspieranej i utrzymywanej przez Kościół? Doszliśmy do wniosku, że najprawdopodobniej w czyjeś zdolne ręce człowieka o otwartym umyśle wpadł egzemplarz maszyny nazwanej w XX wieku „kalkulatorem z Rodos” czy „kalkulator z Antikithiry” a znalezionej w Morzu Egejskim, we wraku egipskiego statku. Opiera się on na cyklu syriuszowym opracowanym i stosowanym w Egipcie , dzisiaj już zupełnie zapomnianym. A jeżeli w Egipcie, to także w Babilonii i Chaldei, bowiem uczeni tych krajów ściśle współpracowali ze sobą, i to bez względu na dzielące ich różnice religijne i polityczne! Otóż kalkulator ten wystarczyło odrobinę zmodyfikować i powiększyć do odpowiednich rozmiarów, by otrzymać mechanizm Orloja. I innych zegarów astronomicznych średniowiecznej Europy też. To wyjaśnia także fakt, że konstruktor Orloja pracował w oparciu o posiadane plany. Dla człowieka znającego sposoby obliczania położenia ciał niebieskich i znającego niuanse kalendarzy juliańskich i gregoriańskich fraszką jest dostosowanie wskazań zegara astronomicznego do określonej długości i szerokości geograficznej miejsca, w którym tenże zegar ma powstać. Czy te kalkulatory były wynalazkiem bliskowschodnim – egipsko-chaldejskim, który do Europy przywędrował z Arabii, (a na co mogą wskazywać turbany na głowach figurek przy tarczach Orloja!!!), czy stanowią artefakty z przepastnej czeluści Czasu, kiedy to na Ziemi panowało potężne Imperium Atlantydy, w którym posługiwano się m.in. takimi kalkulatorami? Jest to kolejny dowód na jego istnienie, bowiem „maszyna z Antikithiry” istnieje realnie i do dziś dnia właściwie nie wiadomo, kto ją skonstruował i kiedy.
Osobiście nie dziwimy się, że Orloj powstał w Pradze. Wszak to miasto było onegdaj stolicą nauk tajemnych, szczególnie za panowania cesarza Rudolfa II Habsburga (1552-1612), który ustanowił nawet mecenat nad alchemikami i innymi uczonymi, zajmującymi się naukami z pogranicza. On nie był wariatem, jak to usiłowano mu wmówić, a co kosztowało go część swej władzy na rzecz brata Macieja! Wiąże się z nim kolejna tajemnicza postać i kolejne polonicum – a chodzi tutaj o postać alchemika Michała Sędziwoja albo Sendivogiusa Polonusa zwanego także Cosmopolitą (1566-1636), NB jedynego alchemika, któremu ponoć powiodło się w życiu, o czym kiedy indziej! Czechy i Słowacja, to krainy bez dostępu do morza, i dlatego tamtejsi ludzie zwrócili się tam ku niebu – ku czarnemu oceanowi Kosmosu...
Tak czy inaczej rozwiązuje to zaledwie część tajemnicy praskiego Orloja i wygląda na to, że wielu rzeczy z nim związanych nie dowiemy się już nigdy... – no chyba, że uda się nam cofnąć czas i sprawdzić rzecz in situ i ab ovo.



Opis załącznika:
Oroloj

Sro 21 Wrz, 2016 18:50

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki w tym forum
Możesz ściągać pliki w tym forum



Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników Forum.
Redakcja magazynu "Inne Oblicza Historii" nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.