|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AK47
Warrant Officer
Posty: 191 Skąd: Namysłów
|
|
|
Zjawisko UFO w Polsce
W Polsce zaobserwowano wiele niezidentyfikowanych obiektów latających. Mnie jednak interesuje sprawa rozbitego ufo, którego wrak został wywieziony w głąb Rosji. Miało to miejsce w czasach PRL-u tak więc " Ukręcono łeb sprawie". Dowiedziałem się o tym z History Channel, jednak wstawili tylko krótką wzmianakę o tym. Czy ktoś z was wie coś więcej o tej sprawie? _________________ "Umiesz liczyć?Licz na siebie"
Pon 21 Lut, 2011 18:32
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
IjonTihy
Komandor porucznik
Posty: 3504 Pochwał: 6
|
|
|
Tutaj jest, na przełomie 1 i 2 strony:
http://forum.ioh.pl/viewtopic.php?t=17837 _________________ Armia to przede wszystkim porządek i ład. Tym dziwniejsze jest, że prawdziwa wojna pod względem porządku i ładu przypomina ogarnięty pożarem burdel.
Pon 21 Lut, 2011 18:47
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
loslos
Gość
|
|
Powrót do góry |
|
|
WERTTREW
Moderator Kapitan
Posty: 1121 Pochwał: 2 Skąd: Warszawa, PL
|
|
|
[Przeniosłem temat z "lotnictwa" do "niewytłumaczalnych", tak wg mnie będzie zgrabniej dla Forum.] _________________ Pozdrawiam WERTTREW
-------------------------------
Historia&Tajemnice W-wy: http://www.werttrew.fora.pl/
Wto 22 Lut, 2011 12:15
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
marek8888
Użytkownik zbanowany
Posty: 4455 Pochwał: 5 Skąd: Sekcja polska NKWD
|
|
|
To może korzystając z odnowy wątku apel do "wtajemniczonych" - w którym inkubatorze jest przechowywany ten gdyński "obcy" - dziś w epoce inżynierii genetycznej to wielka szansa dla naszego biednego, przez wieki uciśnianego kraju... :wink:
Pozdrawiam _________________ Czy można dostąpić selektywnej mądrości lub przekwalifikować się na prawdziwego człowieka ot tak po prostej lekturze dzieł Jacka Kaczmarskiego? Tak - na IOH można...
Wto 22 Lut, 2011 12:51
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
AK47
Warrant Officer
Posty: 191 Skąd: Namysłów
|
|
|
Żeby dowiedzieć się coś więcej należałoby pogrzebać w archiwach KGB lub SB. _________________ "Umiesz liczyć?Licz na siebie"
Sro 23 Lut, 2011 18:34
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
marek8888
Użytkownik zbanowany
Posty: 4455 Pochwał: 5 Skąd: Sekcja polska NKWD
|
|
|
Czy zatem można wystąpić do IPN z takim zapytaniem ?
Aż dziw, że polscy miłośnicy Ufo jeszcze tego nie zrobili... :lol:
Pozdrawiam _________________ Czy można dostąpić selektywnej mądrości lub przekwalifikować się na prawdziwego człowieka ot tak po prostej lekturze dzieł Jacka Kaczmarskiego? Tak - na IOH można...
Sro 23 Lut, 2011 19:22
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
saddam44
Major
Posty: 1700 Pochwał: 6 Skąd: Guantanamo Bay Archiwum: Langley, Virginia
|
|
|
W Polsce nie istnieje coś takiego jak FOIA.
Cytat: | Czy zatem można wystąpić do IPN z takim zapytaniem ? |
Autor wątku napisał że wywieziono fanta do Rosji więc adresuj swoje zapytanie w ich stronę a nie IPN-u.
Cytat: | Czy ktoś z was wie coś więcej o tej sprawie? |
Chodzi Ci o wydarzenia z Zatoki Gdańskiej 1959 czy te z 1949Borne-Sulinowo ? _________________ Tatarska jazda, półksiężyc i gwiazda.
Czw 24 Lut, 2011 10:33
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
marek8888
Użytkownik zbanowany
Posty: 4455 Pochwał: 5 Skąd: Sekcja polska NKWD
|
|
|
Jeżeli jednak przyjmiemy kryterium miejsca zdarzenia to chyba żądanie aby IPN wszechstronnie wyjaśniło okoliczności zdarzenia zwracając się ewentualnie do strony rosyjskiej o pomoc nie jest nadmiernie wygórowane? Jezeli odmówią podjęcia tego kluczowego śledztwa to moim zdaniem będzie to podejrzane... :lol: Wystąpienie wkrótce...
Pozdrawiam _________________ Czy można dostąpić selektywnej mądrości lub przekwalifikować się na prawdziwego człowieka ot tak po prostej lekturze dzieł Jacka Kaczmarskiego? Tak - na IOH można...
Czw 24 Lut, 2011 12:36
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
erkael56
Major
Posty: 1560
|
|
|
INCYDENT GDYNIA ’59: koniec Legendy?
„Incydent Gdynia ’59” jest jednym z ufologicznych evergreenów, które wracają na łamy kolorowych czasopism i stron internetowych. Gdyby to była Ameryka, to z całą pewnością zostałby roztrąbiony na cały świat jako kolejne Roswell. Niestety, a właściwie na szczęście, incydent ten przeszedł właściwie bez echa w światowej ufologii i tylko od czasu do czasu przypominają o nim niektóre publikacje w kraju i za granicą.
O „Incydencie Gdynia ’59” pisałem na łamach „Granicy” (nr 12/1988) i w opracowaniu „UFO na granicy” (Kraków 2000), gdzie stwierdziłem wówczas – a było to jeszcze w latach 90. XX wieku, że incydent ten mógł być spowodowany przez kraksę Nieznanego Obiektu Latającego należącego do jakichś Kosmitów, którzy przy okazji zginęli lub wpadli w ręce ludzi i w którymś gdańskim czy gdyńskim szpitalu wyzionęli ducha wskutek odniesionych obrażeń w czasie katastrofy. Nie za bardzo wiadomo, ilu ich było, bowiem jedna wersja legendy mówi o jednej Istocie znalezionej przy Kapitanacie Portu Wojennego Gdynia, zaś druga wersja głosi, że Istota została znaleziona na miejskiej plaży... Istnieje hipoteza, że tak naprawdę znaleziono dwie Istoty – jedna w porcie a druga na plaży – stąd poszły dwie różne wersje tej samej Legendy.
Legenda mówi też o zaobserwowaniu nad Trójmiastem jakiegoś NOL-a już po katastrofie – jakby ów NOL szukał wraka rozbitego UFO. Zainteresowanych odsyłam do lektury materiałów Bronisława Rzepeckiego, który poświęcił wiele czasu weryfikując Legendę, a potem wyniki swych dociekań zamieścił na łamach jednego z czasopism i w programach polskiej TVN oraz japońskiej NHK TTC Channel 8. (=> Br. Rzepecki – „Incydent Gdyński”, w „Wizje Peryferyjne” nr 1/1997, ss. 5-10, a także Br. Rzepecki & K. Piechota – „UFO nad Polską”, Białystok 1996, s. 295) Założono milcząco, że doszło tam do katastrofy UFO, w wyniku której Rosjanie wydobyli potajemnie wrak NOL-a z Basenu nr IV (Basen im. Piłsudskiego) oraz zwłoki Kosmity, które następnie wyekspediowano pod konwojem do ZSRR.
Roswell i Gdynia
Oczywiście po tym incydencie nie zostało żadnych śladów. Wszystkie dokumenty znikły albo zostały zniszczone, świadkowie powymierali bądź niczego nie pamiętają. A jeżeli pamiętają, to fakty podane do publicznej wiadomości przez ówczesne media. I to właśnie dlatego postała ta Legenda. Legenda ta została stworzona w określonym celu.
Początkowo święcie w nią wierzyłem, bowiem wiele przesłanek przemawiało za jej autentycznością. Byli świadkowie, materiały prasowe, wywiady, itd. itp. Wszystko to wydawało się być wiarygodnym. I tak było do roku 2002, kiedy to po raz pierwszy na ten przypadek spojrzałem krytycznie. Przypominał on mi Katastrofę UFO w Roswell, która wzbudziła me podejrzenia co do swej autentyczności jeszcze w roku 1996 – po opublikowaniu filmu Ray’a Santilli’ego z sekcji zwłok rzekomej Kosmitki. Zrozumiałem wtedy, że za Katastrofą w Roswell stoją potężne pieniądze płacone przez naiwnych, a żądnych sensacji ufomaniaków. Amerykanie nigdy nie zarżnęliby kury znoszącej im złote jaja i żadne miasto nie zrezygnowałoby z wpływów z turystyki „talerzowej”, ostrożnie szacowanej na kilka milionów dolarów rocznie! I właśnie dlatego będą robić wszystko, by nie znikło zainteresowanie tym incydentem.
Jeżeli idzie o Gdynię, to nikt na tym kokosów nie zrobił – Polacy to nie Amerykanie, są o wiele, wiele mądrzejsi od Amerykanów i pozwolą sobie tak łatwo wcisnąć kitu, tak zatem poza garstką ludzi zainteresowanych, sprawą nikt na serio się nie zajął...
A potem dostałem kilka listów, w których autorzy dzielili się ze mną swymi wątpliwościami. I od razu zaczęli wskazywać konkretne argumenty przeciw hipotezie głoszącej, że w dniu 21 stycznia 1959 roku, do Basenu Portowego nr IV w porcie gdyńskim wpadł rozbity pojazd latający Obcych. Pojawiła się hipoteza, że wpadł tam meteoroid i dlatego nie można było znaleźć jakichś szczątków metalowego „gwiezdnego gościa” wśród zalegających dno basenu metalowych odłamków. Tak pisze o tym polski meteorytolog mgr Andrzej S. Pilski z Fromborka:
Jeszcze inny sposób ukrycia wybrał meteoryt, który spadł w Gdyni. W styczniu 1959 roku „Wieczór Wybrzeża” donosił, że 21 stycznia, około godziny 5 rano, doker Jan Blok pracujący na pokładzie statku m/s Jarosław Dąbrowski, przycumowanego w Basenie nr IV na Nabrzeżu Polskim, zauważył czerwony punkt na niebie, który leciał wprost na niego. Instynktownie się odchylił. Po chwili zauważył jasny błysk światła w kształcie stożka, jak oceniał, jakieś 1,5 m średnicy i 4 m długości. Światło tak raziło, że zakrył oczy. Jednocześnie usłyszał głośny dźwięk rozdzieranego powietrza i coś wpadło do basenu. Inni świadkowie zjawiska dostrzegli czerwono świecący obiekt niknący w wodzie.
Basen portowy został przeszukany przez nurków, ale bez rezultatu. Dno było muliste i każdy ruch powodował pogorszenie widoczności. Ponadto meteoryt najprawdopodobniej wbił się w dno. Następnego roku podjęto próbę bagrowania dna, ale bez rezultatu. Nie ma wobec tego pewności, że to meteoryt, choć wszystkie okoliczności zdarzenia na to wskazują. Fakt świecenia meteorytu jeszcze w wodzie wskazuje na to, że był to meteoryt żelazny. (=> A. S. Pilski – „Nieziemskie skarby”, Warszawa 1999, s. 118)
Czy jest to zadowalające wyjaśnienie? Owszem – w pewnym sensie tak, a to dlatego, że sprowadza ono sprawę do właściwych wymiarów. Nie ma tajemniczych latających talerzy, nie ma dziwnych efektów audiowizualnych, a normalne odgłosy uderzenia rozpędzonego i rozpalonego do białości kawału metalu w wodę. Oczywiście jest to wyjaśnienie, ale nie odpowiada ono na podstawowe pytanie: gdzie jest meteoryt?
A może satelita?
No właśnie! Meteoryt powinien się zaryć w dno, ale go nie znaleziono, o ile wierzyć świadkom i ich relacjom, które zbierał Bronisław Rzepecki, a które pokazano w TV. Niektórzy świadkowie twierdzą, że ów obiekt nie miał kształtu stożka, ale beczki lub walca. Tak czy inaczej, nie miał on kształtu kuli lub elipsoidy, który przybierają meteoryty dobiegające do kresu swego lotu ku Ziemi.
Kształt stożka czy walca sugeruje natomiast coś zupełnie innego. Sugeruje mianowicie to, że mamy tu do czynienia z obiektem sztucznym – wytworzonym przez człowieka. Na początku roku 2005 kontrowersyjny ufolog ukraiński dr Anton A. Anfałow w jednym ze swych e-maili wskazał mi na możliwość, że tego właśnie dnia do Basenu nr IV mógł wpaść wrak amerykańskiego sztucznego satelity Ziemi – SCORE. Oznacza to, że mamy tutaj do czynienia z pierwszą katastrofą sztucznego satelity Ziemi, którego wrak spadł na powierzchnię naszej planety. Sama nazwa tego satelity brzmi dokładnie tak:
Signal Communication by Orbiting Relay Equipment
- i żeby zrozumieć to, co dr Anfałow oraz nasz badacz pan Adam Chrzanowski z Golubia-Dobrzynia, który postanowił ponownie odkurzyć tą sprawę, mają na myśli, musimy się cofnąć do grudnia 1958 roku. [...]
Proszę Czytelniku – zwróć uwagę na ostatnią pozycję w wykazie: to jest właśnie nasz satelita. Zwraca uwagę wyróżnik znajdujący się przy nim – mc – oznaczający satelitę łącznościowego do celów wojskowych. Poszedłem tym tropem i oto, co znalazłem na jego temat:
SCORE – pierwszy satelita telekomunikacyjny wystrzelony w dniu 18 grudnia 1958 roku na orbitę o elementach: 185-1.484 km, o inklinacji = 32º,3 i czasie obiegu = 1h41m28s,2. Masa = 68 kg. (=> „Encyklópedie astronomie”, Bratysława 1987, s. 544)
Następne informacje znalazłem w polskiej literaturze specjalistycznej, w której wyczytałem, że satelita:
Atlas-SCORE – wystrzelony 18 grudnia 1958 roku, pierwszy satelita telekomunikacyjny o masie wyniesionej 8.750 kg , zniszczony w dniu 21 stycznia 1959 roku. (=> Zb. Schneigert – „Zagrożenie z Kosmosu”, Warszawa 1987, s. 121)
Źródła amerykańskie zaś piszą m.in., że:
Zmodyfikowany satelita Atlas, Atlas (Score) wystrzelony w ramach eksperymentu SCORE w dniu 18 grudnia 1958 roku. Satelita 1958 Zeta 1 nadawał nagrane uprzednio orędzie świąteczne prezydenta Eisenhowera. Atlas SCORE miał dwa stopnie: zerowy składał się z dwóch silników Rocketdyne LR89-NA5 spalających ciekły tlen i RP-1. Pierwszy stopień miał silnik Rocketdyne LR105-NA5 + 2 silniki stabilizujące Rocketdyne LR101. Cały agregat miał wysokość 28,33 m i miał masę ok. 120 ton. (=> Internet – strona http://www.ericweisstein.com/)
SCORE (Signal Communication by Orbiting Relay Equipment)
Pierwszym w świecie satelitą komunikacyjnym był Project SCORE (Signal Communication by Orbiting Relay Equipment), wystrzelony z Cape Canaveral przy użyciu rakiety nośnej Atlas B w dniu 18 grudnia 1958 roku. Miedzy innymi, była to pierwsza udana próba użycia pocisku balistycznego Atlas jako rakiety nośnej dla statków kosmicznych. W tym wczesnym stadium techniki kosmicznej – Sputnik-1 i Sputnik-2 wystrzelono rok wcześniej, w dn. 4 października i 3 listopada 1957 roku – celem priorytetowym stało się umieszczenie satelity na LEO – niskiej orbicie wokółziemskiej. […] Sprzęt łączności został skonstruowany w Army Signal Research and Development Laboratory pod kierownictwem Advanced Research Projects Agency.
Pod koniec czerwca 1958 roku, U.S. Army Signal Research and Development Laboratory (SRDL) w Fort Monmouth, New Jersey otrzymało polecenie skonstruowania satelity łącznościowego o maksymalnej masie 80 kg. Jako rakiety nośnej zamierzano użyć ICBM Atlas należącego do US Air Force. Rakietę zdecydowano umieścić na orbicie, zaś panel ze sprzętem telekomunikacyjnym zintegrowano z konstrukcją głowicy bojowej tego pocisku. Orbita tego satelity miała być niska, co dawało czas jego istnienia na jakieś 2-3 tygodnie. Niska orbita oraz związany z tym krótki okres istnienia satelity stwarzały okazję do nawiązania łączności przez dwie radiostacje położone daleko od siebie w realnym czasie. Realizowano to techniką storeandforward polegającą na nagrywaniu wiadomości z jednej stacji i późniejszym odtworzeniu i przesłaniu jej do stacji przyjmującej. To dawało satelicie możliwość bycia światowym przekaźnikiem. Kiedy stwierdzono, że jest to możliwe, to dodano drugi magnetofon. Prace nad nim prowadzono w absolutnej tajemnicy.
W grudniu 1958 roku satelita był gotów do wystrzelenia. Do drugiego magnetofonu załadowano taśmę z przygotowanym nagraniem z życzeniami świątecznymi prezydenta Eisenhowera dla całego świata. Magnetofon załadowano, zaś satelitę scalono z rakietą nośną, którą zatankowano paliwem i utleniaczem. Rankiem, 18 grudnia przekazano nowe orędzie Eisenhowera i nagrano je na taśmy obydwu magnetofonów satelity.
O godzinie 18:02 satelitę wystrzelono na orbitę o perygeum 114 mil i apogeum 920 mil oraz o nachyleniu orbity 32,2 stopnia, i okresie obiegu Ziemi w 101,5 minuty. W czasie pierwszego obiegu, kiedy satelita leciał nad Kalifornią, jego pierwszy ładunek nie zadziałał należycie. Dopiero 19 grudnia magnetofon zadziałał i na polecenie z Ziemi zaczął nadawać orędzie prezydenta USA do całego świata na falach krótkich. Brzmiało ono tak:
This is the President of the United States speaking. Through the marvels of scientific advance, my voice is coming to you from a satellite traveling in outer space. My message is a simple one: Through this unique means I convey to you and all mankind, America's wish for peace on Earth and goodwill toward men everywhere.
Tymczasem drugie urządzenie satelity działało jak należy, i w czasie 78-godzinnej pracy przekazywało ono foniczne i dalekopisowe przekazy pomiędzy naziemnymi stacjami znajdującymi się w Georgii, Teksasie, Arizonie i Kalifornii. Po upływie 12 dni akumulatory satelity wyczerpały się do cna. W dniu 21 stycznia 1959 roku satelita wszedł w atmosferę Ziemi i spłonął.
Atlas USAF
Ważący 4,5 tony SCORE satelita był największym i najcięższym obiektem wyniesionym na orbitę oraz pierwszym wojskowym satelitą telekomunikacyjnym. Eksperyment ten pokazał szerokie możliwości zastosowania satelitów komunikacyjnych w celach wojskowych na potrzeby US Army na wszystkich kontynentach. (=> Internet – http://www.spaceline.org, a także http://www.globalsecurity.org)
A zatem de facto SCORE był ostatnim krzykiem techniki roku 1958. (=> Zb. Schneigert – ibidem, s. 75; J. Markowski – „Czas gwiezdnych wojen”, Warszawa 1986, s.26; F. Knipping – „Wojny gwiezdne”, Warszawa 1987, s.130) I jeszcze co więcej – zawierał on informacje, które dla niejednego wywiadu stanowiły gratkę nie lada! Podobnie zresztą było z satelitami geodezyjnymi, z których dane pozwalały na zmniejszenia współczynnika CEP (Circular Error Probability) – celności uderzenia pocisków rakietowych, która na początku lat 50. wynosiła 3-4 km, a dzisiaj dla amerykańskich pocisków manewrujących Cruise wynosi już tylko 25-100 m, a dla ICBM od 200 do 400 m. (=> A. Jacewicz & J. Markowski – „Kosmos a zbrojenia”, Warszawa 1988) Radziecki KGB, a przede wszystkim GRU, zrobiłyby wszystko, co w ich mocy, by zdobyć tego satelitę, a przynajmniej dane, które zawierał. Byłby to bezcenny materiał dla wszystkich wydziałów i biur tych instytucji zajmujących się Stanami Zjednoczonymi. (=> P. de Villimarest – „GRU – Sowiecki superwywiad”, Warszawa 1992; W. Suworow – „Akwarium”, Warszawa 1990; J. Barron – „KGB”, Warszawa 1991, i in.)
Wprawdzie cytowany już tutaj Bronisław Rzepecki pisze w swym artykule na łamach „Wizji Peryferyjnych”, że:
[...] Druga natomiast dotyczyła wypowiedzi Krzysztofa Borunia, członka warszawskiego zarządu Polskiego Towarzystwa Astronautycznego, który stwierdził, że obiekt ten mógł być albo większym meteorytem, albo częścią ostatniego członu rakiety Atlas, przyznając jednocześnie, że rozpad tego członu był obserwowany 21 stycznia nad Pacyfikiem, w okolicach wyspy Guam, łączenie więc tego wydarzenia z upadkiem „czegoś” do basenu portowego w Gdyni jest wątpliwe. (=> Br. Rzepecki – ibidem, s. 6)
Ba! Opinia takiego koryfeusza jak Krzysztof Boruń (1923-2000) byłaby w tym przypadku miarodajną, ale... No właśnie – korzystał zapewne on ze źródeł amerykańskich i informację tą miał z USA. Uwierzyłbym w rzetelność tej informacji jeszcze trzy lata temu, ale już nie dzisiaj. Po wyjątkowo pokrętnych manipulacjach Amerykanów z irackimi tajnymi superbroniami – których de facto i de iure nigdy nie było, a posłużyły Amerykanom jako pretekst do ataku na Irak i wszczęcia kolejnej brudnej wojny o ropę; po nielojalnym i wrednym traktowaniu Polaków jako swych sojuszników w tej obrzydliwej wojnie; po kampaniach medialnych mających na celu zohydzenie wizerunku Polski i Polaków w oczach Zachodu (że wspomnę tylko o aferze z tajnymi więzieniami CIA w Polsce), przestałem wierzyć we wszystkie amerykańskie mity, a szczególnie w amerykańską uczciwość. A także w dane podawane dla opinii publicznej. Dlatego po zdemaskowaniu tylu amerykańskich kłamstw o UFO i programie kosmicznym USA mogę powiedzieć tylko jedno: jest pewne – nie było w Gdyni żadnego UFO i żadnych Kosmitów. Był za to amerykański satelita i...
... gra wywiadów nad naszymi głowami!
Zacznę od tego, że obiekt o masie 4,5 tony i o kształtach aerodynamicznych mógłby przejść w miarę cało przez atmosferę Ziemi i spaść na jej powierzchnię, pod tym wszakże warunkiem, że wszedłby w atmosferę pod odpowiednim kątem, który zawiera się pomiędzy 6 a 16 stopniami nachylenia do jej powierzchni. Jest to tzw. „korytarz wejścia” w atmosferę. Na końcu swej trajektorii satelita SCORE uderzył w wodę i zarył się w ił. Wydaje się więc, że wrak satelity można było wydobyć i dobrać się do jego tajemnic... Jeden z wariantów takiego rozwiązania zagadki podał Marcin Mioduszewski. Założył on, że Rosjanie znaleźli wrak satelity i wywieźli go do ZSRR, a cała reszta, to tylko niesprawdzone pogłoski. Być może ma rację.
Alternatywą dla tej wersji jest moja hipoteza o czymś, co Lucjan Znicz-Sawicki (1920-2004) nazwał w swych pracach „celowanym rykoszetem”. Nie wiem, kiedy agenci GRU – bo to był „główny zainteresowany” spadkiem tego satelity – wydobyli go i przewieźli na ląd. Jedno jest pewne – od pierwszego momentu zaczęła się wściekła gra wywiadów prowadzona nad głowami Polaków. SCORE został wydobyty potajemnie i natychmiast wywieziony do ZSRR. Ponieważ nie dało się faktu spadku tego obiektu ukryć przed ludźmi, należało zastosować „maskirowkę”. I zastosowano – puszczono w obieg Legendę o pojawieniu się UFO, a niektóre jej elementy „wzmocniono” stosując różne tricki: a to podrzucono zwłoki ogolonej na zero małpy ubranej w jakiś kombinezon, które następnie potajemnie wywieziono w nieznanym kierunku, a to rozpuszczono pogłoski o innym Kosmicie znalezionym przez strażników na miejskiej plaży, a to opowiadano o cudownej bransolecie, którą miał ów Kosmita na przegubie, a to prawiono o superodpornym kombinezonie, w który onże był odziany, itd. itp. Coś nam to przypomina? No pewnie! – Legendę o ufokatastrofie w Roswell! Zadziałał tutaj z powodzeniem mechanizm wykorzystany przez Amerykanów w lipcu 1947 roku. Tajemnicze wydarzenia plus plotki i doniesienia prasowe o UFO zza Żelaznej Kurtyny, szeptane historie o zwłokach ukrywanych w szpitalach i zainteresowaniu się nimi „radzieckich”, to wystarczy, by stugębna fama zrobiła swoje – wytwarza się Legenda, która pokutuje do dziś dnia. To był rok 1959 – ostatni rok odwilży popaździernikowej, kiedy jeszcze ludzie wierzyli w socjalizm z ludzką twarzą, a potem śrubę znów zaczęto przykręcać z wiadomym skutkiem... Ion Hobana i Louis Julien Waverbergh podają już Legendę spreparowaną przez GRU i puszczoną na Zachód. (=> I. Hobana & L. J. Waverbergh za E. de Vincente-Martinem w – „UFOs Behind the Iron Courtain”, Londyn 1978) Tak samo zresztą było w przypadku Jerome’a Clarka. (=> J. Clark za M. Sachs – „The UFO Encyclopedia, Detroit 1998)
Polscy świadkowie tego wydarzenia odpowiadający na pytania Bronisława Rzepeckiego i redaktorów z NHK mówili prawdę. Oni mówili o tym, co widzieli i słyszeli. Na podstawie ich wypowiedzi można było wyrobić sobie taki, a nie inny obraz tego incydentu. Po prostu podali fakty, które można było zinterpretować tylko w jeden sposób: Wczesnym rankiem dnia 21 stycznia 1959, o godzinie 06:05, w wody Basenu Portowego nr IV w porcie gdyńskim spadł uszkodzony Latający Talerz z jednym lub dwoma Kosmitami na pokładzie. Znane fakty dopuszczały tylko taką ich interpretację. I tak dosłownie potraktowali to np. twórcy strony internetowej - http://zjawiska.hosted.pl/phpnuke/modules.php?name=Content&pa=showpage&pid=48, którzy nie dość, że podali tradycyjną treść Legendy, to jeszcze wsparli to dwoma zdjęciami Kazimierza Bzowskiego (1925-2005) pokazujące Lądowanie NOL-a w Warszawie, a dokładniej na warszawskim Bródnie! To już nie jest nawet nadużycie, ale zwykłe oszustwo. Nie pierwsze i nie ostatnie w tej sprawie...
Jaka szkoda, że nie ma już wśród nas jednego z nielicznych polskich członków Ancient Astronaut Society, prof. dr inż. Zbigniewa Schneigerta (1919-1998), który byłby w stanie połapać się w tym wszystkim. Kiedyś w rozmowie ze mną stwierdził wręcz, że kiedy na Ziemi trwała Zimna Wojna, to w Kosmosie trwała wojna „gorąca” i dochodziło do starć pomiędzy radzieckimi i amerykańskimi satelitami wojskowymi. A potem w świat szły kolejne Legendy o złowrogich Kosmitach niszczących nasze ziemskie sztuczne satelity. Tak właśnie mogło być ze SCORE. Satelita ten nie spadł przypadkowo na akwen południowego Bałtyku, ale został precyzyjnie zestrzelony przez radziecką obronę przeciwbalistyczną. [...]
(R.Leśniakiewicz - "UFO i Kosmos", Tolkmicko 2010)
Pon 23 Maj, 2011 15:24
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
marek8888
Użytkownik zbanowany
Posty: 4455 Pochwał: 5 Skąd: Sekcja polska NKWD
|
|
|
Witam - bardzo ciekawa wypowiedź za którą osobiście dziękuję Pytanie tylko co w związku z tym z rzekomym wątkiem "tajnych" dokumentów, w których była mowa o rzekomym przechowywaniu na terenie PRL w inkubatorze ciała "obcego" - także element dezinformacji?
Pozdrawiam _________________ Czy można dostąpić selektywnej mądrości lub przekwalifikować się na prawdziwego człowieka ot tak po prostej lekturze dzieł Jacka Kaczmarskiego? Tak - na IOH można...
Pon 23 Maj, 2011 20:06
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
erkael56
Major
Posty: 1560
|
|
|
marek8888 napisał: | Witam - bardzo ciekawa wypowiedź za którą osobiście dziękuję Pytanie tylko co w związku z tym z rzekomym wątkiem "tajnych" dokumentów, w których była mowa o rzekomym przechowywaniu na terenie PRL w inkubatorze ciała "obcego" - także element dezinformacji?
Pozdrawiam |
Jeżeli w ogóle istnieją dokumenty, to są tajne i zostały wywiezione wraz z trupem "kosmity". Obawiam się jednak, że jest to kolejna dezinformacja mająca na celu przykrycie właściwych działań Rosjan u w Polsce. Ujmę to tak - to była kalka Roswell.
Wto 24 Maj, 2011 6:24
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
ARIKS
Podporucznik
Posty: 354 Skąd: podkarpacie
|
|
|
erkael56 napisał: | INCYDENT GDYNIA ’59: koniec Legendy?
„Incydent Gdynia ’59” jest jednym z ufologicznych evergreenów, które wracają na łamy kolorowych czasopism i stron internetowych. Gdyby to była Ameryka, to z całą pewnością zostałby roztrąbiony na cały świat jako kolejne Roswell. Niestety, a właściwie na szczęście, incydent ten przeszedł właściwie bez echa w światowej ufologii i tylko od czasu do czasu przypominają o nim niektóre publikacje w kraju i za granicą.
O „Incydencie Gdynia ’59” pisałem na łamach „Granicy” (nr 12/1988) i w opracowaniu „UFO na granicy” (Kraków 2000), gdzie stwierdziłem wówczas – a było to jeszcze w latach 90. XX wieku, że incydent ten mógł być spowodowany przez kraksę Nieznanego Obiektu Latającego należącego do jakichś Kosmitów, którzy przy okazji zginęli lub wpadli w ręce ludzi i w którymś gdańskim czy gdyńskim szpitalu wyzionęli ducha wskutek odniesionych obrażeń w czasie katastrofy. Nie za bardzo wiadomo, ilu ich było, bowiem jedna wersja legendy mówi o jednej Istocie znalezionej przy Kapitanacie Portu Wojennego Gdynia, zaś druga wersja głosi, że Istota została znaleziona na miejskiej plaży... Istnieje hipoteza, że tak naprawdę znaleziono dwie Istoty – jedna w porcie a druga na plaży – stąd poszły dwie różne wersje tej samej Legendy.
Legenda mówi też o zaobserwowaniu nad Trójmiastem jakiegoś NOL-a już po katastrofie – jakby ów NOL szukał wraka rozbitego UFO. Zainteresowanych odsyłam do lektury materiałów Bronisława Rzepeckiego, który poświęcił wiele czasu weryfikując Legendę, a potem wyniki swych dociekań zamieścił na łamach jednego z czasopism i w programach polskiej TVN oraz japońskiej NHK TTC Channel 8. (=> Br. Rzepecki – „Incydent Gdyński”, w „Wizje Peryferyjne” nr 1/1997, ss. 5-10, a także Br. Rzepecki & K. Piechota – „UFO nad Polską”, Białystok 1996, s. 295) Założono milcząco, że doszło tam do katastrofy UFO, w wyniku której Rosjanie wydobyli potajemnie wrak NOL-a z Basenu nr IV (Basen im. Piłsudskiego) oraz zwłoki Kosmity, które następnie wyekspediowano pod konwojem do ZSRR.
Roswell i Gdynia
Oczywiście po tym incydencie nie zostało żadnych śladów. Wszystkie dokumenty znikły albo zostały zniszczone, świadkowie powymierali bądź niczego nie pamiętają. A jeżeli pamiętają, to fakty podane do publicznej wiadomości przez ówczesne media. I to właśnie dlatego postała ta Legenda. Legenda ta została stworzona w określonym celu.
Początkowo święcie w nią wierzyłem, bowiem wiele przesłanek przemawiało za jej autentycznością. Byli świadkowie, materiały prasowe, wywiady, itd. itp. Wszystko to wydawało się być wiarygodnym. I tak było do roku 2002, kiedy to po raz pierwszy na ten przypadek spojrzałem krytycznie. Przypominał on mi Katastrofę UFO w Roswell, która wzbudziła me podejrzenia co do swej autentyczności jeszcze w roku 1996 – po opublikowaniu filmu Ray’a Santilli’ego z sekcji zwłok rzekomej Kosmitki. Zrozumiałem wtedy, że za Katastrofą w Roswell stoją potężne pieniądze płacone przez naiwnych, a żądnych sensacji ufomaniaków. Amerykanie nigdy nie zarżnęliby kury znoszącej im złote jaja i żadne miasto nie zrezygnowałoby z wpływów z turystyki „talerzowej”, ostrożnie szacowanej na kilka milionów dolarów rocznie! I właśnie dlatego będą robić wszystko, by nie znikło zainteresowanie tym incydentem.
Jeżeli idzie o Gdynię, to nikt na tym kokosów nie zrobił – Polacy to nie Amerykanie, są o wiele, wiele mądrzejsi od Amerykanów i pozwolą sobie tak łatwo wcisnąć kitu, tak zatem poza garstką ludzi zainteresowanych, sprawą nikt na serio się nie zajął...
A potem dostałem kilka listów, w których autorzy dzielili się ze mną swymi wątpliwościami. I od razu zaczęli wskazywać konkretne argumenty przeciw hipotezie głoszącej, że w dniu 21 stycznia 1959 roku, do Basenu Portowego nr IV w porcie gdyńskim wpadł rozbity pojazd latający Obcych. Pojawiła się hipoteza, że wpadł tam meteoroid i dlatego nie można było znaleźć jakichś szczątków metalowego „gwiezdnego gościa” wśród zalegających dno basenu metalowych odłamków. Tak pisze o tym polski meteorytolog mgr Andrzej S. Pilski z Fromborka:
Jeszcze inny sposób ukrycia wybrał meteoryt, który spadł w Gdyni. W styczniu 1959 roku „Wieczór Wybrzeża” donosił, że 21 stycznia, około godziny 5 rano, doker Jan Blok pracujący na pokładzie statku m/s Jarosław Dąbrowski, przycumowanego w Basenie nr IV na Nabrzeżu Polskim, zauważył czerwony punkt na niebie, który leciał wprost na niego. Instynktownie się odchylił. Po chwili zauważył jasny błysk światła w kształcie stożka, jak oceniał, jakieś 1,5 m średnicy i 4 m długości. Światło tak raziło, że zakrył oczy. Jednocześnie usłyszał głośny dźwięk rozdzieranego powietrza i coś wpadło do basenu. Inni świadkowie zjawiska dostrzegli czerwono świecący obiekt niknący w wodzie.
Basen portowy został przeszukany przez nurków, ale bez rezultatu. Dno było muliste i każdy ruch powodował pogorszenie widoczności. Ponadto meteoryt najprawdopodobniej wbił się w dno. Następnego roku podjęto próbę bagrowania dna, ale bez rezultatu. Nie ma wobec tego pewności, że to meteoryt, choć wszystkie okoliczności zdarzenia na to wskazują. Fakt świecenia meteorytu jeszcze w wodzie wskazuje na to, że był to meteoryt żelazny. (=> A. S. Pilski – „Nieziemskie skarby”, Warszawa 1999, s. 118)
Czy jest to zadowalające wyjaśnienie? Owszem – w pewnym sensie tak, a to dlatego, że sprowadza ono sprawę do właściwych wymiarów. Nie ma tajemniczych latających talerzy, nie ma dziwnych efektów audiowizualnych, a normalne odgłosy uderzenia rozpędzonego i rozpalonego do białości kawału metalu w wodę. Oczywiście jest to wyjaśnienie, ale nie odpowiada ono na podstawowe pytanie: gdzie jest meteoryt?
A może satelita?
No właśnie! Meteoryt powinien się zaryć w dno, ale go nie znaleziono, o ile wierzyć świadkom i ich relacjom, które zbierał Bronisław Rzepecki, a które pokazano w TV. Niektórzy świadkowie twierdzą, że ów obiekt nie miał kształtu stożka, ale beczki lub walca. Tak czy inaczej, nie miał on kształtu kuli lub elipsoidy, który przybierają meteoryty dobiegające do kresu swego lotu ku Ziemi.
Kształt stożka czy walca sugeruje natomiast coś zupełnie innego. Sugeruje mianowicie to, że mamy tu do czynienia z obiektem sztucznym – wytworzonym przez człowieka. Na początku roku 2005 kontrowersyjny ufolog ukraiński dr Anton A. Anfałow w jednym ze swych e-maili wskazał mi na możliwość, że tego właśnie dnia do Basenu nr IV mógł wpaść wrak amerykańskiego sztucznego satelity Ziemi – SCORE. Oznacza to, że mamy tutaj do czynienia z pierwszą katastrofą sztucznego satelity Ziemi, którego wrak spadł na powierzchnię naszej planety. Sama nazwa tego satelity brzmi dokładnie tak:
Signal Communication by Orbiting Relay Equipment
- i żeby zrozumieć to, co dr Anfałow oraz nasz badacz pan Adam Chrzanowski z Golubia-Dobrzynia, który postanowił ponownie odkurzyć tą sprawę, mają na myśli, musimy się cofnąć do grudnia 1958 roku. [...]
Proszę Czytelniku – zwróć uwagę na ostatnią pozycję w wykazie: to jest właśnie nasz satelita. Zwraca uwagę wyróżnik znajdujący się przy nim – mc – oznaczający satelitę łącznościowego do celów wojskowych. Poszedłem tym tropem i oto, co znalazłem na jego temat:
SCORE – pierwszy satelita telekomunikacyjny wystrzelony w dniu 18 grudnia 1958 roku na orbitę o elementach: 185-1.484 km, o inklinacji = 32º,3 i czasie obiegu = 1h41m28s,2. Masa = 68 kg. (=> „Encyklópedie astronomie”, Bratysława 1987, s. 544)
Następne informacje znalazłem w polskiej literaturze specjalistycznej, w której wyczytałem, że satelita:
Atlas-SCORE – wystrzelony 18 grudnia 1958 roku, pierwszy satelita telekomunikacyjny o masie wyniesionej 8.750 kg , zniszczony w dniu 21 stycznia 1959 roku. (=> Zb. Schneigert – „Zagrożenie z Kosmosu”, Warszawa 1987, s. 121)
Źródła amerykańskie zaś piszą m.in., że:
Zmodyfikowany satelita Atlas, Atlas (Score) wystrzelony w ramach eksperymentu SCORE w dniu 18 grudnia 1958 roku. Satelita 1958 Zeta 1 nadawał nagrane uprzednio orędzie świąteczne prezydenta Eisenhowera. Atlas SCORE miał dwa stopnie: zerowy składał się z dwóch silników Rocketdyne LR89-NA5 spalających ciekły tlen i RP-1. Pierwszy stopień miał silnik Rocketdyne LR105-NA5 + 2 silniki stabilizujące Rocketdyne LR101. Cały agregat miał wysokość 28,33 m i miał masę ok. 120 ton. (=> Internet – strona http://www.ericweisstein.com/)
SCORE (Signal Communication by Orbiting Relay Equipment)
Pierwszym w świecie satelitą komunikacyjnym był Project SCORE (Signal Communication by Orbiting Relay Equipment), wystrzelony z Cape Canaveral przy użyciu rakiety nośnej Atlas B w dniu 18 grudnia 1958 roku. Miedzy innymi, była to pierwsza udana próba użycia pocisku balistycznego Atlas jako rakiety nośnej dla statków kosmicznych. W tym wczesnym stadium techniki kosmicznej – Sputnik-1 i Sputnik-2 wystrzelono rok wcześniej, w dn. 4 października i 3 listopada 1957 roku – celem priorytetowym stało się umieszczenie satelity na LEO – niskiej orbicie wokółziemskiej. […] Sprzęt łączności został skonstruowany w Army Signal Research and Development Laboratory pod kierownictwem Advanced Research Projects Agency.
Pod koniec czerwca 1958 roku, U.S. Army Signal Research and Development Laboratory (SRDL) w Fort Monmouth, New Jersey otrzymało polecenie skonstruowania satelity łącznościowego o maksymalnej masie 80 kg. Jako rakiety nośnej zamierzano użyć ICBM Atlas należącego do US Air Force. Rakietę zdecydowano umieścić na orbicie, zaś panel ze sprzętem telekomunikacyjnym zintegrowano z konstrukcją głowicy bojowej tego pocisku. Orbita tego satelity miała być niska, co dawało czas jego istnienia na jakieś 2-3 tygodnie. Niska orbita oraz związany z tym krótki okres istnienia satelity stwarzały okazję do nawiązania łączności przez dwie radiostacje położone daleko od siebie w realnym czasie. Realizowano to techniką storeandforward polegającą na nagrywaniu wiadomości z jednej stacji i późniejszym odtworzeniu i przesłaniu jej do stacji przyjmującej. To dawało satelicie możliwość bycia światowym przekaźnikiem. Kiedy stwierdzono, że jest to możliwe, to dodano drugi magnetofon. Prace nad nim prowadzono w absolutnej tajemnicy.
W grudniu 1958 roku satelita był gotów do wystrzelenia. Do drugiego magnetofonu załadowano taśmę z przygotowanym nagraniem z życzeniami świątecznymi prezydenta Eisenhowera dla całego świata. Magnetofon załadowano, zaś satelitę scalono z rakietą nośną, którą zatankowano paliwem i utleniaczem. Rankiem, 18 grudnia przekazano nowe orędzie Eisenhowera i nagrano je na taśmy obydwu magnetofonów satelity.
O godzinie 18:02 satelitę wystrzelono na orbitę o perygeum 114 mil i apogeum 920 mil oraz o nachyleniu orbity 32,2 stopnia, i okresie obiegu Ziemi w 101,5 minuty. W czasie pierwszego obiegu, kiedy satelita leciał nad Kalifornią, jego pierwszy ładunek nie zadziałał należycie. Dopiero 19 grudnia magnetofon zadziałał i na polecenie z Ziemi zaczął nadawać orędzie prezydenta USA do całego świata na falach krótkich. Brzmiało ono tak:
This is the President of the United States speaking. Through the marvels of scientific advance, my voice is coming to you from a satellite traveling in outer space. My message is a simple one: Through this unique means I convey to you and all mankind, America's wish for peace on Earth and goodwill toward men everywhere.
Tymczasem drugie urządzenie satelity działało jak należy, i w czasie 78-godzinnej pracy przekazywało ono foniczne i dalekopisowe przekazy pomiędzy naziemnymi stacjami znajdującymi się w Georgii, Teksasie, Arizonie i Kalifornii. Po upływie 12 dni akumulatory satelity wyczerpały się do cna. W dniu 21 stycznia 1959 roku satelita wszedł w atmosferę Ziemi i spłonął.
Atlas USAF
Ważący 4,5 tony SCORE satelita był największym i najcięższym obiektem wyniesionym na orbitę oraz pierwszym wojskowym satelitą telekomunikacyjnym. Eksperyment ten pokazał szerokie możliwości zastosowania satelitów komunikacyjnych w celach wojskowych na potrzeby US Army na wszystkich kontynentach. (=> Internet – http://www.spaceline.org, a także http://www.globalsecurity.org)
A zatem de facto SCORE był ostatnim krzykiem techniki roku 1958. (=> Zb. Schneigert – ibidem, s. 75; J. Markowski – „Czas gwiezdnych wojen”, Warszawa 1986, s.26; F. Knipping – „Wojny gwiezdne”, Warszawa 1987, s.130) I jeszcze co więcej – zawierał on informacje, które dla niejednego wywiadu stanowiły gratkę nie lada! Podobnie zresztą było z satelitami geodezyjnymi, z których dane pozwalały na zmniejszenia współczynnika CEP (Circular Error Probability) – celności uderzenia pocisków rakietowych, która na początku lat 50. wynosiła 3-4 km, a dzisiaj dla amerykańskich pocisków manewrujących Cruise wynosi już tylko 25-100 m, a dla ICBM od 200 do 400 m. (=> A. Jacewicz & J. Markowski – „Kosmos a zbrojenia”, Warszawa 1988) Radziecki KGB, a przede wszystkim GRU, zrobiłyby wszystko, co w ich mocy, by zdobyć tego satelitę, a przynajmniej dane, które zawierał. Byłby to bezcenny materiał dla wszystkich wydziałów i biur tych instytucji zajmujących się Stanami Zjednoczonymi. (=> P. de Villimarest – „GRU – Sowiecki superwywiad”, Warszawa 1992; W. Suworow – „Akwarium”, Warszawa 1990; J. Barron – „KGB”, Warszawa 1991, i in.)
Wprawdzie cytowany już tutaj Bronisław Rzepecki pisze w swym artykule na łamach „Wizji Peryferyjnych”, że:
[...] Druga natomiast dotyczyła wypowiedzi Krzysztofa Borunia, członka warszawskiego zarządu Polskiego Towarzystwa Astronautycznego, który stwierdził, że obiekt ten mógł być albo większym meteorytem, albo częścią ostatniego członu rakiety Atlas, przyznając jednocześnie, że rozpad tego członu był obserwowany 21 stycznia nad Pacyfikiem, w okolicach wyspy Guam, łączenie więc tego wydarzenia z upadkiem „czegoś” do basenu portowego w Gdyni jest wątpliwe. (=> Br. Rzepecki – ibidem, s. 6)
Ba! Opinia takiego koryfeusza jak Krzysztof Boruń (1923-2000) byłaby w tym przypadku miarodajną, ale... No właśnie – korzystał zapewne on ze źródeł amerykańskich i informację tą miał z USA. Uwierzyłbym w rzetelność tej informacji jeszcze trzy lata temu, ale już nie dzisiaj. Po wyjątkowo pokrętnych manipulacjach Amerykanów z irackimi tajnymi superbroniami – których de facto i de iure nigdy nie było, a posłużyły Amerykanom jako pretekst do ataku na Irak i wszczęcia kolejnej brudnej wojny o ropę; po nielojalnym i wrednym traktowaniu Polaków jako swych sojuszników w tej obrzydliwej wojnie; po kampaniach medialnych mających na celu zohydzenie wizerunku Polski i Polaków w oczach Zachodu (że wspomnę tylko o aferze z tajnymi więzieniami CIA w Polsce), przestałem wierzyć we wszystkie amerykańskie mity, a szczególnie w amerykańską uczciwość. A także w dane podawane dla opinii publicznej. Dlatego po zdemaskowaniu tylu amerykańskich kłamstw o UFO i programie kosmicznym USA mogę powiedzieć tylko jedno: jest pewne – nie było w Gdyni żadnego UFO i żadnych Kosmitów. Był za to amerykański satelita i...
... gra wywiadów nad naszymi głowami!
Zacznę od tego, że obiekt o masie 4,5 tony i o kształtach aerodynamicznych mógłby przejść w miarę cało przez atmosferę Ziemi i spaść na jej powierzchnię, pod tym wszakże warunkiem, że wszedłby w atmosferę pod odpowiednim kątem, który zawiera się pomiędzy 6 a 16 stopniami nachylenia do jej powierzchni. Jest to tzw. „korytarz wejścia” w atmosferę. Na końcu swej trajektorii satelita SCORE uderzył w wodę i zarył się w ił. Wydaje się więc, że wrak satelity można było wydobyć i dobrać się do jego tajemnic... Jeden z wariantów takiego rozwiązania zagadki podał Marcin Mioduszewski. Założył on, że Rosjanie znaleźli wrak satelity i wywieźli go do ZSRR, a cała reszta, to tylko niesprawdzone pogłoski. Być może ma rację.
Alternatywą dla tej wersji jest moja hipoteza o czymś, co Lucjan Znicz-Sawicki (1920-2004) nazwał w swych pracach „celowanym rykoszetem”. Nie wiem, kiedy agenci GRU – bo to był „główny zainteresowany” spadkiem tego satelity – wydobyli go i przewieźli na ląd. Jedno jest pewne – od pierwszego momentu zaczęła się wściekła gra wywiadów prowadzona nad głowami Polaków. SCORE został wydobyty potajemnie i natychmiast wywieziony do ZSRR. Ponieważ nie dało się faktu spadku tego obiektu ukryć przed ludźmi, należało zastosować „maskirowkę”. I zastosowano – puszczono w obieg Legendę o pojawieniu się UFO, a niektóre jej elementy „wzmocniono” stosując różne tricki: a to podrzucono zwłoki ogolonej na zero małpy ubranej w jakiś kombinezon, które następnie potajemnie wywieziono w nieznanym kierunku, a to rozpuszczono pogłoski o innym Kosmicie znalezionym przez strażników na miejskiej plaży, a to opowiadano o cudownej bransolecie, którą miał ów Kosmita na przegubie, a to prawiono o superodpornym kombinezonie, w który onże był odziany, itd. itp. Coś nam to przypomina? No pewnie! – Legendę o ufokatastrofie w Roswell! Zadziałał tutaj z powodzeniem mechanizm wykorzystany przez Amerykanów w lipcu 1947 roku. Tajemnicze wydarzenia plus plotki i doniesienia prasowe o UFO zza Żelaznej Kurtyny, szeptane historie o zwłokach ukrywanych w szpitalach i zainteresowaniu się nimi „radzieckich”, to wystarczy, by stugębna fama zrobiła swoje – wytwarza się Legenda, która pokutuje do dziś dnia. To był rok 1959 – ostatni rok odwilży popaździernikowej, kiedy jeszcze ludzie wierzyli w socjalizm z ludzką twarzą, a potem śrubę znów zaczęto przykręcać z wiadomym skutkiem... Ion Hobana i Louis Julien Waverbergh podają już Legendę spreparowaną przez GRU i puszczoną na Zachód. (=> I. Hobana & L. J. Waverbergh za E. de Vincente-Martinem w – „UFOs Behind the Iron Courtain”, Londyn 1978) Tak samo zresztą było w przypadku Jerome’a Clarka. (=> J. Clark za M. Sachs – „The UFO Encyclopedia, Detroit 1998)
Polscy świadkowie tego wydarzenia odpowiadający na pytania Bronisława Rzepeckiego i redaktorów z NHK mówili prawdę. Oni mówili o tym, co widzieli i słyszeli. Na podstawie ich wypowiedzi można było wyrobić sobie taki, a nie inny obraz tego incydentu. Po prostu podali fakty, które można było zinterpretować tylko w jeden sposób: Wczesnym rankiem dnia 21 stycznia 1959, o godzinie 06:05, w wody Basenu Portowego nr IV w porcie gdyńskim spadł uszkodzony Latający Talerz z jednym lub dwoma Kosmitami na pokładzie. Znane fakty dopuszczały tylko taką ich interpretację. I tak dosłownie potraktowali to np. twórcy strony internetowej - http://zjawiska.hosted.pl/phpnuke/modules.php?name=Content&pa=showpage&pid=48, którzy nie dość, że podali tradycyjną treść Legendy, to jeszcze wsparli to dwoma zdjęciami Kazimierza Bzowskiego (1925-2005) pokazujące Lądowanie NOL-a w Warszawie, a dokładniej na warszawskim Bródnie! To już nie jest nawet nadużycie, ale zwykłe oszustwo. Nie pierwsze i nie ostatnie w tej sprawie...
Jaka szkoda, że nie ma już wśród nas jednego z nielicznych polskich członków Ancient Astronaut Society, prof. dr inż. Zbigniewa Schneigerta (1919-1998), który byłby w stanie połapać się w tym wszystkim. Kiedyś w rozmowie ze mną stwierdził wręcz, że kiedy na Ziemi trwała Zimna Wojna, to w Kosmosie trwała wojna „gorąca” i dochodziło do starć pomiędzy radzieckimi i amerykańskimi satelitami wojskowymi. A potem w świat szły kolejne Legendy o złowrogich Kosmitach niszczących nasze ziemskie sztuczne satelity. Tak właśnie mogło być ze SCORE. Satelita ten nie spadł przypadkowo na akwen południowego Bałtyku, ale został precyzyjnie zestrzelony przez radziecką obronę przeciwbalistyczną. [...]
(R.Leśniakiewicz - "UFO i Kosmos", Tolkmicko 2010) |
Przedmówca w tej sprawie ma rację ale jeśli chodzi o ''lądowanie UFO w Warszawie'' to nie tak. Zdjęcia nie dotyczyły ''lądowania''
Cały opis tej sprawy jest tutaj
http://spotkaniaznieznanym.blog.onet.pl/UFO-nad-Warszawa-zapomniane-zd,2,ID377823858,n
Wto 24 Maj, 2011 11:24
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Możesz dodawać załączniki w tym forum Możesz ściągać pliki w tym forum
|
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników Forum. Redakcja magazynu "Inne Oblicza Historii" nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
|
|