| | FAQ | Szukaj | Użytkownicy | Rangi | Rejestracja | Profil | Wiadomości | Zaloguj
Linki | Ekipa | Regulamin | Galeria | Artykuły | Katalog monet | Moje załączniki

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
erkael56
Major

Major




Posty: 1560
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Bomba A u wybrzeży Kolumbii Brytyjskiej?

Czy znaleziono bombę A u wybrzeży Kanady?

James Griffis

(CNN) Płetwonurkowie poławiający morskie ogórki znaleźli być może zagubione „urządzenie jądrowe”, które niektórzy historycy uważają za „zagubioną bombę atomową” – utraconą przez amerykański bombowiec w 1950 roku. Kanadyjskie siły obrony wybrzeża będą badały wody wokół Prince Rupert w Kolumbii Brytyjskiej po tym jak nurek Sean Smirychinsky znalazł tajemnicze obiekt w czasie swego ostatniego nurkowania – oficjele oświadczyli dla CNN.
- Wypłynąłem z głębiny, wspiąłem się na pokład i zacząłem opowiadać załodze: Mój Boże, znalazłem UFO. Znalazłem jakąś dziwną rzecz, której jeszcze nigdy nie widziałem – powiedział Smyrichinsky reporterowi CBC, partnerowi CNN.
Potem przyjaciele powiedzieli mu o bombowcu B-36, który rozbił się w 1950 roku z bombą atomową Mark IV na pokładzie, i zobaczył zdjęcie tej bomby w Internecie.
- To było coś, co wyglądało bardzo podobnie do tego, co tam widziałem – powiedział on dziennikarzom – samolot, który wiózł tą bombę rozbił się 50 mi/80 km na południe od miejsca, w którym znalazłem ten obiekt.

Katastrofa

W dniu 13.II.1950 roku, bombowiec Convair B-36 lecący z Alaski do Teksasu wpadł w kłopoty.
- Jeden silnik padł, dwa inne straciły moc. Zaczęliśmy tracić wysokość – załoga zameldowała to przez radio, według historii tej grupy bombowej napisanej przez Roberta Dorra. – Znajdujemy się w niebezpieczeństwie… schodzimy w dół wskutek oblodzenia i pożaru silnika. Załoga będzie skakać i opuści samolot.
Na wysokości 8000 ft/~2660 m, zanim 17 członków załogi opuściło na spadochronach przeklęty samolot, wyrzucili makietę bomby jądrowej, którą wieźli na pokładzie. Ta bomba – Mark IV wypełniona ołowiem, uranem i TNT – ale nie plutonem potrzebnym do eksplozji nuklearnej – została zagubiona od tego czasu.

Poszukiwania

W swym oświadczeniu Kanadyjski Departament Obrony Narodowej mówi o tym, że urządzenie znalezione przez Smyrichinsky’ego nie wygląda na nieuzbrojoną bombę atomową B4. (A raczej W4 od słowa warhead czyli głowica bojowa – przyp. tłum.)
- Ta pusta makieta nie zawiera żadnego materiału nuklearnego i nie ma żadnego radiologicznego zagrożenia z jej strony – twierdzi Departament Obrony.
Okręt HMCS Yellowknife będzie badał ten akwen w następnych tygodniach, a podwodniacy wykonają zdjęcia i zapisy wideo w celu ustalenia na pewno, czy znaleziono zagubione urządzenie.

Źródło - http://www.aroundhawaii.com/news/has-a-missing-nuke-from-1950-been-found-off-canada/

Podobne informacje podają wszystkie media:

Kanadyjczycy sprawdzają wiadomość o znalezieniu bomby atomowej w Pacyfiku, w pobliżu wybrzeża Kanady – pisze „The Guardian”.
Wcześniej kanadyjskie media poinformowały, że w rejonie Wysp Królowej Charlotty płetwonurek Sean Smyrichinsky znalazł obiekt, które uznał początkowo za UFO. Lokalni mieszkańcy doszli do wniosku, że mężczyzna znalazł amerykańską bombę Mark 4, która zaginęła w 1950 roku. W lutym 1950 roku bombowiec B-36 Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych przeprowadzał w tym rejonie misję szkoleniową. Z nieznanych powodów trzy z sześciu silników maszyny zaczęły się palić. Załoga musiała pozbyć się znajdującej się na pokładzie bomby atomowej nad Oceanem Spokojnym i opuścić samolot. Według lotnictwa amerykańskiego bomba nie miała głowicy z plutonem. Po przestudiowaniu w Internecie zdjęć Mark 4 Smyrichinsky zauważył podobieństwo z odnalezionym przez siebie obiektem. Poinformował o znalezisku Ministerstwo Obrony Kanady. Teraz wojskowi zbadają obiekt. W najbliższym czasie we wskazane miejsce uda się kanadyjski okręt wojenny. Specjaliści zamierzają wyjaśnić, czy stwarza on zagrożenie i czy należy wydobyć go na powierzchnię. (Sputnik Polska) Czytaj więcej: https://pl.sputniknews.com/swiat/201611054192042-kanada-bomba-atomowa-mark-4/

Tymczasem chciałem się czegoś dowiedzieć o tym „urządzeniu” i w Wikipedii znalazłem o nim, co następuje:

Bomba atomowa Mark 4 była amerykańską bronią jądrową, którą produkowano w latach 1949-1953.
Mark 4 został opracowany na podstawie wcześniejszego projektu Mark 3 Fat Man użytego w teście Trinity i do zbombardowania Nagasaki. Mark 3 był w zasadzie bombą domowej roboty i opracowana dla doraźnego celu w warunkach wojny; natomiast Mark 4 został zbudowany zasadniczo na tych samych zasadach i z takich samych materiałów, ale jego systemy zabezpieczeń były skuteczniejsze i łatwiejsze do zrobienia. Podstawową ideą była prostota obsługi, tak że każdy szeregowiec mógłby obsługiwać tą bardzo przecież czułą broń nuklearną.
Bomba Mark 4 miała 60 cali/1,5 m średnicy i 128 cali/3,3 m długości, takie same wymiary jak Mark 3. Jej masa wynosiła 10.800-10.900 lb/4900-4940 kg, więc nieco więcej niż Mark 3, który ważył 10.200 lb/4630 kg.
Na dodatek dla ułatwienia produkcji, w bombie Mark 4 wprowadzono koncepcję IFI – uzbrajanie w czasie lotu – pomysł używany przez lata. System IFI zakładał utrzymywanie i składowanie nuklearnego „serca” bomby poza nią, do czasu zbliżenia się do punktu jej zrzutu. W celu uzbrojenia bomby materiał rozszczepialny wkładano do środka, poprzez usuwalny segment wybuchowej soczewki, który potem wkładano z powrotem, i bomba była uzbrojona, zamknięta i gotowa do zrzutu.
W modelu Mark 4 używano uranowych i plutonowych materiałów rozszczepialnych. Było to wspólne dla innych amerykańskich głowic typu C i D. […]
Różne wersje Mark 4 miały ładunki wybuchowe o mocy: 1; 3,5; 8; 14; 21; 22; i 31 kt TNT (czyli od 4 do 130 TJ energii).
Ogółem wyprodukowano 550 jednostek tej broni. Mark 4 mający także oznaczenie W4 został zastąpiony przez bombę Mk 6, która ogólnie rzecz biorąc była podobna, ale bardziej technicznie wyrafinowana. (Wikipedia)

Przekład z angielskiego – ©Robert K. F. Leśniakiewicz

Pią 11 Lis, 2016 12:56

Powrót do góry
Robert05
Pułkownik

Pułkownik




Posty: 4535
Pochwał: 9
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Witam, czyli do końca nie wiadomo czy była to bomba szkolna czy standardowa bomba atomowa ale nie uzbrojona? Pozdrawiam.

Pią 11 Lis, 2016 23:13

Powrót do góry
erkael56
Major

Major




Posty: 1560
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Robert05 napisał:
Witam, czyli do końca nie wiadomo czy była to bomba szkolna czy standardowa bomba atomowa ale nie uzbrojona? Pozdrawiam.


Podobno tak, ale nie ma żadnej pewności. A tutaj kolejny materiał:

Kanada bada możliwość znalezienia w morzu bomby atomowej utraconej w latach 50.

Ten tekst udostępniła mi Pani Liliana Nuñez – Orellana z Santiago de Chile:

Pewien nurek przypadkowo znalazł przedmiot, który mógłby być „zgubioną bombą atomową”, która zaginęła kiedy bombowiec USA spadł u wybrzeży Kolumbii Brytyjskiej – podaje „El Periodico” z Barcelony w dniu 6.XI.2016 roku.
Kanadyjska marynarka wojenna podjęła decyzję o wysłaniu tam okrętu w celu wyjaśnienia, czy nurek odkrył „utraconą broń jądrową” – bombę atomową Mark IV, która znikła po katastrofie bombowca USA na północnym wybrzeżu Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie, w pierwszych dniach Zimnej Wojny.
Ujawnił ten fakt kanadyjskiej CBC nurek Sean Smyrichinsky, który odkrył tajemniczy obiekt w czasie wyprawy podwodnej u brzegów Banks Island.
- Odpłynąłem kawałek od mojej łodzi i znalazłem rzecz, jakiej nigdy nie widziałem – powiedział nurek. – Wydawało mi się, że widzę jakieś przecięcie w połowie obiektu, a wokół niego znajdowały się śruby, które je scalały.
Kiedy powrócił na łódź, to próbował opisać przedmiot załodze.
- Wynurzyłem się i zacząłem opowiadać mojemu zespołowi: Boże! Znalazłem UFO. Znalazłem coś najdziwniejszego, co widziałem w życiu!

Historia Convair B-36B

Smyrichinsky zainteresował się i odkrył historię bombowca Convair B-36B z USAF, który rozbił się u wybrzeży kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska w 1950 roku. W swej książce opublikowanej na p[oczątku 2016 roku, historyk Dirk Septer prześledził historię tego lotu i podsumował go jako dramat Zimnej Wojny, a oto jej fragmenty:

Tuż przed północą, dnia 13.II.1950 roku, trzy silniki międzykontynentalnego bombowca B-36B należącego do USAF zapaliły się u północno-zachodniego wybrzeża Kanady. Załoga wyskoczyła, zaś samolot wpadł gdzieś do Pacyfiku. Prawie w cztery lata później szczątki bombowca zostały znalezione w odległej okolicy nabrzeżnych gór Kolumbii Brytyjskiej, odległych o trzy godziny lotu w kierunku przeciwnym do przyjętego, w którym znikł świadkom z oczu.
Po wielu latach ciszy, USA w końcu przyznały, że utraciły swoją pierwszą bombę atomową, i incydent ten był pierwszą operacja Broken Arrow („złamana strzała”, kryptonim operacji poszukiwawczo-ratunkowych w przypadku utracenia/zagubienia broni jądrowej – przyp. tłum.) Ale czy bomba spadła i/albo eksplodowała w powietrzu albo wpadła na miejsce spoczynku wraku samolotu w górach?
Zagubioną bombą był Mark IV. Jak tylko Smyrichinsky po poszukiwaniach w Internecie doszedł do takiego wniosku i uznał, że to on ją właśnie znalazł.
- Był to przedmiot, który wyglądał bardzo podobnie do tego, co widziałem – powiedział on. - Samolot niosący bombę rozbił się 50 mil na południe od tego miejsca, w którym znalazłem ten obiekt. Co to jeszcze może być? Myślałem, że to UFO, ale to nie może być UFO, nieprawdaż? – dodał.

Nieprawdopodobne

Major Steve Neta z RCAF potwierdził, że lokalizacja znaleziska Smyrichinsky’ego zbiega się z miejscem katastrofy z 1950 roku. Mjr Neta również zauważa, że dane wskazują na to iż zagubiona bomba była tylko atrapą kapsuły, więc mało prawdopodobne jest, by była to broń jądrowa.
- Chcemy jednak mieć całkowitą pewność i chcemy zbadać ten problem – powiedział on.
Okręt Royal Canadian Navy przeznaczony do zbadania sprawy powinien zostać wysłany do strefy poszukiwań w ciągu kilku tygodni.


Źródło - http://www.elperiodico.com/es/noticias/internacional/marina-canada-investiga-una-posible-bomba-atomica-extraviada-los-anos-fondo-del-mar-5612346
Przekład z hiszpańskiego - ©Robert K. F. Leśniakiewicz

Sob 12 Lis, 2016 6:30

Powrót do góry
Speedy
Porucznik

Porucznik




Posty: 575
Pochwał: 7
Skąd: Wawa
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Re: Bomba A u wybrzeży Kolumbii Brytyjskiej?

Hej

Jeszcze moje 3 grosze:

erkael56 napisał:

Na wysokości 8000 ft/~2660 m, zanim 17 członków załogi opuściło na spadochronach przeklęty samolot, wyrzucili makietę bomby jądrowej, którą wieźli na pokładzie. Ta bomba – Mark IV wypełniona ołowiem, uranem i TNT – ale nie plutonem potrzebnym do eksplozji nuklearnej – została zagubiona od tego czasu.


Tu jest ciekawostka. Z tego co wiem, procedura awaryjna przewidywała zrzucenie bomby z takimi ustawieniami, by eksplodowała ona w powietrzu na sporej wysokości (kilku km?). Ładunek konwencjonalnego materiału wybuchowego służący do kompresji rozszczepialnego rdzenia był bowiem w Fat Manach stosunkowo duży, zdaje się 2,5 tony. W razie upadku na zamieszkałe tereny taki wybuch mógłby spowodować sporo szkód. Najwyraźniej jednak ten mechanizm autodestrukcji zawiódł, lub z jakichś względów w ogóle nie został uruchomiony (może już za nisko było?).

erkael56 napisał:

W swym oświadczeniu Kanadyjski Departament Obrony Narodowej mówi o tym, że urządzenie znalezione przez Smyrichinsky’ego nie wygląda na nieuzbrojoną bombę atomową B4. (A raczej W4 od słowa warhead czyli głowica bojowa – przyp. tłum.)


Nie nie, Departament dobrze napisał. B-4, bo to przecież bomba lotnicza (chociaż w tamtych czasach używano raczej określenia Mk.4). W-4 to byłaby głowica bojowa do jakiejś np. rakiety skonstruowana na bazie tego samego ładunku jądrowego. Faktycznie głowica taka była w opracowaniu (do pocisku kierowanego Snark) ale projekt przerwano w 1951 - opóźnienia w pracach nad Snarkiem nałożyły się na szybki postęp w dziedzinie konstrukcji broni jądrowej i W-4 uznano za przestarzałą, nim jeszcze powstała.

erkael56 napisał:

W lutym 1950 roku bombowiec B-36 Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych przeprowadzał w tym rejonie misję szkoleniową. Z nieznanych powodów trzy z sześciu silników maszyny zaczęły się palić.


Znanych, znanych Smutny

B-36 miał 6 silników tłokowych P&W R-4360 zabudowanych w układzie pchającym. Silnik ten nie był projektowany z myślą o takim układzie. Wlot powietrza do gaźnika znajdował się w nim z tyłu (czyli z przeciwnej strony niż śmigło). Kiedy silnik pracował w normalnej pozycji, ze śmigłem ciągnącym (z przodu), do gaźnika trafiało powietrze, które opłynęło wcześniej cały silnik, silnie nagrzane. Nie było więc żadnych problemów z oblodzeniem wlotu. Gdy silnik zamontowano odwrotnie, ze śmigłem pchającym z tyłu, gaźnik brał teraz zimne powietrze z zewnątrz. Oczywiście nie projektowali tego zupełni idioci, wprowadzili system ogrzewania wlotu, niemniej w szczególnie trudnych warunkach "lodowych" ten system nie wyrabiał i dochodziło do oblodzenia wlotu. Prowadziło to do zaburzeń w pracy silnika, z których najdrastyczniejszym było wzbogacanie mieszanki ponad miarę, w wyniku czego niespalone paliwo gromadziło się gdzieś tam w gondoli silnikowej i ulegało zapłonowi od gorących części silnika.

Jeszcze znalazłem w wiki taki wierszyk i jego złośliwą przeróbkę. Od wersji B-36D samolot ten miał napęd hybrydowy: do wspomnianych 6 silników tłokowych dodano 4 turboodrzutowe GE J-47. Układ ten reklamowano takim rymowanym sloganem "six turnin' and four burnin'", co pozwolę sobie przetłumaczyć również do rymu na "sześć - to kręcące, cztery - płonące". Załogi zaś stworzyły własną nieco złośliwą rymowankę: "two turning, two burning, two smoking, two choking, and two more unaccounted for." - "dwa kręcące, dwa płonące, dwa dymiące, dwa kaszlące, a dwa pozostałe nie liczą się wcale" Uśmiech

erkael56 napisał:
W modelu Mark 4 używano uranowych i plutonowych materiałów rozszczepialnych. Było to wspólne dla innych amerykańskich głowic typu C i D. […]


Mówiąc dokładniej, używano trzech bodajże rodzajów rdzenia: uranowy, plutonowy i kompozytowy czyli z mieszaniny obu tych metali.

_________________
Pozdr.
Speedy

Sob 12 Lis, 2016 13:16

Powrót do góry
erkael56
Major

Major




Posty: 1560
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Dziękuję Speedy!

Sob 12 Lis, 2016 14:34

Powrót do góry
erkael56
Major

Major




Posty: 1560
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Nawiasem mówiąc, to samolot Convair był maszyną, w którą wtłoczono reaktor jądrowy, który miał być źródłem jego napędu. O ile wierzyć zapisom, próby z takim napędem nie powiodły się. Atomowy napęd nie został – jak na razie – wdrożony do lotnictwa, aczkolwiek próby trwają nadal. Zob. - http://wszechocean.blogspot.com/2012/02/tajemnica-atomowych-samolotow-1.html i dalsze.

Pon 14 Lis, 2016 13:39

Powrót do góry
Speedy
Porucznik

Porucznik




Posty: 575
Pochwał: 7
Skąd: Wawa
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

erkael56 napisał:
Nawiasem mówiąc, to samolot Convair był maszyną, w którą wtłoczono reaktor jądrowy, który miał być źródłem jego napędu. O ile wierzyć zapisom, próby z takim napędem nie powiodły się. Atomowy napęd nie został – jak na razie – wdrożony do lotnictwa, aczkolwiek próby trwają nadal. Zob. - http://wszechocean.blogspot.com/2012/02/tajemnica-atomowych-samolotow-1.html i dalsze.


Naplątali tam jednak mocno w tym tekście.

Krótko: faktycznie był sobie "atomowy" NB-36H, z 3-megawatowym reaktorem P-1 na pokładzie. Ale reaktor nie pełnił roli energetycznej czy napędowej, nie był podłączony do żadnych silników itd. Chodziło jedynie o zbadanie możliwości pracy reaktora w samolocie - czy np. promieniowanie kosmiczne na dużej wysokości nie będzie jakoś oddziaływało na jego funkcjonowanie, wypracowanie procedur obsługowych, ogólnie zdobycie doświadczeń w budowie lotniczych reaktorów. Samolot odbył wiele próbnych lotów, reaktor uruchamiano mnóstwo razy i wszystko było OK.

Tzn. w locie było OK, na ziemi natomiast już nie tak fajnie. Reaktor z konieczności nie mógł mieć porządnej osłony biologicznej, tzn. miał ją tylko z jednej strony - z przodu, od kabiny załogi. Z innych stron "siał" niestety mocno. W ramach atomowego programu opracowano więc całą infrastrukturę dla potencjalnego atomowego lotnictwa - żelbetowy hangar, chroniący przed promieniowaniem, czy zdalnie sterowane pojazdy - roboty do obsługi naziemnej. Zabawne, jeśli można tak powiedzieć, były też procedury na wypadek katastrofy. We wszystkich lotach próbnych atomowej maszynie towarzyszył wielki transportowiec C-99 (albo zwykły C-97) z plutonem Marines - spadochroniarzy na pokładzie, ze specjalnej jednostki do wykrywania i likwidacji skażeń. W razie gdyby atomowy samolot się rozbił, mieli oni od razu desantować się ze swym sprzętem na miejsce katastrofy, zabezpieczyć teren i w miarę możliwości przystąpić do wstępnych prac nad odkażaniem.

Kolejnym atomowym samolotem - już tak naprawdę atomowym - miał być Convair X-6. Pracę nad nim przerwano na dosyć wczesnym etapie, ostateczny projekt nie został ukończony, ale najpewniej był to samolot z grubsza oparty na konstrukcji Convaira B-60. Ten z kolei był konkurentem B-52, turboodrzutowym bombowcem ze skośnym skrzydłem i kadłubem pochodzącym z B-36. Ostatecznie zbudowano tylko dwa prototypy YB-60 (jeden nieukończony), w czasie prób w locie samolot oceniono niżej od B-52 i do produkcji nie trafił. X-6 miał być napędzany najpewniej 8 silnikami turboodrzutowymi: 4 GE J47 (takimi jak w Stratojetach) i 4 X39 (atomowa wersja J47 ogrzewana ciepłem z reaktora). Atomowe silniki przetestowano z powodzeniem na stanowisku naziemnym, natomiast ogólne problemy eksploatacyjne zaczęły się wydawać coraz trudniejsze. Trzeba by np. wybudować atomowe centra obsługowe w bazach lotniczych, których Amerykanie mieli (i mają) co niemiara. Pojawiły się wątpliwości polityczne, co się np. stanie jak atomowy bombowiec rozbije się na terenie obcego państwa. Jednocześnie coraz większe doświadczenie zyskiwano w tankowaniu w powietrzu, które też pozwalało ogromnie zwiększyć zasięg samolotu, bez tych wszystkich atomowych kłopotów. No i w końcu program atomowego samolotu zamknięto.

_________________
Pozdr.
Speedy

Pon 14 Lis, 2016 16:52

Powrót do góry
Balwi
Plutonowy

Plutonowy





Posty: 73
Skąd: CIN
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

W przypadku NB-36H warto wspomnieć o jego odpowiedniku zza Żelaznej kurtyny, zbudowanym na bazie TU-95. Dawno, dawno temu w Skrzydlatej Polsce był fajny artykuł o nim.

Pon 14 Lis, 2016 19:23

Powrót do góry
erkael56
Major

Major




Posty: 1560
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Speedy, Balwi - dzięki piękne!

A oto ostatni odcinek tego kanadyjskiego technothrillera:

Być może znaleziono bombę A z 1950 roku

Gordon Correra (BBC)

Te materiały napłynęły od Pana Kiyoshi’ego Amamiya z Nara w Japonii, polecam go, bo naświetla głębiej problem zagubionych jednostek broni nuklearnej:

--------------

Komercjalny nurek być może znalazł utraconą, skasowaną, amerykańską bombę atomową u wybrzeży Kanady.
Sean Smyrichinsky nurkując za ogórkami morskimi (strzykwami) u wybrzeży Kolumbii Brytyjskiej znalazł niespodziewanie wielki metalowy urządzenie, które wyglądało jak fragment Latającego Talerza. Kanadyjskie Ministerstwo Obrony sądzi, że jest to utracona bomba atomowa z samolotu bombowego USAF B-36, który rozbił się na tym terenie w 1950 roku. Rząd nie sądzi, by znajdował się w niej aktywny materiał promieniotwórczy. Na ten akwen zostaną wysłane okręty, w okolicę archipelagu wysp Haida Gwaii, w celu zweryfikowania znaleziska.
Pan Smyrchinsky mówi, że natrafił na to urządzenie, kiedy nurkował u wybrzeży wyspy Pitt na początku października br. Znajduje się ona przy granicy Kolumbii Brytyjskiej z Alaską – na N 53°25’42” – W 129°38’15”. Przedmiot ów był większy od królewskiego łóżka, dokładnie płaski na szczycie i okrągły na spodzie i miał otwór pośrodku, prawie podobny do obwarzanka – powiedział on reporterowi BBC.
- Znalazłem coś naprawdę dziwnego, sądziłem że to jest UFO – żartował z kolegami, kiedy znalazł się na brzegu. Ten akwen jest odległy, i Pan Smyrichinsky mówi, że musiał czekać przez kilka dni by mógł pójść do miasta i znaleźć kogoś, kto mógł wiedzieć, co to było.
Jeden z jego przyjaciół, staruszek z tego terenu miał pomysł:
- Być może znalazłeś bombę atomową, którą zgubiono tutaj w latach 50.! Nieopodal miejscowości Prince Rupert (BC) – na N 54°18’53” – W 130°19’15”.

-----------

To może zabrzmi jak jakiś thriller, ale w tym znaczeniu słowo „wypadek” oznacza utratę jednostki czy jednostek broni jądrowej/termojądrowej w czasie Zimnej Wojny i czekamy czasami wiele lat, zanim ta broń zostanie odnaleziona.
Kilka lat temu udałem się na Północną Grenlandię, by zobaczyć miejsce katastrofy lotniczej bombowca USAF w okolicy Thule AFB. Fragmenty bomby jądrowej zatonęły pod warstwami lodu. Specjalne łodzie podwodne wydobyły kilka fragmentów, ale nie wyciągnięto wszystkiego. (Zob. http://wszechocean.blogspot.com/2015/02/operacja-broken-arrow-za-ponocnym-koem.html oraz http://wszechocean.blogspot.com/2015/05/kod-broken-arrow-pewnego-czasu-omal-nie.html - przyp. tłum.)
Dwa lata wcześniej inny bombowiec B-52 rozbił się w Palomares, Hiszpania. W tym przypadku trzy bomby H zostały znalezione na lądzie, zaś czwarta została znaleziona po dwumiesięcznych poszukiwaniach na dnie Morza Śródziemnego.

[Zob. http://wszechocean.blogspot.com/2013/03/o-tym-jak-szukano-grubaska.html a także - http://wszechocean.blogspot.com/2013/03/wspominajac-incydent-nad-palomares.html i http://wszechocean.blogspot.com/2015/05/kod-broken-arrow-aneks-1-tybee-island.html a także polecam: Christopher Morris – „Wielki połów w Palomares” (Warszawa 1969) i Andrzej Urbańczyk – „Bomba z Palomares” (Gdynia 1968) - przyp. tłum.]

Poziom utajnienia panujący wokół broni nuklearnej w czasach Zimnej Wojny oznaczał, że pełne detale dotyczące tego, co się z nią stało były ściśle tajne – częściowo dla uniknięcia podawania szczegółów dotyczących budowy tejże, częściowo dlatego by nie niepokoić miejscowej ludności, która mogłaby wywołać rozruchy.

Zagubiona na 50 lat – amerykańska bomba atomowa

Historia zagubionej bomby nuklearnej była i jest zamglona dla historyków na ponad 50 lat. W 1950 roku, amerykański bombowiec strategiczny B-36 o numerze taktycznym 075 rozbił się w Kolumbii Brytyjskiej lecąc do Carswell AFB, TX. Samolot brał udział w sekretnym ćwiczeniu symulującym nuklearny atak na jeden ze stanów i miał na pokładzie prawdziwą bombę Mark IV, w celu sprawdzenia czy ten ładunek może być przeniesiony i zrzucony przez ten samolot.
W kilka godzin po starcie, jego silniki stanęły w ogniu i załoga uratowała się skacząc na spadochronach. Z 17-osobowej załogi zginęło 5 lotników.
Amerykanie oświadczyli, że bomba była wypełniona ołowiem, uranem i TNT, ale nie plutonem, co uniemożliwiało dojścia do eksplozji nuklearnej. Załoga pozostawiła samolot na autopilocie i skierowała go na kurs ku katastrofie nad Ocean Spokojny, ale w trzy lata później jego wrak znaleziono setki kilometrów w kanadyjskim interiorze.
Dirk Septer – historyk lotnictwa z Kolumbii Brytyjskiej – powiedział, że rząd USA przeprowadził przeszukanie wraka, ale nie znalazł bomby.
- Było to tajemnicą dla każdego – powiedział reporterowi BBC – był to szczyt Zimnej Wojny i oni paranoidalnie bali się tego, że Rosjanie mogliby im ją ukraść.
Załoganci zeznali, że najpierw wyrzucili bombę do oceanu, obawiając się, że ładunek TNT zabije ich w przypadku wybuchu. Rzecznik prasowy Departamentu Obrony Kanady oświadczył BBC, że departament konferował ze swym partnerem w USA i że znaleziony obiekt mógłby być równie dobrze tą bombą. Amerykańscy wojskowi nie sądzą, by ta bomba była uzbrojona, aktywna i nie przedstawia zagrożenia dla kogokolwiek – powiedział on – ale Kanada wysyła swe okręty na ten akwen, by się upewnić.
Ale kiedy wojskowi i nurkowie sądzą i mają nadzieję, że znajdą tą zagubioną bombę z bombowca nr 075, Pan Septer mówi, że podana przez nurka pozycja jest błędna, biorąc pod uwagę to, co wiemy o katastrofie tego samolotu.
- To może być cokolwiek – powiedział on – i cokolwiek znajdziemy, to nie będzie ta bomba.

Moje 3 grosze

A zatem mamy kolejną zagadkę Zimnej Wojny, która być może zostanie rozwiązana. Ale czy na pewno? No bo popatrzmy: samolot leci z ponoć nieuzbrojoną bombą atomową na pokładzie w ramach ćwiczeń. Bomba ma wyjęte swe plutonowe „serce”. Pytanie brzmi: gdzie ono było i co się z nim stało?
Kolejna kwestia – samolot leci po wyznaczonej trasie i w płomieniach stają trzy spośród sześciu jego silników. Co spowodowało ten pożar i dlaczego aż trzy silniki stanęły w ogniu? NB, w obu powołanych ty przypadkach: Palomares i Thule – katastrofy bombowców zostały spowodowane przez pożary. Dziwne to – nieprawdaż?
I dalej – samolot został skierowany nad ocean, ale jego wrak znaleziono na lądzie. Dlaczego?
Następna kwestia – bomba spadła do oceanu. Nie była uzbrojona, ale w czasie tych 56 lat słona woda zapewne przeżarła stalowy korpus bomby i uran musiał przedostać się do środowiska. To pewnik. Słona woda działa jak silny kwas i po kilku latach przeżera stal powodując uwolnienie się jej zawartości. A uran ma to do siebie, że NIE MA stałego izotopu i jest ZAWSZE radioaktywny, jego jądra podlegają rozpadowi radioaktywnemu wydzielając promieniowanie α, β, γ, neutrony i produkty rozpadu – czyli pół Tablicy Mendelejewa – też radioaktywne. Tak więc opowiastki o nieszkodliwości nieuzbrojonej bomby można włożyć pomiędzy bajki.
Nawiasem mówiąc autor pisze o tym, że cokolwiek tam znajdziemy, to nie będzie ta bomba, czyżby więc była tam jeszcze jakieś inne zgubione „urządzenie jądrowe”?
Chciałbym tylko przypomnieć, że UFO i Ufiaści bardzo często śledzą nasze poczynania w zakresie technologii nuklearnych. Jak twierdzą autorzy amerykańscy tacy jak Robert Hastings czy Robert Duvall – Oni bardzo często są obserwowani w okolicach ziemskich baz broni rakietowo-jądrowej…
I jeszcze jedno – to właśnie ten przypadek z lutego 1950 roku byłby pierwszą operacją Broken Arrow, a nie ta z dnia 13.I.1958 roku.

Przypomnijmy zatem:

• 13.I.1958 roku – USAF wydał oświadczenie i katastrofie samolotu z bronią jądrową na pokładzie. Nie podano ani miejsca i czasu tego przypadku;
• 3.II.1958 roku – Savannah, Hunter AFB, GA. Bombowiec B-47 wskutek awarii w powietrzu wyrzucił część przewożonych głowic nuklearnych.
• 1.III.1958 roku – Hunter AFB. Bombowiec B-47 zgubił bombę A bez zapalnika.
• 4.XI.1958 roku – Abilene, Dyers AFB, TX. Bombowiec B-47 rozbił się po starcie z bronią A na pokładzie.
• 26.XI.1958 rok – Chennault AFB, IA. Bombowiec B-47 z bombami A na pokładzie zapalił się i spłonął na lotnisku.
• 6.VII.1959 roku – Shreveport, Barkdale AFB, LA. Samolot C-124 z bronią nuklearną na pokładzie rozbił się i spłonął na starcie
• 15.X.1959 roku – Glen Bean, KY. Bombowiec B-52 z 2 jednostkami broni jądrowej na pokładzie ulega zderzeniu z latającą cysterną KC-135.
• 24.I.1961 roku – Goldsboro, SerymurJohnson AFB, NC. Bombowiec B-52 rozbił się z bombą H na pokładzie. Bomby nie odnaleziono do dziś dnia…
• 14.III.1961 roku – Marysville, Beale AFB, CA. Bombowiec B-52 z nieuzbrojoną bombą H rozbija się o ziemię.
• 13.I.1964 roku – Albany, Turner AFB, GA. Bombowiec B-52 z 2 jednostkami broni H rozbija się w okolicach Cumberland, MD.
• 8.XII.1965 roku – Peru, Bunker Hill AFB, IN. Bombowiec B-58 z nieuzbrojoną bombą H zapala się w czasie kołowania na start.
• 19.VIII.1965 roku – Little Rock, Little Rock AFB, AR. bezgłowicowy ICBM Titan II spalił się w silosie powodując śmierć 53 pracowników cywilnych.
• 12.X.1965 roku – Dayton, Wright-Patterson AFB, OH. Samolot C-124 spłonął mając 3 składniki niewybuchowe broni jądrowej na pokładzie. Możemy się tylko domyślić, co to było…
Ale na sam początek tej ponurej listy wypadałoby dopisać jeszcze jedną pozycję, a mianowicie:
• 2.VII.1947 roku – Roswell, Roswell AFB, NM. Prawdopodobna katastrofa bombowca B-47 z bombą A na pokładzie. Prawdopodobnie była to także pierwsza operacja typu Broken Arrow, którą przykryto Legendą o katastrofie Nieznanego Obiektu Latającego pilotowanego przez Kosmitów…

Ale to już jest inna ballada i inna tajemnica Zimnej Wojny…


Przekład z angielskiego i opracowanie –
©Robert K. F. Leśniakiewicz

Wto 15 Lis, 2016 12:37

Powrót do góry
Speedy
Porucznik

Porucznik




Posty: 575
Pochwał: 7
Skąd: Wawa
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Hejka

Bardzo fajny wrzuciłeś temat o nuklearnych katastrofach USAF. Kiedyś się trochę interesowałem hobbystycznie tym zagadnieniem , może w wolnej chwili dopiszę swoje komentarze do części przynajmniej wymienionych przez ciebie wypadków.

A jeszcze moje 3 grosze do twoich 3 groszy Bardzo szczęśliwy


erkael56 napisał:

No bo popatrzmy: samolot leci z ponoć nieuzbrojoną bombą atomową na pokładzie w ramach ćwiczeń. Bomba ma wyjęte swe plutonowe „serce”. Pytanie brzmi: gdzie ono było i co się z nim stało?


Wg oświadczeń USAF (czy SAC raczej) samolot w ogóle nie miał na pokładzie "ostrego" rdzenia z materiału rozszczepialnego, lecz jedynie ćwiczebny z ołowiu czy czegoś takiego. Zapewne rdzeń w momencie katastrofy nie był zainstalowany w bombie i pozostał we wraku (a jeśli był zainstalowany to zrzucono go wraz z bombą).

erkael56 napisał:
Kolejna kwestia – samolot leci po wyznaczonej trasie i w płomieniach stają trzy spośród sześciu jego silników. Co spowodowało ten pożar i dlaczego aż trzy silniki stanęły w ogniu? NB, w obu powołanych ty przypadkach: Palomares i Thule – katastrofy bombowców zostały spowodowane przez pożary. Dziwne to – nieprawdaż?


Niespecjalnie.

W przypadku tego nieszczęsnego B-36 pożar spowodowany był najpewniej oblodzeniem wlotów powietrza do gaźników. Była to usterka często występująca w samolotach tego typu.

W przypadku B-52 w Palomares do katastrofy doszło w wyniku kolizji z powietrznym tankowcem KC-135. Ciężkie bombowce USA pobierały paliwo w locie techniką tzw. sztywnego przewodu teleskopowego. Umożliwia ona podanie w krótkim czasie wielkiej ilości paliwa dzięki dużej średnicy przewodu. Stwarza jednak większe ryzyko kolizji, ponieważ długość przewodu sztywnego z konieczności jest bardzo mała (rzędu 5-6 m). Manewrowanie z taką precyzją wymaga wysokich umiejętności od pilotów, jeden błąd i... i właśnie w Palomares zdarzył się ten jeden błąd.

W przypadku katastrofy w Thule pożar miał miejsce w kabinie załogi, nie w silnikach. Spowodowany był absurdalną przyczyną: jeden z członków załogi odłożył pod fotel zbędną dodatkową poduszkę z tworzywa sztucznego, w taki sposób że częściowo zasłoniła wylot urządzenia grzewczego. Kolejny członek załogi, który nie lubił zimna rozkręcił ogrzewanie na maksimum. Nałożyła się na to usterka termostatu systemu grzewczego, który aż tak gorącego powietrza nie powinien dostarczać. W efekcie zapaliła się owa nieszczęsna poduszka, a zanim to odkryto, pożar przedostał się już do przedziału aparatury elektronicznej. Nie udało się go ugasić pokładowymi środkami, wkrótce zadymienia stało się tak silne że pilot nie widział przyrządów. Gdy zaczęła przerywać instalacja elektryczna, dowódca podjął decyzję o opuszczeniu samolotu.

erkael56 napisał:

I dalej – samolot został skierowany nad ocean, ale jego wrak znaleziono na lądzie. Dlaczego?


Być może przy aż tak dużej asymetrii ciągu (awaria dotknęła 3 silników po jednej stronie) autopilot "nie wyrabiał" i nie był w stanie skompensować tendencji do skręcania i utrzymać wyznaczonego kursu, lecz zataczał krąg o dużym promieniu i w efekcie zawrócił nad ląd, gdzie spadł.

erkael56 napisał:
Następna kwestia – bomba spadła do oceanu. Nie była uzbrojona,


Wg relacji bomba została zgodnie z instrukcją zrzucona z takimi ustawieniami, że eksplodowała w powietrzu. Więc zawarty w niej zubożony uran już się dano przedostał do środowiska. Jeśli cię to pocieszy, to doświadczenia z innymi nuklearnymi wypadkami na morzu wykazały że uran i jego związki są generalnie mało ruchliwe. Z uwagi na dużą gęstość mają one tendencję do opadania na dno i pogrzebania się w dennych osadach na wieki.

erkael56 napisał:

Słona woda działa jak silny kwas i po kilku latach przeżera stal powodując uwolnienie się jej zawartości. A uran ma to do siebie, że NIE MA stałego izotopu i jest ZAWSZE radioaktywny,


Bez obrazy Uśmiech z tym kwasem tożeś pojechał Uśmiech to dlaczego od stuleci te wszystkie wraki zalegają w morzach, zamiast się rozpuścić Uśmiech Serio to stal wytrzymuje morskie środowisko właśnie raczej dobrze (zależy jaka, oczywiście). W sąsiedztwie innych metali może biec korozja elektrolityczna. Lokalnie występują bakterie utleniające żelazo ale one raczej takiej porządnej stali nie ruszają tylko taką z zawartością siarki i fosforu (Titanica ponoć zeżarły bardzo mocno).

Uran faktycznie nie ma stałych izotopów, ale ten najpopularniejszy, U-238 ma okres półrozpadu 4,5 miliarda lat czy coś takiego. Jego radioaktywność jest więc relatywnie słaba.

erkael56 napisał:
• 2.VII.1947 roku – Roswell, Roswell AFB, NM. Prawdopodobna katastrofa bombowca B-47 z bombą A na pokładzie.


Prawdopodobnie nie, gdyż pierwszy prototyp B-47 oblatano dopiero w grudniu 1947. Była to nowatorska konstrukcja daleko wyprzedzająca swoją epokę, a w związku z tym nastręczająca niezliczonych problemów technicznych i eksploatacyjnych, których rozwiązywanie zajęło całe lata. Pierwsze B-47 uzyskały gotowość operacyjną w jednostkach bojowych dopiero w 1953. Ale co do reszty się zgadzam: zapewne była to katastrofa jakiegoś tajnego systemu wojska lub wywiadu, "zamaskowana" historyjką o UFO i kosmitach.

_________________
Pozdr.
Speedy

Wto 15 Lis, 2016 15:57

Powrót do góry
erkael56
Major

Major




Posty: 1560
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Dzięki Speedy - dobra robota! Super

Wto 15 Lis, 2016 20:41

Powrót do góry
Speedy
Porucznik

Porucznik




Posty: 575
Pochwał: 7
Skąd: Wawa
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Nie ma za co Uśmiech jak mówię interesowałem się trochę tym tematem w ramach moich ogólno-militarnych fascynacji.

BTW. nie wiem skąd powziąłeś to przekonanie:

Cytat:
to właśnie ten przypadek z lutego 1950 roku byłby pierwszą operacją Broken Arrow, a nie ta z dnia 13.I.1958 roku.


...ponieważ znanych mi jest wiele przypadków Broken Arrow z okresu 1950-1958, które nie są specjalną tajemnicą. Pierwszy faktycznie chyba był ten B-36 z Kolumbii Brytyjskiej. W ogóle Amerykanie mieli sporo wypadków. Wynikało to z faktu, że z różnych względów latali dużo (bazy na całym świecie, dyżury bojowe w powietrzu), a jak się dużo lata to niestety jest i dużo wypadków.

_________________
Pozdr.
Speedy

Czw 17 Lis, 2016 18:05

Powrót do góry
erkael56
Major

Major




Posty: 1560
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Speedy - Może ująłem to niezbyt precyzyjnie: chodzi o to, że Incydent Roswell'47 i ten z lutego 1950 byłyby pierwszymi operacjami tego rodzaju. A jak masz dane o jakichś wcześniejszych, to skrobnij coś na ten temat, OK.?

Pią 18 Lis, 2016 9:20

Powrót do góry
Speedy
Porucznik

Porucznik




Posty: 575
Pochwał: 7
Skąd: Wawa
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

erkael56 napisał:
Speedy - Może ująłem to niezbyt precyzyjnie: chodzi o to, że Incydent Roswell'47 i ten z lutego 1950 byłyby pierwszymi operacjami tego rodzaju. A jak masz dane o jakichś wcześniejszych, to skrobnij coś na ten temat, OK.?


Już się robi. Piszę z pracy, w przerwach między innymi zajęciami, więc pewnie będę edytował posta kilka razy, za co przepraszam.

Te wczesne wypadki często nie są dokładnie opisane. Bazuję na takim raporcie amerykańskiego Departamentu Obrony z 1981 "Narrative Summaries of Accidents Involving US Nuclear Weapon 1950-1980" gdzie ujawniono "atomową" część tych katastrof. Często nie ma dostępnych wielu szczegółów, być może z jakichś względów nadal pozostają tajne. Będę to zaznaczał za każdym razem. No to jazda.

11.IV.1950, Manzano, Nowy Meksyk. Samolot B-29 Superfortress wystartował o 21:38 z pobliskiej bazy lotniczej Kirkland. W trzy minuty po starcie samolot rozbił się o zbocze góry w pobliżu bazy lotniczej Manzano. Cała 13-osobowa załoga zginęła. Samolot miał na pokładzie bombę jądrową (zapewne Mk.4 sądząc po dacie) i bojowy rdzeń, niezainstalowany jednak oczywiście w bombie. Skorupa bomby uległa zniszczeniu, część konwencjonalnego materiały wybuchowego spłonęła, część została rozrzucona wokoło. Kapsuła - rdzeń została odnaleziona we wraku w stanie nieuszkodzonym.

Nie udało mi się znaleźć informacji na temat przyczyn wypadku. Być może ówczesny poziom techniki nie pozwolił na ich ustalenie, a być może z jakichś względów szczegóły są nadal objęte tajemnicą. Np. w powszechnie dostępnych w internecie informacjach na temat tej katastrofy nie są podane nazwiska ofiar, co w innych przypadkach było praktykowane. Dodam, że bazy Kirtland i Manzano były częściami kompleksu Sandia, centrum badawczo-rozwojowego broni nuklearnej i w ogóle zaawansowanej techniki wojskowej. Być może pewne rzeczy zostały w związku z tym utajnione "z automatu" i nadal tajne pozostają. Do ściągnięcia jest raport z tego wypadku (chyba z wszystkich do 1955 są) ale kosztuje 30$, a jakby w nim były przyczyny to na pewno by już były w sieci; zresztą aż tak to mnie to nie interesuje Uśmiech

13.VII.1950, Lebanon, Ohio. Ok. 14:54 samolot B-50 w misji treningowej z bazy Biggs w Teksasie lecący na wysokości 7000 ft (2100 m) z nieznanej przyczyny wszedł w lot nurkowy i uderzył w ziemię w wiejskiej okolicy między miejscowościami Lebanon i Mason. Wg jednej wersji wypadek miał miejsce przy dobrej pogodzie, wg innej samolot przechodził u podstawy chmur frontu burzowego kiedy wpadł w korkociąg. Tak czy siak cała 16-osobowa załoga poniosła śmierć. Samolot miał na pokładzie bombę jądrową (najpewniej Mk.4), nie miał natomiast na pokładzie rdzenia. W momencie upadku konwencjonalne materiały wyb. w bombie eksplodowały od uderzenia, wybijając krater o średnicy 200 ft (61 m) i głębokości 25 ft (7,5 m).

Tu też jest parę szczegółów wymagających komentarza. "Ponadmaksymalna" załoga nie była niczym dziwnym - w długie misje często zabierano zmienników, w lotach szkolnych uczestniczyli dodatkowi instruktorzy itp. Ciekawostką jest, że w ogólnie dostępnych źródłach wymienione są nazwiska 14 członków załogi, a dwóch pozostałych nie. Być może byli to lotnicy z jakiegoś sojuszniczego kraju (np. UK?) który nie życzył sobie ich ujawniania.

Teraz chwilę trzeba popracować Uśmiech zaraz będę dopisywał dalej.

5.VIII.1950, baza Fairchild-Suisun, Kalifornia. Trwała wojna koreańska i USAF na wielką skalę przerzucał na Daleki Wschód samoloty i personel. Na wyspie Guam gromadzono na wszelki wypadek zapasy broni jądrowej. W okresie bardzo intensywnego ruchu lotniczego nie zawsze była możliwość zapewnienia wystarczającej obsługi technicznej. Tym chyba należałoby wytłumaczyć tę katastrofę.

O 22:05 z bazy wystartował B-29 z aż 20 osobami na pokładzie. Dowódcą był gen. bryg. Robert F. Travis. W trakcie startu tuż przed oderwaniem w silniku nr 2 (lewy wewnętrzny, czyli bliższy kadłuba) doszło do awarii śmigła (a w zasadzie przekładni/reduktora - tzw runaway propeller, zjawisko polegające na tym, że śmigło próbuje obracać się szybciej niż napędzający je układ). Pilot wyłączył go, przestawiając śmigło w "chorągiewkę" - pozycję neutralną, z łopatami ustawionymi równolegle do strug powietrza. Wystartował na 3 silnikach, okazało się jednak że nie można schować podwozia. Następnie tę samą akcję ("rozpędzenie") zaczęło wykazywać śmigło silnika nr 3 (prawy wewnętrzny). Sytuację chwilowo udało się opanować, zmniejszając obroty silnika. Niemniej w tych warunkach (jeden silnik wyłączony, drugi na zredukowanej mocy, wysunięte podwozie) samolot nie był w stanie się wznieść na tyle by pokonać wzgórza leżące na przedłużeniu pasa. Dowódca zarządził więc natychmiastowy zwrot o 180 st. i powrót na lotnisko. W trakcie wykonywania zwrotu wystąpił trudny do opanowania ślizg w lewo, ponadto śmigło nr 3 znowu zaczęło się "rozpędzać". W tej sytuacji, widząc że kraksa jest nieunikniona, piloci przestali przeciwdziałać ślizgowi w lewo, by ominąć "miasteczko" przyczep mieszkalnych leżące w osi lotu. Chwilę potem samolot z prędkością 120 mph (190 km/h) rozbił się na skraju lotniska, zaczepiając o ziemię lewym skrzydłem i przełamując się. Z 20 osobowej załogi 12 ludzi poniosło śmierć (w tym gen. Travis). Pozostałym, z lekkimi tylko obrażeniami, udało się wydostać z płonącego wraku.

Niestety nie był to jeszcze koniec całej historii. Samolot miał na pokładzie bombę Mk.4 (rdzenia nie przewoził). Na miejscu katastrofy natychmiast zjawiły się ekipy ratownicze i strażackie. Po kilkunastu minutach walki z ogniem nastąpiła eksplozja konwencjonalnego materiału wyb. bomby, powodując dalsze ofiary spośród personelu naziemnego: 7 zabitych i 173 rannych (część z rannych to także mieszkańcy miasteczka przyczep).

Za przyczynę wypadku uznano błędy obsługi naziemnej związane z naprawami i regulacjami silników. Ustalono, że kilka dni wcześniej usterka śmigła nr 2 została zgłoszona do naprawy, ale nie udało się potwierdzić czy naprawę faktycznie wykonano (odpowiedzialne za to osoby zginęły w tej katastrofie, a stan silników we wraku nie pozwalał by to ocenić). Po części odpowiedzialność ponosił też pilot, który nie wykonał we właściwy sposób procedury odzyskiwania kontroli nad "rozpędzonym" śmigłem. Po wypadku zmieniono procedury obsługowe, a samoloty mające ten sam typ śmigieł poddano dodatkowym przeglądom i wykonano na nich nadprogramowe loty próbne. Ograniczono też administracyjnie dopuszczalną liczbę osób na pokładzie B-29 do 16, tak by wszyscy zajmowali "regularne" fotele z pasami, a nie dodatkowe siedzenia pomocnicze.

Na cześć generała Travisa bazę Fairchild-Suisun nazwano w 1951 jego imieniem.

10.XI.1950, Rivière-du-Loup, Quebec (Kanada). W związku z wybuchem wojny koreańskiej i wzrostem międzynarodowego napięcia Amerykanie zawarli tajne porozumienie z rządem Kanady, na mocy którego mogli czasowo rozmieścić bombowce B-50 i broń jądrową w bazie nad zatoką Goose Bay na płw. Labrador. Był to w miarę dogodny punkt do ewentualnego ataku na cele w ZSRR północną trasą (nad biegunem). W sierpniu 1950 w Goose Bay znalazły się 3 dywizjony bombowe i 2 - tankujące (standardowo dywizjon miał 15 maszyn, ale stany niekoniecznie musiały być pełne, na ile wiem bombowców było 43). Umówiony okres obejmował 6 tygodni; bombowce zostały wówczas wycofane, same bomby jądrowe pozostały trochę dłużej, wywożono je stopniowo do zimy.

10 listopada z Goose Bay wracało do macierzystej bazy Davis-Monthan 11 bombowców B-50. Warunki pogodowe nie były najlepsze (listopad, północna Kanada) i kilka maszyn miało większe lub mniejsze problemy z oblodzeniem, w tym zaburzeniami pracy silników wywołanymi oblodzeniem gaźników. Szczególny pech dotknął załogę majora Charlesa A. Gove, gdzie najpierw jeden silnik wysypał się definitywnie, a następnie zaczął przerywać kolejny i trzeba było zredukować mu obroty do minimum. Na dwóch de facto silnikach samolot nie był w stanie utrzymać wysokości i załoga zmuszona była pozbyć się swego ładunku - bomby Mk.4 (rdzeń tym razem nie był przewożony, w tego rodzaju misjach transportowych generalnie nie zabierano go wraz z bombą lecz transportowano innym samolotem). Około godziny 16:00 wyrzucono ją na środku Rzeki Św. Wawrzyńca, szerokiej w tym miejscu na 12 mil (19 km) między miejscowościami St. Alexandre-de-Kamouraska i Rivière-du-Loup. Bomba została nastawiona na detonację powietrzną na wysokości 2500 ft (760 m). Chociaż eksplozja wstrząsnęła całą okolicą, aż w domach zadrżały szyby, to nie doszło do żadnych zniszczeń ani ofiar. Samolot na dwóch silnikach zdołał pomyślnie (choć bardzo twardo) wylądować w bazie Limestone w stanie Maine, tuż za kanadyjską granicą.

W komunikacie dla prasy podano prawie prawdę Bardzo szczęśliwy informując że z powodu problemów z silnikami amerykański samolot awaryjnie pozbył się ładunku konwencjonalnych bomb 500-funtowych (227 kg). O nuklearnym podłożu wypadku poinformowano dopiero w latach 80.

_________________
Pozdr.
Speedy

Pią 18 Lis, 2016 16:20

Powrót do góry
erkael56
Major

Major




Posty: 1560
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Speedy - wielkie dzięki za dodatkowe informacje. Zostaną one umieszczone na moim blogu www.wszechocean.blogspot.com jako komentarz. Pozdrawiam!

Pią 18 Lis, 2016 20:28

Powrót do góry
panc
Moderator
Podpułkownik

Podpułkownik





Posty: 3162
Pochwał: 30
Skąd: W-wa ,Pl. Na Rozdrożu 2 m. 183
Archiwum: Grzegorz Gąsienica-Poszepszyński
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Obserwuję ten temat niestety jednym okiem (plan się wali i grożą więzieniem lub Syberią ) i lista jest pokaźna : https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_military_nuclear_accidents

ale przypomniał mi się jeszcze jeden :

https://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_lotnicza_pod_Palomares

i to nie bez powodu ,otóż w niezapomnianej Telewizji Maciejowej wyemitowano owy film oparty luźno na tym icydencie :

https://en.wikipedia.org/wiki/The_Day_the_Fish_Came_Out

Przy okazji ciekawostka :

https://en.wikipedia.org/wiki/United_States_military_nuclear_incident_terminology#Broken_Arrow

Muszę kończyć, nadchodzi ekipa. Tym razem z marchewką ...

pozdr

_________________
Ministry, Animosity :

https://www.youtube.com/watch?v=L2ayask8pck&list=RDL2ayask8pck

Svoboda je prevara, zakufana prevara

Sob 19 Lis, 2016 10:33

Powrót do góry
erkael56
Major

Major




Posty: 1560
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Panc - dzieki za dodatkowe info!

Sob 19 Lis, 2016 12:22

Powrót do góry
Speedy
Porucznik

Porucznik




Posty: 575
Pochwał: 7
Skąd: Wawa
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

No dobra, skoro się spodobało, to jeszcze trochę popiszę. Weekend jest i nie mam za dużo do roboty.

Następnych kilka lat było szczęśliwych dla SAC (Strategic Air Command). Zapewne zaowocowały wdrożone po wypadkach w 1950 procedury bezpieczeństwa, zapewne też personel lotniczy i naziemny nabrał doświadczenia i przez kilka następnych lat obyło się bez nuklearnych incydentów (a przynajmniej Departament Obrony się nie przyznaje do żadnych). Jednak wszystko co dobre ma swój koniec. Do służby weszła nowa generacja bombowców, maszyny o napędzie odrzutowym, i było nieuniknione że w końcu i im coś się przytrafi.

10.III.1956, Morze Śródziemne (albo Pn. Afryka?). Tego dnia z bazy MacDill na Florydzie (koło Tampa) wystartowały 4 bombowce B-47E Stratojet, wyruszając w daleką podróż aż do bazy Ben Guerir w Maroku. Tak długi przelot wymagał dwukrotnego tankowania w powietrzu. Pierwsze tankowanie z KC-97 Stratotanker z bazy na Azorach odbyło się bezproblemowo. Punkt kolejnego tankowania wyznaczono nad Morzem Śródziemnym, z grubsza w rejonie nadmorskiej miejscowości Port Say (obecnie Marsa Ben M'Hidi) w Algierii, a w zasadzie na algiersko-marokańskim pograniczu. Samoloty obniżyły tam lot, schodząc na wyznaczoną wysokość tankowania 14.000 ft (4270 m). Po drodze przecięły przy tym rozległą i gęstą formację chmur (podstawa chmur 14.500 ft czyli 4420 m). Z ławicy chmur wynurzyły się jednak tylko trzy Stratojety - czwarty zniknął. Nie udało się też nawiązać z nim łączności radiowej. Zaginiony samolot nie miał na pokładzie bomby jądrowej, przewoził jednak dwa "ostre" (bojowe) rdzenie.

Zorganizowano rozległe poszukiwania na morzu i lądzie, uczestniczyły w nich okręty Royal Navy odbywające w okolicy ćwiczenia, jak również wojska marokańskie, francuskie i hiszpańskie (Maroko Hiszpańskie było tuż obok). Francuska agencja prasowa poinformowała, że mieszkańcy wsi Sebatna we wschodnim Maroku (nie znalazłem jej, ale ponoć to mniej więcej ta sama przygraniczna okolica) widzieli samolot eksplodujący w powietrzu gdzieś nad pustynią na południowym wschodzie. Wszystkie te poszukiwania nie dały jednak rezultatu. Nie natrafiono na żadne ślady czy szczątki samolotu, 3-osobowej załogi ani jądrowych ładunków.

Pytanie, czemu goście lecieli taką trasą, że tankowali nad Morzem Śródziemnym. Najkrótsza droga do Ben Guerir wiodłaby nad środkowym Atlantykiem i zachodnim wybrzeżem Afryki. Oczywiście nie zawsze opłaca się lecieć po najkrótszej trasie, prawdopodobnie była to jakaś taka wypadkowa, żeby i bombowcom i tankowcom było wygodnie. Przypuszczam też prywatnie, że w ramach ćwiczeń zrobili czy też mieli zrobić ćwiczebne zajście na jakiś cel (może np. Gibraltar?). Była to popularna wówczas metoda treningowa SAC, taki atak "na sucho", bez zrzucania czegokolwiek, na jakiś realny cel np. Nowy Jork. Niekiedy uczestniczyły w tym specjalnie naziemne jednostki szkolno-treningowe zwane RBS (Radar Bombing Scoring), dysponujące odpowiednią aparaturą elektroniczną. Funkcjonowało to w ten sposób, że w momencie fikcyjnego "zrzutu" bomby urządzenie treningowe na bombowcu wysyłało zakodowany sygnał radiowy. Aparatura RBS odbierała go i na tej podstawie wyznaczała bardzo precyzyjnie pozycję bombowca i parametry lotu w chwili "zrzutu". W oparciu o to wyliczany był hipotetyczny punkt "upadku" bomby. Porównując go z punktem celowania można było ocenić umiejętności załogi, czy trafiłaby w cel realną bombą w tych warunkach.

27.VII.1956, baza Lakenheath, Suffolk (UK). Tego dnia załoga samolotu B-47E przybyłego z bazy March w Kalifornii ćwiczyła sobie lądowania, wykonując manewr zwany touch-and-go (lądowanie, które nie kończy się hamowaniem, lecz przeciwnie, rozpędzeniem maszyny do kolejnego startu). Za czwartym podejściem w wyniku błędnego wykonania tego manewru samolot wypadł z pasa i z wielką prędkością uderzył w budynek magazynowy (tzw. "storage igloo") będący składem broni nuklearnej. W wyniku kolizji samolot eksplodował, rozpryskując wokoło płonące paliwo. Cała załoga (4 osoby w tym przypadku) zginęła.

Samolot nie miał na pokładzie broni jądrowej. W magazynie natomiast znajdowały się 3 bomby atomowe Mk.6. Rdzenie przechowywane były oddzielnie, w innym budynku. Szczęśliwie żadna z bomb nie eksplodowała w pożarze, a nawet nie odniosły one poważniejszych uszkodzeń i po wyremontowaniu uznano je za zdatne do użytku.

22.V.1957, baza Kirtland, Nowy Meksyk. Bombowiec B-36 odbywał przelot z bazy Biggs w Teksasie do Kirtland właśnie. Na pokładzie miał bombę termojądrową Mk.17 (wielka i ciężka broń, zwana niekiedy "superbombą", zarówno ze względu na wielką siłę wybuchu - 10 Mt - jak i na ogromną masę, blisko 20 ton). Rdzeń nie był zainstalowany i nie do końca jest jasne czy w ogóle był na pokładzie (raport Departamentu Obrony stwierdza że tak, z drugiej strony był to lot transportowy, a zgodnie z procedurami SAC bombowce w lotach transportowych raczej nie zabierały jednocześnie bomb i rdzeni).

O godz.11:50 w trakcie podejścia do lądowania na wysokości 1700 ft (520 m) bomba samorzutnie uwolniła się z podwieszenia, spadła na zamknięte drzwi bombowe, wyłamała je i wypadła. System spadochronowy bomby uruchomił się, jednak z uwagi na małą wysokość spadochrony nie zdążyły się w pełni rozwinąć i wyhamować spadek. Bomba wylądowała na tyle twardo, że zawarty w niej konwencjonalny ładunek wybuchowy eksplodował od uderzenia, wybijając krater o średnicy 25 ft(7,6 m) i głębokości 12 ft (3,7 m) i rozrzucając szczątki bomby w promieniu około mili (1,6 km). Bomba nie miała rdzenia, lecz zawierała inne radioaktywne materiały. Niewielkie skażenie wykryto jednak tylko w obrębie krateru. Ponieważ wypadek miał miejsce w bezludnej, pustynnej okolicy, nie było żadnych zniszczeń ani ofiar.

Za przyczynę uznano błąd członka załogi lub personelu naziemnego, popełniony przy ustawianiu mechanizmu zamka zrzutu awaryjnego.

28.VII.1957, Ocean Atlantycki. Tym razem "bohaterem" nie był samolot bombowy, lecz wielki 4-silnikowy transportowiec C-124 Globemaster. Samolot leciał z bazy Dover w Delaware przez Azory do nieujawnionej bazy w Europie. Na pokładzie niósł 3 bomby jądrowe Mk.5 w konfiguracji transportowej (brak rdzeni, baterie elektr. zamontowane lecz nienaładowane) oraz 1 bojowy rdzeń.

W odległości około 100 mil (160 km) od amerykańskiego wybrzeża, na skraju Zatoki Delaware doszło do awarii kolejno obu lewych silników. Pilot natychmiast zwiększył moc pozostałych silników do maksimum i zawrócił w kierunku lądu. Samolot nie był jednak w stanie utrzymać wysokości i zapadła decyzja o pozbyciu się ładunku. Pierwszą bombę wyrzucono z wysokości 4500 ft (1370 m) w odległości 75 mil (121 km) od brzegów stanu New Jersey. Nie powstrzymało to jednak opadania i gdy wysokość lotu obniżyła się do 2500 ft (760 m) do morza powędrowała kolejna bomba. Było to 50 mil (80 km) od brzegu. Odciążony samolot zdołał dotrzeć do lądu i bezpiecznie wylądować na najbliższym lotnisku, w bazie marynarki w Atlantic City, z ostatnią bombą i rdzeniem na pokładzie.

Mimo 3-miesięcznych poszukiwań nie odnaleziono żadnej z wyrzuconych bomb ani ich fragmentów. Przy ich upadkach do morza załoga nie zaobserwowała eksplozji, możliwie jednak że uległy mechanicznemu uszkodzeniu lub zniszczeniu. W przeciwieństwie do innych bomb jądrowych tego okresu Mk.5 miała stosunkowo lekką aluminiową konstrukcję.

Znowu mam trochę czasu, to jeszcze ze dwie katastrofy:

11.X.1957, baza Homestead, Floryda. Krótko po północy bombowiec B-47B miał wystartować do misji treningowej w ramach ćwiczeń Dark Night. Samolot miał na pokładzie bombę jądrową oraz bojowy rdzeń (przechowywany oczywiście osobno). W trakcie rozbiegu przy stosunkowo niewielkiej jeszcze prędkości ok. 30 w (56 km/h) doszło do pęknięcia prawego tylnego koła. Wywołało to gwałtowne "opadnięcie" i uderzenie w pas tylnej części samolotu. Wskutek tego nastąpiło rozerwanie zbiorników paliwa, które następnie zapaliło się od iskrzenia spowodowanego tarciem kadłuba o podłoże. Samolot rozpadł się i spłonął około 3800 stóp (1160 m) przed końcem pasa. 4-osobowa załoga zginęła.

Po 10 minutach prób gaszenia strażacy zgodnie z procedurą przerwali akcję i ewakuowali się w związku z zagrożeniem eksplozją konwencjonalnych materiałów wyb. w bombie, pozostawiając wrak by sam się wypalił. Trwało to aż 7 godzin (wg innej wersji 4 godz.), po których dogasające szczątki schłodzono wodą. Podczas pożaru miały miejsce dwa wybuchy (bez detonacji) konwencjonalnych m.w. bomby, z której zachowała się tylko połowa korpusu. Pojemnik z rdzeniem został odnaleziony we wraku z niewielkimi jedynie uszkodzeniami od ognia.

31.I.1958, baza Sidi Slimane, Maroko. Wypadek B-47 prawie identyczny jak poprzednio: w trakcie rozbiegu pękło lewe tylne koło, co spowodowało uderzenie tyłem kadłuba w ziemię i pożar. Tym razem 4-osobowa załoga zdążyła się ewakuować i obyło się bez ofiar. Samolot palił się przez około 7 godzin, wypalając 30-metrowej średnicy wyrwę w asfaltowym w tym przypadku pasie. Znajdująca się na pokładzie bomba termojądrowa Mk.36 nie eksplodowała lecz uległa uszkodzeniu, powodując lokalne skażenie w obrębie wyrwy w pasie.

_________________
Pozdr.
Speedy

Pią 25 Lis, 2016 14:05

Powrót do góry
erkael56
Major

Major




Posty: 1560
Odpowiedz do tematu Odpowiedz z cytatem

Dzięki Speedy za dodatkowe info. I jeszcze jeden materiał zza oceanu:

Dwie tajemnice Dalekiej Północy

Linda Mouton Howe

Ten materiał wskazał mi nasz dalekowschodni korespondent Patrick Moncelet z Singapuru:

Rzecz na temat dziwnych, fingujących dźwięków z dna morskiego i bomby atomowej zagubionej w 1950 roku, na północny-zachód od Vancouver, BC, Kanada.

Cieśnina Fury i Hecla jest jednym z największych terenów łowieckich w lecie i zimie, ponieważ jest to obszar otwartych wód otoczony przez lody, które zamieszkują morskie ssaki. Tymczasem tego lata – 2016 roku – tam nie było żadnego z nich (fok i wielorybów). A to już jest bardzo podejrzaną rzeczą.
- Paul Quassa, członek Rady Legislacyjnej w Igloolik, NU, Kanada

To przypominało obwarzanka przeciętego na pół, a potem otoczonego kręgiem z tych śrub… większych od piłki do koszykówki… wszystkie uformowane w półkule. To była najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem.
Sean Smyrchinsky, nurek z okolic archipelagu Haida Gwaii, 466 mi/750 km na NW od Vancouver, Kanada, opisujący 12-stopowy przedmiot leżący na dnie morza.

Cieśnina Fury i Hecla: tajemnicze dźwięki

Cieśnina Fury i Hecla jest wąskim przesmykiem wodnym w Nunavut, który ostatnio stał się bardzo popularnym terytorium w Kanadzie na zachód od Grenlandii. Normalnie cieśnina roi się od fok, wielorybów i innych zwierząt morskich, ponieważ ten akwen nie zamarza nawet zimą.
Ale od lata 2016 roku, wody stały się przerażająco puste alarmując miejscowych, że dzieje się coś złego, zaś rybacy usłyszeli odczuli „pingujące” dźwięki przenikające poprzez kadłuby ich drewnianych kutrów.
W piątek, 4.XI.2016 roku, rzeczniczka prasowa Ashley Lemire z CDoND w Ottawie opublikowała następujące oświadczenie:
Kanadyjskie Siły Zbrojne zostały poinformowane o występowaniu niezidentyfikowanych dźwięków pochodzących z dna morskiego w cieśninie Fury i Hecla w prowincji Nunavut. Lotnicze patrole podjęły różne próby technicznego rozpoznania na tym akwenie, w tym 1,5-godzinne sonarowe poszukiwania, bez stwierdzenia jakichkolwiek akustycznych anomalii. Załogi nie stwierdziła żadnych powierzchniowych i podpowierzchniowych kontaktów.
Jednakże miejscowi mieszkańcy meldowali swemu przedstawicielowi w Radzie Legislacyjnej Paulowi Quassa, że w czasie lata 2016 roku, słyszano „brzęczenie” albo „pingowanie” w cieśninie Fury i Hecla, w odległości 75 mi/120 km na północny-zachód od Igloolik.
Cieśnina Fury i Hecla jest kanałem w Nunavut, i znajduje się nieopodal Friday Point i Liddon Island w Arktyce na zachód od Grenlandii. Inuicka wioska Igloolik Island znajduje się 120 km na SE od tej cieśniny.
Później, odkąd Fury i Hecla jest głównym akwenem łowieckim w lecie i zimie na zwierzęta morskie, ponieważ jest wolna od lodu, miejscowi myśliwi zostali zaalarmowani faktem, że normalnie wielka populacja morskich ssaków jak wieloryby i foki (wybijane barbarzyńsko corocznie przez Kanadyjczyków – przyp. tłum.)gdzieś znikła, jakby wystraszona przez nieznane „coś”. Miejscowi opowiadali o słyszanych odgłosach brzęczenia i pip-pip poprzez kadłuby swych kutrów. Ale żaden z nich nie zna ich źródła, poza tym iż tajemnicze hałasy wydobywają się z dna morza.
Zagadka czeka na rozwiązanie…

Bomba A czy UFO w archipelagu Haida Gwaii?

Mniej więcej 466 mi/746 km na północny-zachód od Vancouver, BC, Kanada, znajdują sie wyspy Haida Gwaii, archipelag składa się z 138 wysp i jest znany jako Queen Charlotte Islands.
W piątek, dnia 4.XI.2016 roku, kanadyjskie Siły Zbrojne ogłosiły, że okręt podejmie w przyszłych tygodniach rozpoznanie dziwnego, metalicznego przedmiotu na dnie morza w okolicach archipelagu Haida Gwaii składającego się ze 138 wysp, znajdujących się na NW od Vancouver.
Ostatnio nurkując obok jednej z wysp, Sean Smyrchinsky znalazł coś, co tak opisał dla BBC:
- Właśnie rozglądałem się za rybami na jutro. Zanurkowałem i rozglądałem się dookoła i oddaliłem się od mojej łodzi. I naraz natknąłem się na coś, czego jeszcze nie widziałem przedtem. To cos miało 12 ft/4 m, długości i przypominało przecięty precel, a wokół tego przeciętego bajgla znajdowały się jakieś kule wielkości piłek do kosza. To najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem.
Smyrichinsky wysłał email do CDoND opisując to, co znalazł i załączając szkic. CDoND odpowiedział, że są oni zainteresowani tym tematem.
Niektórzy sugerowali, że mogłaby to być bomba Mark IV o długości 10 ft/3,3 m, w kształcie balonu czy gruszki, która została wyrzucona nad Pacyfikiem przez załogę bombowca, w dniu 13.II.1950 roku, kiedy zapaliły się jego silniki. Wojskowi z USA powiedzieli, że ta utracona bomba z 1950 roku, była „ślepa” i wypełniona ołowiem, zamiast rdzeniem z plutonu.
Tutaj mamy bombę Mark IV. Ale ona nie ma żadnych półkul wielkości piłki do koszykówki wokół niej. A zatem co znalazł Smyrichinsky???
Dziesięciostopowa bomba atomowa Mark IV 4N w korpusie z aluminium była produkowana w USA w latach 1949-1953. Jedna z nich została utracona nad Pacyfikiem w dniu 13.II.1950 roku, czy to właśnie ta? Zobacz do podanych stron internetowych:

1. Part 1: U.S. Navy Chief Yeoman Describes "Extraterrestrial Biological Entities" in TOP SECRET/MAJIC Photographs: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=1064&category=Environment
2. Part 2: U.S. Navy Chief Yeoman Describes "Extraterrestrial Biological Entities" in TOP SECRET/MAJIC Photographs: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=1067&category=Environment
3. New Mysterious Loud, Rumbling Booms in Idaho and California: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=2469&category=Environment
4. Windsor “Hum” Rattling Windows — Again: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=2439&category=Environment

Więcej informacji:

Na temat obserwacji USO/UAO oraz tajemniczych dźwięków na świecie możecie znaleźć w Archiwum Earthfiles, uporządkowane od roku 1999 do 2016, i tak:

 10.II.2015 — Zaktualizowano: tajemnicze huki i zmiany w wewnętrznym jądrze Ziemi?
 12.X.2014 — Jeszcze więcej metalicznych hałasów, huków I czarnych piramid.
 15.VII.2014 — Jeszcze więcej przerażających metalicznych hałasów - niewidzialny konflikt czy ostrzeżenie???
 16.III.2016 — Niewyjaśnione huki w Alhambra, CA.
 17.III.2006 — Część 1: jw.
 18.XI.2009 — Część 1: więcej o nowozelandzkich metalowych kulach z Projektu Moon Dust.
 19.VIII.2015 — Tajemnicze niezidentyfikowane promienie światła i błyski.
 19.XI.2008 — Część 9: jednostka US Army i CIA bada prawdziwe UFO z Projektu Blue Book.
 20.X.2016 — Nowe tajemnicze hałasy, dudniące huki w Idaho I Kalifornii.
 20.XI.2014 — Część 1: zaobserwowano setki wstrząsów podziemnych, niskich huczących odgłosów i napowietrznych świateł w Surprise Valley i Cedarville, CA.
 23.III.2006 — Część 2: dowódca Sił Pomocniczych US Navy opisuje EBE w „TOP SECRET/MAJIC Photographs”.
 23.IX.2015 — Niewyjaśnione huki ponownie od Wirginii do Nowego Brunświku w Kanadzie.
 25.IV.2014 — Infradźwiekowe huki i wstrząsy.
 26.VI.2014 — Przerażający odgłos drapanego metalu słyszany od Michigan do Alaski.
 27.II.2014 — Naoczni świadkowie w Kalifornii i Idaho łączyli ze sobą obserwacje napowietrznych trójkątów z odgłosami trąbienia i metalicznymi hałasami.
 3.XII.2014 — Dziwne głośne odgłosy słyszano w Wielkiej Brytanii, USA, Europie i Australii.
 30.VI.2016 — brzęczenie w Windsorze powoduje drżenie okien – ponownie.
 5.I.2015 — Część 2: więcej wstrząsających domami huków słyszano I odczuwano w Pensylwanii.
 8.IV.2014 — Email od czytelnika Earthfiles o napowietrznych trójkątach, metalicznych dźwiękach o dużej dziwności.
 9.IX.2014 — Tajemnicze huki i towarzyszące im fale uderzeniowe.

Źródła:

• Mark 4 Nuclear Bomb: https://en.wikipedia.org/wiki/Mark_4_nuclear_bomb
• Część 1: U.S. Navy Chief Yeoman Describes "Extraterrestrial Biological Entities" in TOP SECRET/MAJIC Photographs: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=1064&category=Environment
• Część 2: U.S. Navy Chief Yeoman Describes "Extraterrestrial Biological Entities" in TOP SECRET/MAJIC Photographs: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=1067&category=Environment
• New Mysterious Loud, Rumbling Booms in Idaho and California: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=2469&category=Environment
• Windsor “Hum” Rattling Windows — Again: https://www.earthfiles.com/news.php?ID=2439&category=Environment

Opracował - © Robert K. F. Leśniakiewicz



Opis załącznika:
Igloolik

Opis załącznika:
Archipelag Haida-Gwaii

Sob 26 Lis, 2016 9:09

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki w tym forum
Możesz ściągać pliki w tym forum



Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników Forum.
Redakcja magazynu "Inne Oblicza Historii" nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.